wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 27

  Staliśmy przez chwilę na progu, uśmiech nie schodził z twarzy Kiśla.-No to ten.. Ja jestem Rafał.- zaśmiał się chłopak, mimo "pokaźnej" postury wydawał się być miły. A  może to właśnie dlatego wyglądał sympatycznie? Janek pchnął lekko Ari do przodu.
-Ej, uważaj! Emm.. A ja jestem Ari. Miło mi cie poznać... To jest Emi i Florek a to Martyna... Chodź, wejdź. Nie stój w progu, co?- chichotała nerwowo. Chłopak wszedł do przedpokoju.
-Tak w ogóle to dla ciebie!- wykrzyknął radośnie. Podając różyczkę wyprostował rękę za bardzo i za szybko, przez co kwiat znalazł się niemalże w ustach Ari. Dziewczyna, która się tego nie spodziewała odskoczyła przestraszona do tyłu i uderzyła głową w klosz lampki, po czym osunęła się na szafkę z której spadło kilka książek.
-Ari!- krzyknęliśmy i podnieśliśmy ją z ziemi. Klosz lampki się stłukł, mam nadzieję, że nic nie trafiło w głowę dziewczyny. Nie mogła się podnieść z pomiędzy włosów trysnęła krew. Popatrzyliśmy po sobie przestraszeni, Jaś pomknął po gazę.
-Ojejuś! Musimy ja zabrać na pogotowie! Mogła dostać wstrząsu mózgu albo się wykrwawi, jestem taki niezdarny!- lamentował Kiślu. Szybko ubraliśmy buty i wszyscy ścisnęliśmy się w samochodzie Floriana.  Zemdlona Ari siedziała z przodu, trzymał ją Janek. Pognaliśmy do szpitala, z głowy poszkodowanej ciągle ciekła krew a ona nie odpowiadała. Gdy dotarliśmy na parking przed pogotowiem Kiślu wziął ją na ręce alby ją zanieść ale prawie się przewrócił, wiec jego obowiązek przejął Janek. Dziewczyna nadal nie odpowiadała a rana wciąż broczyła krwią. Usiedliśmy w "poczekalni" Rafał ciągle obgryzał paznokcie, biedaczek. To nie jego wina, że tak się stało... A z drugiej strony jak można być takim fajtłapą? Jak Ari coś się stanie to będzie myślał, ze to jego wina.. A on chciał dobrze. Chłopak czuł się zobowiązany, wiec wniósł ją do gabinetu. Siedzieliśmy wszyscy na śmiesznych krzesełkach bez oparć pod ścianą i patrzyliśmy na drzwi za którymi oboje zniknęli.
-Skad ty go wytrzasnąłeś, hmmm? Jakiś odzysk, koledzy dla nerdów czy co?- zapytała zirytowana Emi.
-To mój kumpel. Jest serio super, teraz się zestresował, to wszystko!- zaśmiał się Jaś broniąc przyjaciela.
-Zestresował się! No kurde.- mruknęła zdenerwowana Emi. Ona nienawidzi gdy coś nie idzie po jej myśli.
-Tak, zestresował.
-No ja rozumiem, że stres i w ogóle. Ale żeby laskę od razu kwiatkami karmić?- próbował żartować Eskacz by rozładować napięcie.
-W sumie z jego gabarytami widać, że dba o jedzenie. Ale żeby aż tak?
-Głupoty gadasz Florian.- wkurzyła się.
-Stawianie roweru obok lodówki wpływa na poziom zaludnienia w Europie. To są głupoty, wiec nie mów mi, że...
-Już, koniec. Cicho!- uciszyłam ich, zaraz się pokłócą i tyle z tego będzie. Popatrzyliśmy się na siebie i zaczęliśmy rechotać. Baliśmy się o Ari, to jasne. Ale sytuacja była tak idiotyczna, że nie sposób się nie zaśmiać. Po chwili pielęgniarka wypchała siedzącą na wózku Ariadnę z gabinetu, za nimi szedł przybity Kiślu.
-To wy jesteście jej przyjaciółmi?- zwróciła się do nas, wszyscy jak na komendę wstaliśmy.
-Tak, ja nawet jestem jej kuzynem!- zestresował się Jasiek.
-To dobrze. Zawiadom jej rodziców. Nic jej nie będzie, trochę kręci jej się w głowie. Mocno się uderzyła ale rozcięcie nie jest duże, samo się zasklepi. Jutro na pewno wyjdzie, zostanie na noc dla pewności, na obserwacji. Tylko...
-Tylko co?- oczy Jaśka się rozszerzyły.
-Tylko nie przynoście jej kwiatków.- parsknęliśmy śmiechem, tylko Rafał się zasępił. Siedzieliśmy razem z Ari na sali, czuła się dobrze ale bolała ja głowa.
-Właśnie dlatego nie wolno bić kobiet nawet kwiatkiem. Oto, co może się stać.- Florek wskazał rękami na leżącą Ari.
-Już się boję co ty mi na balu zrobisz. Jak będziesz rzucać wazonem żeby mnie zrzucić ze schodów to uprzedź.- Ariadna zachichotała.
-Ale ja nie chciałem! Tak bardzo cię przepraszam!- chłopak się zasępił.
-Wiem, że nie chciałeś, lajcik.- uśmiechnęła się do niego. Wtedy do sali weszła pielęgniarka wraz z rodzicami Ari. Wyprosiła nas bo kończyła się pora odwiedzin, wiec poszliśmy do domu. Rafał wrócił do siebie pieszo bo miał blisko, Emi stwierdziła, że jeszcze wpadnie do Florka. Wobec tego wracałam do domu sama z Jaśkiem.
-Wpadniesz do mnie na obiad? Narobiliśmy się a nikt tego nie zje bo do nocy nikogo u mnie nie ma.
-Wiesz co? W sumie mogę przyjść, u mnie też do późna będzie pusto w domu.
-No to super.- znów jechaliśmy autobusem, jak dobrze, że nitki są tak często. Wróciliśmy do chłopaka i wstawiliśmy jedzenie do podgrzania. W tym czasie pozbieraliśmy z podłogi książki i stłuczony klosz.
-Rodzice nie wkurzą się za lampkę?- zapytałam zamiatając szkło.
-Nie. Nawet się nie dowiedzą.- uśmiechnął się i po chwili wyszedł z takim samym kloszem.
-I już po krzyku.- roześmiał się i zamknął drzwi.
-No to super!- ale skąd ty masz taki sam...?
-Z innej lampki, to jasne! Chodź zjedzmy coś bo serio umieram z głodu. Poszliśmy do kuchni. Wyjęliśmy talerze i widelce.
-Janek już! Ja tyle nie zjem!- zareagowałam gdy zobaczyłam, że góra makaronu na moim talerzu sięga nieba.
-Jesteś wychudzona, musisz zjeść.
-Brzmisz jak moja babcia. Jeszcze zupę mi daj, wiesz?- zażartowałam,
-Zupy nie mam ale mogę ci dać więcej makaronu. Nie? To siedź cicho.- puścił do mnie oczko i dał mi widelec. Przy jedzeniu na prawdę pysznego makaronu (sos Jaśka był rewelacyjny, nie mam pojęcia jak on to zrobił) Jasiek opowiadał mi o Kiślu i coś o jakimś StarCrafcie. Niewiele zrozumiałam, pamiętam tylko, że są potrzebne jakieś minerały. Nigdy nie byłam dobra w grach, no cóż. Po skończonej obiadokolacji pozmywaliśmy naczynia i już miałam iść gdy Janek zaproponował.
-Może obejrzymy film?



♥♥♥
UWAGA! Posty teraz będą ukazywać się w godzinach 18-20 :) Przepraszam ale ciężko mi się wyrobić do 19 :<<
A tak poza tym to to już 27 rozdział :) Mam nadzieję, że Wam się spodobał :D 
Oraz do żywego komentowania. Na prawdę czytam wszystkie Wasze komentarze! Nie mówcie, że nie bo to nie prawda. Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to motywuje :P

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 26

  Minął kolejny, nudny tydzień szkoły. O dziwo Ola nie wywinęła przez ten czas żadnego numeru. Albo szykuje coś większego albo już się jej znudziło znęcanie się nade mną i zabawa Jankiem... Wszyscy ludzie ze szkoły a zwłaszcza dziewczyny rozmawiali o nadchodzącym balu. Miał on nadejść dopiero w przyszły piątek. Rozmowy wszystkich były pełne cudownych kreacji, świetnych planów i dobrej zabawy. Wszystkich po za naszymi. Nasze rozmowy dotyczyły raczej tajemniczego kolegi Janka, którego Ari miała dopiero poznać. Razem z Emi nieustannie zastanawiałyśmy się kto to jest. Ariadna nie mogła na w tym towarzyszyć bo przecież mieszka nad morzem a poza tym jest dorosła i ma ważniejsze problemy na głowie niż jakiś kolega Janka. Chłopak już ponoć się zgodził, ponoć zareagował bardzo entuzjastycznie. Jednak Jaś, złośliwiec jeden nie chciał nam powiedzieć kto to jest. Miał satysfakcję z tego, że jesteśmy strasznie ciekawe i szukamy tej osoby a nie możemy jej znaleźć. Prosiłyśmy go tyle razy ale on był twardy jak skała, pilnował swego sekretu. Powiedział tylko, że to jest świetny człowiek ale trzeba go poznać. To tylko wzmogło naszą ciekawość.
  Umówiłam się z Jankiem, że w sobotę rano po mnie przyjdzie i razem pójdziemy po jego kuzynkę na peron. Emi nie mogła iść z nami bo szła gdzieś tam z Florkiem. Była już siódma trzydzieści, najwyższy czas by zwlec się z łóżka. Ale ja, jak to ja zrobiłam to o dziesięć minut później, więc ogarnęłam się w zawrotnym tempie i zbiegając ze schodów piłam jogurt w ramach śniadania. Poszłam szybko otworzyć Jaśkowi, który stał pod drzwiami i dzwoniło od kilku minut.
-Jezu, hej, sorry, że tak długo.- sapnęłam zabiegana.
-Elo Loczek. Ale zdążyłaś ze wszystkim?- uśmiechnął się.
-Tak, tak. Ledwo co!- powiedziałam zakładając kurtkę bo w nocy padał już śnieg, mimo, że to dopiero końcówka listopada.
-Ale zjadłaś śniadanie?- spojrzał na mnie badawczo. Pilnował mnie z jedzeniem bo uważał, że się głodzę i, że dlatego jestem taka chuda.
-Tak, tak. Zjadłam, spokojnie. Ale chodź już bo serio nie zdążymy.- wyszliśmy z domu i szybko poszliśmy na przystanek. Autobus oczywiście się spóźnił, więc zdążyliśmy kupić bilety a i tak trochę pomarzliśmy. Po krótkiej podróży dojechaliśmy pod dworzec. Przeszliśmy skrótem i dotarliśmy na peron, było zimno i wszędzie było mnóstwo ludzi. Nie lubię tłoków, na prawdę. Jakimś cudem udało nam się znaleźć wolne miejsca na ławce, do przyjazdu Ari zostało jeszcze jakieś dwadzieścia minut.  Siedzieliśmy w ciszy na ławce i czekaliśmy na przyjazd pociągu. Obserwowałam ludzi. Dokąd oni się tak śpieszą? I po co? Czy nie widzą, że podróż jest najlepszą rzeczą w życiu człowieka? Przecież całe nasze istnienie to podróż. Gonimy za jakimś nieokreślonym celem, za sławą, za pieniędzmi i przez to nie zauważamy najpiękniejszych rzeczy.. Przyjaciół, rodziny, miłości, cudownych drobiazgów przy których warto się na chwilę zatrzymać. Nie czujemy ciepła które dają nam najbliżsi, odczuwamy tylko chłód... Zmarzłam już porządnie, wiec skuliłam się na ławce.
-Zimno ci?- Janek zawiesił wzrok na mojej twarzy.
-Niee, luzik.
-Przecież widzę.
-Ale co z tym zrobisz?- zaśmiałam się.
-Musiałbyś zatrzymać wiatr.- zobaczyłam jak chłopak zdejmuje kurtkę.
-No chyba zwariowałeś! Już, zapinaj to! Bo powiem twojej mamie!
-Dobra, już, przepraszam!- zaśmiał się.
-Ale dam ci swój szalik.
-Niee, co ty! Zimno ci będzie!- zaprotestowałam.
-Masz i nie marudź.- uśmiechnął się do mnie i odwiązał swój bordowy szalik.
-Ale Janek... Nie wygłupiaj się! Przewieje cię, czy coś...
-Nie przewieje mnie. Ale ty masz dużo włosów, jak ty się tym obsługujesz?- usiłował wyplątać z nich palce. Gdy mu się to z moją małą pomocą udało zawiązał mi na szyi szalik.
-No! Od razu lepiej. Swoją drogą bardzo ci w nim ładnie.- popatrzył mi się w oczy.
-Bo ładnemu we wszystkim dobrze!- zaśmiałam się. Leciutko zmrużył oczy i uśmiechnął się.
-W sumie fakt. Teraz już wiem dlaczego zawsze tak ślicznie wyglądasz.- znów się uśmiechnął, tym razem jakby do siebie i odgarnął włosy z mojej twarzy. Zapatrzyliśmy się na siebie. Miałam wrażenie, że jesteśmy całkiem sami, że cały otaczający nas hałas i tłok magicznie zniknął. Patrzyliśmy się sobie w oczy, Janek dotknął delikatnie mojego policzka. Czułam się dziwnie, bezpiecznie ale przede wszystkim cholernie dobrze. Janek lekko zbliżył swoją twarz do mojej i trzymał mój policzek swoją ciepłą dłonią. Pogładził mnie lekko kciukiem po kąciku ust i znów się do mnie przybliżył. Patrzyliśmy się sobie w oczy, ma tak cholernie brązowe tęczówki i wtedy nadjechał pociąg. Tłum ludzi poruszył się gwałtownie, wystraszyłam się. Janek rzucił mi ostatnie spojrzenie i odchrząknął.
-To ten... ymm... Chodźmy poszukać Ari, ok?
-Tak, chodźmy poszukać Ari.- przytaknęłam jakby otumaniona. Czy my prawie właśnie...? Gdy już odnaleźliśmy Ariadnę i się z nią wyściskaliśmy leniwie poszliśmy na przystanek autobusowy.  Jednak ja ciągle byłam myślami gdzie indziej. Ten moment na peronie... Był dziwny. Miałam wrażenie, że Janek patrzy się na mnie inaczej niż zwykle...Teraz już to wróciło do normy, ale wtedy na prawdę czułam się inaczej. To w ogóle było dziwne.  Dotarliśmy do domu Janka, jak tam było cudownie ciepło! Wkrótce dołączył do nas Florek z Emi. My z chłopakami zajęliśmy się gotowaniem a Emka poszła odpicować Ari do łazienki. Florek nakrył do stołu, fajnie mu to wyszło. Ja starałam się nie przypalić makaronu ale Jaś zrobił przepyszny sos. Nigdy nie myślałam, że tak dobrze radzi sobie w kuchni! Florek przyglądał się naszej pracy i pełnił w kuchni raczej rolę dekoracji niż pomocy. Więc postanowił zrobić coś niezwykle potrzebnego, absorbującego i trudnego: zapalił świeczkę na stole. Twierdził, że to wszystko na co go stać i, że jest z siebie dumny. Dziewczyny w końcu wylazły z łazienki. Ari niby wyglądała tak samo jak zwykle ale jakoś lepiej. Miała delikatny makijaż, ładnie upięte włosy i w ogóle jakoś fajnie się prezentowała. Próbowaliśmy wyciągnąć z Janka kto za chwilę do nas przyjdzie ale on nadal nie chciał nic powiedzieć. Wreszcie usłyszeliśmy dzwonek i pukanie. Wszyscy rzuciliśmy się do drzwi. Janek je otworzył i naszym oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak z różą w ręce.
-A to jest właśnie Kiślu!- zaniemówiłyśmy.



♥♥♥
I oto jest! Rozdział dwudziesty szósty. Wybaczcie, ze się troszkę spóźniłam ale nie miałam przez chwilę internetu :(( Ale mam nadzieje, że rozdział się Wam podobał.
Zapraszam na aska: Kliknij po ciastko i radosć
Oraz do komentowania! :D
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 25

-A co wy takie poważne?- zapytał Janek.
-Bo my myślimy.
-No to progres, gratuluję!- zaśmiał się Eskacz.
-Tobie też by się czasem przydało.- fuknęła Ari.
-Dobra, fajnie. A nad czym myślicie?- przerwałam im bo zaraz zaczęli by się kłócić.
-Bo będzie ten bal, co nie? I chcemy zrobić tak żeby Ari też mogła pójść.- o nie... W naszej szkole są często organizowane bale. Z okazji rozpoczęcia i zakończenia roku, z okazji zimy lub jak kto woli z okazji Świąt Bożego Narodzenia no i bale andrzejkowe. Trzeba przyjść w sukienkach wieczorowych (których nienawidzę) będziemy musieli się integrować z ludźmi (czego też nie lubię) no i najgorsze: należy mieć osobę towarzyszącą...
-A czemu Ari miałaby nie iść?
-No bo trzeba mieć partnera jeśli jest się spoza szkoły! A z naszą paczką będzie problem... No ja zapraszam Floreczka, to oczywiste- tu uśmiechnęła się ciepło do chłopaka.
-Ale co z Ariadną? Albo co z Martyną? No bo ty Janek chyba nie masz nikogo innego, co nie?
-Nie.- mruknął. Chciał iść na ten bal z Olą. Wiem, że na to czekał i, ze się z tego cieszył. Ale ona musiała wszystko zepsuć.
-A muszę iść?- popatrzył się na dziewczyny wzrokiem zbitego psa.
-Stary ogarnij się już! Olka to nie jedyna laska na świecie! Rozejrzyj się! Pomyśl! Masz super przyjaciółkę! Nie mówię, ze masz się z nią umawiać. Znajdź sobie kogoś innego i zapomnij o tej... tej... dziewczynie! Nie oglądaj się za jakimś pustym plastikiem! Stać cię na dużo fajniejszą dziewczynę. Olka nie była warta twojej uwagi, zrozum to wreszcie!- zdenerwował się Florek.
-Ale...
-Bez ale! Zachowujesz się jak zniewieściały idiota! Ona NIE była ciebie warta. Otrząśnij się i zacznij normalnie żyć.
-Poza tym Olka będzie miała satysfakcję z tego, że nie masz dziewczyny. No dalej, idź z Martyną.- dołączyła się Emi. Zapanowała kompletna cisza. Siedziałam na podłodze i patrzyłam na moich przyjaciół. Emi stała oparta o stół z Ari a chłopcy siedzieli na kanapie. Wszyscy czekali na reakcję Janka, który zrobił się całkiem blady. Wstał i podszedł do okna. Patrzył się poza horyzont, stukał palcami w parapet. Sama nie wiem czy wybuchnie czy może w końcu coś do niego dotarło. Florek umie wstrząsnąć człowiekiem kiedy będzie taka potrzeba. Po kilku minutach Jasiek odwrócił się i westchnął.
-Macie rację. Jestem głupi.- potarł dłonią twarz i z powrotem opadł na kanapę.
-No widzisz stary. Nie jest tak źle. Idziesz z Martyną, tak?- Eskacz poklepał go po ramieniu a on tylko przytaknął.
-No dobra, a co ze mną?- zapytała Ari.
-No właśnie... Jak coś to mogę kogoś załatwić... Ale czy ja wiem? To nie jest najlepszy pomysł, sami wiecie jakich ja znam głupich kolesi.- westchnęła Emilka.
-Ej! Mogę cię zapoznać z moim kolegą...- uśmiechnął się Jasiek robiąc tą swoją dziwną minę. To wróżyło coś dziwnego albo głupiego.
-A kto to?- ucieszyła się Ariadna.
-Nie powiem ci! Zobaczysz.- zaśmiał się.
-Randka w ciemno!- zaklaskała w ręce Emi.
-Zróbmy tak! To będzie super!- Ari oczywiście zaczęła się śmiać.
-Dobra. Umówimy was, będzie zabawnie. Tak dla sprostowania. Ty Emi idziesz z Florkiem, Ari idzie z moim kumplem a ja z Martyną?
-Tak!- zapiszczały dziewczyny
-A może ktoś się mnie zapyta o zdanie, hmm? Czy nie, mam iść z Jaśkiem i nie mam nic do gadania?- udawałam obrażoną. Jaś wstał i wyciągając do mnie rękę powiedział:
-Piękna panienko czy zgodzisz się pójść ze mną na bal andrzejkowy?
-No dobra.- zaczęłam się śmiać i podałam mu rękę. On uśmiechnął się do mnie ciepło i schylając się delikatnie musnął ustami wierzch mojej dłoni.
-No to super.- mruknął patrząc mi z uśmiechem w oczy. Dziewczyny popatrzyły się na siebie znacząco. Były z siebie wyraźnie zadowolone.



♥♥♥
Proszę bardzo! Specjalnie dla askowych rozdział w niedzielę :) Mam nadzieję, że się Wam podobał :D Jest króciutki ale nadprogramowy, miało go nie być xD 
Zapraszam na aska Tu jest fajnie oraz do komentowania rozdziałów :)
Chciałam Wam jeszcze bardzo podziękować za 20 000 tysięcy wyświetleń! <3 Na prawdę, nie wiecie jak się strasznie cieszę! :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

piątek, 27 marca 2015

Rozdział 24

-Kto to?- zawołała Ari. Dziewczyna jest bardzo fajna ale troszkę zbyt... rozentuzjazmowana?
-Hej Janek! Elo Ruda! Proszę, panie przodem.- zwrócił się Florek do Emi i puścił ja w drzwiach. Zdjęli buty i kurtki po czym weszli do salonu.
-Siemka Ari!- przywitała się Emka.
-Sorki za spóźnienie. Ale ona musi się wyszykować jakby nie była wystarczająco ładna.- dodał Florian.
-Oj, już nie słodź!- zaśmiała się Emilka ale widać było, że sprawiło jej to przyjemność. Rozsiedli sie na kanapie i Ariadna zarządziła integrację. Oczywiście ja musiałam być pierwsza.
-Nooo... Ja lubię rysować, mój pies ma na imię Korek i lubię Dary Anioła.- Emilka uśmiechnęła się do mnie.
-Teraz ty Januś!- Zaśmiała się Ari.
-Ale mnie wszyscy znają!- bronił się.
-Wszyscy to wszyscy!- wykrzyknęła jego kuzynka. Chłopak westchnął.
-Ja lubię pływać, grać w gry i je komentować i denerwować Loczka.- zarechotał a ja rzuciłam go poduszką.
-No niech będzie. Ale nie jestem z was zadowolona!- pogroziła nam palcem.
-No to tak! Ja jestem Ari! I nie lubię swojego imienia, serio! Lubię rysować, wiecie?! I jestem super fanką Zmierzchu! Serio, on jest świetny! Mam też kota Roberta Pattisona z którym śpię a potem mogę się pochwalić, że sypiam z Robertem Pattisonem!- Trajkotała tak szybko, że nie nadążałam z rejestracją słów, a ona zdążyła się jeszcze śmiać.
-Mówiłaś nam to już!- powiedział Janek.
-Już, cicho Ari!- dodał po chwili.
-Tylko skończę, okej!? I lubię jeszcze malować, wiecie?! Ale to już chyba wam mówiłam! Co nie?- Śmiałą się rozentuzjazmowana. Strasznie szybko mówi, strasznie głośno się śmieje i bardzo dużo gestykuluje. Ja nie wiem jak to jest ale przez to była tak niesamowicie sympatyczna. Ale nie wiem skąd brała tyle energii na to wszystko.
-Ej, może zacznij uprawiać jakiś sport, hmm?- zasugerował Florek. Znając osoby o takim temperamencie uprawia już pięć dyscyplin sportowych.
-Nieee, szybko się męczę!- wybuchnęliśmy śmiechem. Tak samo, jak nie umiem sobie jej wyobrazić smutnej, tak samo nie wyobrażam jej sobie zmęczonej.
-To może ty Florianku nam coś o sobie opowiesz, hmmm?- zaśmiała się perliście.
-Nooo... Mam na imię Florian...
-Na serio?- rechotała dalej.
-Noo... Lubię jeździć na motorze i od kilku lat tańczę w balecie.- tu Ari opluła się sokiem porzeczkowym.
-Co was tak śmieszy ten balet?- zażartował.
-I mówią na ciebie Eskacz!- wykrzyczała Emilka.
-Ej, no! Miałaś im nie mówić!
-Co? Czemu Eskacz?
-Głupia historia...
-Mów!- zaciekawiła się Ariadna.
-Eeeh.. Jak byłem młodszy, jeszcze zanim zacząłem tańczyć to strasznie się popisywałem.
-Tak jakbyś teraz się nie popisywał!- rzuciłam.
-To nie ważne, ciśśś- zaśmiał się.
-Ale wtedy jeszcze bardziej. Chciałem być fajny, chciałem być takim "fejmem" szkolnym, wicie o co chodzi. "Fajni" koledzy mówili, że będziemy skakać z takiego murka do wody. To jeziorko było płytkie a mur wysoki. Bałem się strasznie, tak samo jak oni. Ale nikt z nas nie miał na tyle odwagi żeby się odezwać i wybić to reszcie z głowy. Ja jako największy kozak miałem skoczyć pierwszy. Już brałem rozbieg kiedy jeden z tych kolesi krzyknął "Nie skacz!" zdygał już wtedy. Ale ja nie zrozumiałem i krzyknąłem "Co? Jaki Eskacz?" no i skoczyłem... Skończyło się na połamanych żebrach i ręce. Cudem przeżyłem... Od wtedy mówią na mnie Eskacz. - Słuchaliśmy w napięciu, nawet Ari była spokojna.
-Cud, ze przeżyłem, serio. Nigdy tak nie róbcie. Lepiej być "ciotą" niż kaleka do końca życia. Szkoda, że dopiero teraz to rozumiem. I wiem, że to była głupota.- chwilę siedzieliśmy w pełnej napięcia ciszy ale Ari skutecznie rozruszała towarzystwo. Zaczęliśmy dalej gadać i śmiać się z siebie nawzajem. Co mnie śmieszyło: najczęściej wymawianym teksem było "cicho Ari!" Jak ona może tyle mówić, śmiać się i gestykulować? Nie ogarniam tego. Ale i tak ją lubię, chyba jako pierwszą z tak żywych osób. W pewnym momencie Ari wszyła z Emilką po coś tam, nie mam pojęcia co. Wtedy zwrócił się do mnie Florek.
-Ruda. Musisz mi pomóc z Emi.
-Co? Co się stało?- zaniepokoiłam się.
-Bo ja jej nie rozumiem!- wybuchnęłam śmiechem. Nic dziwnego, że jej nie rozumie. Emi to typowa baba.
-No co?- jęknął.
-Nic, nic. Mów dalej.
-No ja jej nie ogarniam. Jest pierwszą dziewczyną której nie rozumiem! Raz mam mówić, raz być cicho. Raz coś ją śmieszy a raz denerwuje. Raz jest radosna jak skowronek a po chwili to normalnie "bez kija nie podchodź" Raz chce gdzieś iść a raz nie chce. Raz chce jeść a raz nie chce. Raz chce kończyć rozmowę a po chwili słyszę, że kończę bo jej nie kocham.Raz coś chce a za chwilę nie chce. To czego ona chce!?- z rezygnacją opuścił ręce.
-Właśnie! Ja miałem tak samo z Olą.- posmutniał Jaś.
- Czego wy właściwie chcecie?- zapytał Eskacz.
-Chłopcy, chłopcy, chłopcy.- westchnęłam.
-Opowiem wam teraz tajemnicę kobiet, ok? Nikt nas nie słucha?- szepnęłam. Chłopcy się rozejrzeli.
-Nie.- powiedział Janek.
-Dobra. Nachylcie się tu, muszę być cicho żeby nikt nie powołany nie słyszał. Bliżej, no.- mówiłam bardzo cicho, prawie dotykaliśmy się głowami.
-Ok. Tylko nikomu nie zdradźcie.
-Nie zdradzimy.
-Wiec tak. Uważajcie, to wszystko zmieni. Może się zachwiać wasz światopogląd. Słuchajcie.- chłopcy zastygli w napięciu.
-Otóż: nie mamy pojęcia czego chcemy!
-Wiedziałem!- krzyknęli obaj i zaczęliśmy się śmiać. Do salonu weszły dziewczyny. Były bardzo poważne.
-Słuchajcie. Jest sprawa.



♥♥♥
Oto rozdział 24 :D Mam nadzieję, że się Wam podobał! :) Nie jest tak długi jak wczorajszy ale mówiłam, że to tylko tak jednorazowo :) 
Zapraszam Was na supi aska: Klub nielubiących Oli XD (ask)
Piszcie, komentujcie i subskrybujcie! :D

Pozdróweczkiii
Miśka

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 23

Perspektywa Jaśka 

Wszedłem przez wiecznie zepsutą bramkę Martyny, zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Otworzyła mi Olimpia.
-Hej Janek, wchodź.
-Dzień dobrzy, ja przyszedłem do Martyny...
-Wiem, że przyszedłeś do Martyny, to oczywiste. Wiesz co jej jest?- jej twarz wręcz poszarzała
-Nie, co się stało?
-Załamała się, nie wiemy dlaczego z nikim nie chce gadać. Od niedzieli nic nie jadła, wypiła tylko szklankę soku... Ciągle tylko leży na łóżku i płacze jak myśli, że nie słyszymy... Pogadaj z nią, może coś ci powie.
-Mam do niej pójść?
-Jakbyś mógł... Pomóż jej, proszę. Tylko ty możesz coś zrobić, tobie ufa...- popatrzyła się na mnie tak, że zrobiło mi się przykro.
-To ja ten... Pójdę.- wszedłem po schodach i podszedłem pod drzwi jej pokoju. Słychać było cichy, stłumiony szloch. To przeze mnie... Dlaczego ja jestem taki głupi? Ścisnęło mi się gardło. Wszedłem cicho do pokoju i najciszej jak umiałem zamknąłem za sobą drzwi. Zobaczyłem Martynę płaczącą na środku pokoju, była odwrócona w stronę okna, więc mnie nie zauważyła. Dawno tu nie wietrzyła, wszędzie walały się porwane kartki z rysunkami. Stanąłem za nią i, że nie wiedziałem co mam zrobić po prostu ją przytuliłem. Dziewczynę przeszedł dreszcz strachu, prawie krzyknęła
-Ciśśś Loczek, nie płacz już.- zakołysałem nią.
-Idź stąd! Jasiek, zostaw mnie! Wyjdź, zostaw mnie samą!- odepchnęła mnie od siebie.
-Porozmawiajmy...- wyciągnąłem do niej rękę.
-Nie mamy o czym rozmawiać!- odsunęła się kawałek.
-Mamy. Proszę, Martynko...
-Nie mów na mnie Martynko!- warknęła.
-Przepraszam... Nie będę już tak mówić... Ale proszę posłuchaj mnie!
-Nie chcę! Wyjdź stąd!- otworzyła przede mną drzwi. Płakała, bardzo płakała... Postanowiłem, że jednak wyjdę... Skoro nie chce rozmawiać to nie będę jej zmuszać. Zamknęła za mną drzwi, skierowałem się w stronę schodów. Usłyszałem szloch. Muszę jej dać spokój... Nie mogę! Wróciłem się i wpadłem do pokoju Martyny. Zamknąłem drzwi.
-Wyjdź stąd.
-Daj mi się wytłumaczyć to sobie pójdę.- przytuliłem ją mocno, próbowała się wyszarpać ale byłem od niej silniejszy.
-Dobrze, ale mnie puść...- jęknęła. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, przyjrzałem się jej twarzy. Spuchnięta od płaczu i zmęczona z powodu braku snu. Nie myślałem, że aż tak to przeżywa... Jestem głupi...
-Posłuchaj mnie. Zachowałem się jak idiota, wiem, że to banalne ale taka jest prawda. Jestem głupi. Nie wiem jak mogłem tak o tobie pomyśleć. To pewnie dlatego, że tak bardzo ja kocham..- głos mi sie załamał. Martyna przeszyła moje oczy zielonym spojrzeniem.
-Czyli już wiesz...?- przytaknąłem. Stało się coś niemożliwego: Martyna mnie przytuliła. Zamrugałem oczami i przygarnąłem ją do siebie, dziewczyna zaczęła płakać. Kołysałem ją aby ją uspokoić i kontynuowałem mój monolog.
-Bardzo cię przepraszam, że tak zareagowałem, wiem jak strasznie byłem naiwny. Po prostu nie mieściło mi się to w głowie... I nadal nie mieści. Nie rozumiem... Nawet nie wiesz jak tego żałuję, przepraszam... Jestem głupi, wiem...- siedzieliśmy przytuleni do siebie, Martyna zaczęła się uspokajać.
-Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem- powiedziałem przytulając do siebie jej drobne ramiona.
-Ja za tobą też tęskniłam... I wiem, ze to trudne ale nie przejmuj się nią, ona taka jest... Chciałam ci to powiedzieć już dawno ale się nie dało, sam wiesz... Nie chciałeś mnie słuchać... A jak ci już powiedziałam to...- klatka piersiowa znów zaczęła jej drżeć.
-A to jej strata, że nie doceniła takiego człowieka jak ty.- pociągnęła nosem.
-Ale ja ją kocham!- mruknąłem zrezygnowany.
-Masz jeszcze mnie. Jestem twoją przyjaciółką, nigdy cię nie zostawię...- siedzieliśmy w ciszy. Po chwili zauważyłem, że Martyna zasnęła. Podniosłem ją delikatnie i położyłem ją na łóżko. Przykryłem ją kocem i zabrałem włosy z jej drobnej twarzy.
-Przepraszam, nie mogę się powstrzymać.- szepnąłem i delikatnie pocałowałem jej policzek, po czym wyszedłem zamykając za sobą drzwi. To był zwykły, przyjacielski buziak. Z resztą Martyna nie będzie tego pamiętać bo spała.

Perspektywa Martyny 

  Nie będę komentować tego co zrobił Janek gdy myślał, że spałam. Dlaczego? Przecież nic do mnie nie czuje. W głowie miałam mętlik. Ma strasznie dziwne sposoby okazywania sympatii. Leżałam na łóżku i słyszałam jak Jaś gada z Olimpią, nie rozumiałam co mówią. Po chwili chłopak wyszedł a ja odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Następnego Dnia

Poszłam do szkoły, jestem z siebie dumna. Pierwsza lekcja była najgorsza. Siedziałam z Emilką a byłyśmy pokłócone, To nienaturalne bo nigdy się nie kłócimy, serio. A Janek siedział przybity, widać było, że nie spał w nocy. Zapuchnięte oczy, szara twarz i to, co najabardziej mnie uderzyło: brak zadziornego połysku w wesołych oczach. Teraz siedział zgarbiony ze wzrokiem wbitym w ławkę. Zabiję Olkę, jak Boga kocham. Co raz bardziej jej nienawidzę, cy to w ogóle możliwe? Zauważyłam, że Jaś się na mnie patrzy, uśmiechnęłam się. Odpowiedział mi nieznacznym i smutnym uniesieniem kącików ust. Dlaczego tak jest, że najlepszym ludziom przytrafiają się najgorsze rzeczy? Zadzwonił dzwonek na przerwę. Usiadłam obok Jaśka w kącie korytarza. Chłopak nawet nie zauważył, ze przyszłam bo słuchał muzyki z zamkniętymi oczami.
-Czego słuchasz?- wyjęłam mu słuchawkę z ucha.
-O, hej. Sama zobacz.- nie było w nim w ogóle energii.Umiejscowiłam słuchawkę w uchu:

"O udupienie totalne
Niewiasty nosisz imię
Ile Cię trzeba dotknąć razy żeby się człowiek poparzył?
Ale tak żeby już więcej ani razu
Żeby już więcej za nic
Żeby już więcej nie miał odwagi
No ile razy?!"

-Janek...
-No co?- silił się na obojętny ton. Zagrała kolejna piosenka:

"A miało być tak pięknie
Miało nie wiać w oczy nam
I ociekać szczęściem
Miało być sto lat, sto lat"

Widziałam, że się rozkleja ale postanowiłam, że nie będę  mu przeszkadzać. Chciałabym mu pomóc ale nie wiem jak...
-Dzięki, że jesteś.
-Co?- ocknęłam się.
-Dzięki, że jesteś. I, że nie muszę się przy tobie od razu uśmiechać.- powiedział patrząc w pustkę.
-Mówiłam, że będę zawsze.- przez resztę czasu siedzieliśmy w ciszy. Kolejne przerwy przebiegały identycznie. Z tym, że na ostatniej podeszła do nas Emi.
-Martyna! Ja już tak nie mogę! Możemy się do siebie odzywać, proszę!- zarzuciła mi ręce na szyję.
-Pewnie! Przepraszam, zachowałam się jak idiotka..- również ją przytuliła,
-Też jestem głupia!
- Nie jesteś!
-Obie jesteście durne. Nie kłócicie się, nie warto. A tobie Emi gratuluję.- Janek poklepał przyjaciółkę po ramieniu.
-Co? Czego on ci gratuluje?
-Jestem z Florkiem!- ucieszyła się.
-Nie złość się , proszę!- ułożyła ręce w błagalnym geście. Byłam w totalnym szoku.
-Co? Ale jak? Od kiedy? Jemu powiedziałaś a mi nie?
-Ja sie dowiedziałem od Floriana.- chłopak podniósł ręce do góry.
-Ale jak? Już? Nie za szybko?
-Oj Martynko... Tego nie dało się powstrzymać! To miłość!- Emi radośnie zawirowała.
-No dobra... Ale wiesz co ja o tym myślę... On jest niezrównoważony...
-Florek to spoko facet!- w końcu roześmiał się Jasiek.
-Właśnie! Jest miły. uroczy, zabawny, kochany, inteligentny, kulturalny, dobry, słodki...- Emi zaczęła wyliczać na palcach.
-Dobra, dobra. Ja już wiem jak to jest z tymi twoimi miłościami. Ale jak cię ten frajer zrani to...
-To utopimy go w kwasie!- powiedział Jaś.
-Bardzo śmieszne!- Obruszyła się Emilka. Jaś chciał coś jej odpowiedziec ale zadzwonił dzwonek. Po lekcjach wszyscy rozeszliśmy się do domu.
  Koło 16.30 dostałam SMS od Jaśka "Przyjdziesz? Proszę..." Coś się stało! Załamał się albo jeszcze gorzej!
-Idę do Jana!- krzyknęłam i wybiegłam z domu w niezawiązanych butach i źle założonej kurtce. Przebiegłam , przez ulicę, bramkę domu Janka i załomotałam do drzwi. Po chwili otworzył mi Jaś.
-Łoł. Szybka jesteś. Masz niezawiązane buty. Właź, jestem jeszcze sam.
-Idioto! Myślałam, że coś się stało! Mało się nie zabiłam!- rzuciłam go kurtką.
-Czemu?
-Nagle mnie prosisz żebym przyszła! I myślałam, że coś się dzieje! Co za głupek!
-Wyluzuj. Chciałem żebyś przyszła bo wpadnie Ari, moja kuzynka. Ta z rynku.
-Aaaa, dobra. Wiem która. Nie strasz mnie tak więcej.
-Ok, nie będę. Mówiła, że chce was poznać. Przyjdzie za jakiś moment. - poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.

Perspektywa Jaśka

  Siedzieliśmy w ciszy na kanapie. Śmieszyła mnie reakcja Martyny na tego SMS'a. Ale to było miłe, bardzo miłe. Wiedzieć, że jest się dla kogoś ważnym, że ktos się martwi i interesuje. To tak jak z Olą. Ona zawsze lubiła być w centrum mojego zainteresowania. I nadal lubi... Tylko, że już nie mojego....
-Jak się trzymasz?- Martyna badawczo wbiła we mnie wzrok.
-U mnie nic ciekawego...- zachwiał mi się głos.
-Mi możesz powiedzieć.- wyraźnie się zatroskała.
-Wiesz przecież, że jest beznadziejnie. Brakuje mi jej. Dziś nawet na mnie nie spojrzała...- po moim policzku spłynęła jedna łza. Nie mogę płakać, muszę być twardy,
-Janek...- pogładziła mnie po ramieniu.
-Przepraszam, zachowuję się jak baba.
-Oj, Janek, Janek. Szczere łzy nie psują ci reputacji. Zwłaszcza przy mnie, przecież jestem twoją przyjaciółką.- uścisnęła  mnie. Potrzebowałem przytulenia. Nie, że jestem słaby czy coś, bo nie jestem. Kogo ja oszukuję? Potrzebowałem tego i to bardzo. Nawet jako  chłopak. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, to Ari. Otworzyłem jej.
-Hej Jasiek!- zaśmiała się perliście i zarzuciła mi ręce na szyję.
-Cześć Ari! Jak u ciebie? Daj kurtkę i właź, jest Martyna.
-Hej Martynko!- zawołała ze śmiechem i przytulając podniosła ją do góry.
-Hej, hej...- powiedziała zdezorientowana. Ari nigdy nie rozumiała, że ktoś nie jest tak wesoły i otwarty jak ona. Siedzieliśmy w salonie i piliśmy sok porzeczkowy. Ariadna standardowo opowiadała o swoich zwierzętach.
-A wiesz, ze mój pies ma na imię Potato!? To śmieszne, co nie! Gdy krzyczysz "ziemniak" tylko, że po angielsku przybiega do ciebie pies!- trajkotała z zawrotną szybkością, śmiejąc się.
-I wiesz co jeszcze? Mam też kotka! Ma na imię Robert Pattison, tak jak mój ulubiony aktor! Tylko, że aktor ma na imię Robert a na nazwisko Pattison!-  śmiała się jakby opowiedziała dobry dowcip. Martyna maskowała uśmiech i grzecznie przytakiwała głową.
-I wiesz co? Jak mi smutno to wołam kotka żeby ze mną spał! I mogę mówić, że sypiam z Robertem Pattisonem i to nie będzie kłamstwo!- nie wiem jak ona może tak szybko mówić.
-To ty kiedykolwiek jesteś smutna?- zaśmiała się Martyna. Nagle ktoś zapukał do drzwi.



♥♥♥
Oto jest 23 rozdział! :D Jest supi długi z jednego, ważnego powodu. Dziś nasz blog ma miesiąc! Dokładnie miesiąc temu wrzuciłam pierwszy rozdział. Dużo się przez ten czas zmieniło. Zdążyłam się już zżyć z bohaterami a Wy? Jestem dumna z naszego bloga! Bo to nasz blog, wspólnie go tworzymy. :) Serio, czuję się jakbym miała miesięczne dziecko XD Cieszę się i mam nadzieję, że Wy też się cieszycie! :) 
Jest jedna sprawa.. Żeby nie było. Nie odgapiłam początku od Froncali! Którą bardzo, bardzo serdeczne pozdrawiam! I dzięki ci, za wsparcie przy pisaniu XD Blog Froncali, jest super! <3
Chciałam również podziękować Duśce która zawsze mnie wspierała przy pisaniu bloga! Jesteś wielka! Blog Duśki! <3
Noi Wam, moi kochani! Za każdy przeczytany rozdział, za każde wyświetlenie (których jest MASA!) i za każdy komentarz! Jesteście cudowni, na prawdę! <3 

Dziękuję, kocham i pozdrawiam
Miśka <3

środa, 25 marca 2015

Rozdział 22

  Ola machała ręką do jakiegoś kolesia, pewnie to jej kumpel. Stałem przed przejściem dla pieszych, więc nie mogłem do niej podejść. Chłopak podbiegł do Oli i się pocałowali. Ciekawe kto to jest? Czy zna go ze szkoły... Chwila co ona zrobiła?! Czy oni właśnie...!? Zrobiło mi się zimno. Poczułem jak krew odpływa z mojej twarzy a napływa w zaciśnięte już pięści. Nie... To nie może być prawda! Złapałem się za włosy i odbiegłem na kilka metrów w drugą stronę. To nie jest Ola, coś mi się przewidziało... To nie możliwe. Zapaliło się zielone światło, przebiegłem przez jezdnię. Czułem się jak we śnie, jak w jakimś koszmarze. To nie może być Ola...-Ola!- krzyknąłem, widziałem jak jej twarz zmienia się, blednie.
-Co.. co ty tu robisz?- wrzasnęła.
-Raczej co TY robisz?- lekko łamał mi się głos. To nie możliwe, mi się to śni.
-Odpowiedz na moje pytanie a nie idiotycznie się wykręcasz!
-Wracam z treningu.- nadal nie wierzę w to co się dzieje.
-Wracasz z treningu, tak!?- zaczęła się trząść.
-Tak. Kto to jest!?- warknąłem.
-Nie twoja sprawa!- lekko mnie odepchnęła.
-Jak to nie moja!? Ty mnie zdradzasz z jakimś, jakimś...!- teraz to do mnie dotarło. Ona mnie zdradza, Boże.
-Nie zdradzam cię!
-To co to było?! Taki buziaczek, tak?!
-To mój przyjaciel!
-Z którym się obściskujesz po kątach?
-A ty mnie śledzisz!
-Co proszę?- otworzyłem szeroko oczy.
-Śledzisz mnie! Nie ufasz mi! Jak możesz?!- momentalnie zalała się łzami, ten frajer ją objął.
-Nie dotykaj jej!- wrzasnąłem do tego gościa, odskoczył jak oparzony.
-Prze-przepraszam...- wykrztusił i uciekł wzrokiem. Ludzie dookoła patrzyli się na tę scenę z nieukrywanym zaciekawieniem. Jakoś mało mnie to obchodziło. Ola spojrzała na mnie zapłakana.
-Jak możesz?- szepnęła łkając.
-Ale co jak mogę?- warknąłem zbulwersowany.
-Nie krzycz na mnie!- wrzasnęła machając rękami.
-To ty też nie krzycz!- starałem się zachować spokój...
-jak możesz mnie śledzić?! Jak?! Nie ufasz mi! Jak możesz mi nie ufać!? Ty w ogóle wiesz na czym polega związek? Na zaufaniu! A ty go do mnie nie masz! Dlaczego mnie nie docenisz?!
-Jak to cię nie doceniam... Oluś, proszę... Wim na czym polega związek.- starałem się nie płakać. Jak mogę ją tak ranić?
-Nie wiesz na czym polega związek skoro mnie śledzisz! Szukasz problemów! Nie wystarczam ci, tak?! Znudziłam ci się! Nie mogę być z kimś kto mnie nie docenia i mi nie ufa! Jak możesz być tak podły? To koniec, rozumiesz? Definitywny koniec!- krzyczała płacząc.
-Zrywasz ze mną?- nie wierzyłem. Jak to ona ze mną zrywa? Przecież to ona mnie zdradziła nie ja ją.
-Tak, zrywam z tobą! Ty podły sadysto!- uderzyła mnie w twarz. Jak to sadysto?
-Ale...
-Nie, nie wybaczę ci! Chodź stąd Marcinku, nie mogę tak funkcjonować... Ja mu dałam tyle ciepła a on mnie tak traktuje!- odbiegła płacząc.
-Czekaj, Ola!- krzyknął Marcin, przytulił ją. Zawrzało we mnie.
-Koleś, teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie, okej?- syknąłem łapiąc go za koszulkę i patrząc mu w oczy. Chłopak ugiął się pod moim spojrzeniem.
-Do-dobrze...!- wydukał przerażony, wzrokiem szukał ucieczki, puściłem jego koszulkę.
-W tym momencie trzymasz w ramionach cały mój świat. Nie wiem dlaczego woli takiego frajera jak ty, który boi się spojrzeć mi w oczy, na prawdę. Ale jeśli Oli spadnie z głowy choć jeden włos, jeśli choć raz przez ciebie zapłacze a ja się o tym dowiem to marny twój los. Masz jej bronić, masz nie być ciotą! Dla niej, rozumiesz to!? Skrzywdź ją choć raz a zapamiętasz mnie do końca swojego życia. Które może być wtedy szybko skrócone. Rozumiesz?!
-Ta-aak, rozumiem...- prawie płakał.
-Odpowiedz mi normalnie! Masz się zachowywać jak facet!
-Tak, rozumiem!- wyprostował się przerażony.
-Cieszę się, ze się dogadaliśmy. Znikaj mi z oczu!- Ola chwyciła Marcina za rękę i szybko odeszli, ciągle spoglądając z siebie. Teraz już wiem czemu mówiła do mnie "Marcinku" Jak ona mogła? Jak? I to ona mi nie wybaczy... Niby czego? To ona się obściskuje z jakimś frajerem na boku! Jak ona mogła... Widziałem jak idą a ten koleś ją obejmuje. Zdenerwowałem się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Ruszyłem w ich stronę, zaraz coś zrobię temu chłopaczkowi! Nie, nie mogę go uderzyć, muszę uszanować decyzję Oli mimo, że się z nią nie zgadzam. Z moich oczu pociekła łza. Nie mogę płakać! Nie jestem ciotą, muszę być twardy. No i co ja bez niej zrobię? Ja ją kocham!
-Wszystko w porządku?- zapytała jakaś kobieta.
-Tak, tak. Wszystko dobrze.- ocknąłem się.
-Stoisz tu już kilka minut...
-Nie, wszystko dobrze. Musze już iść, dziękuję ze troskę.- odszedłem. Jak mam żyć bez Oli? Nie pamiętam jak wsiadłem do autobusu, nie pamiętam drogi do domu. Pamiętałem tylko to, że muszę przeprosić Martynę.



♥♥♥
No to jest rozdział 22 zioomki :) Mam nadzieję, że Wam podpasował. Wiem, że nasza kochana Oluś namieszała i obróciła kota ogonem :) Stwierdzić jak bardzo jej nienawidzicie możecie z godnie z tradycją na asku Kliknij tu jeśli też nie lubisz Oli (ask) 
No i zakończyło się głosowanie w ankiecie :) Wyniki ankiety
Napisać co myślicie możecie też w komentarzu, byłoby miło! :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 21

-Do widzenia..- powiedziałam do mamy Janka uśmiechając się sztucznie. Widziała, że coś jest nie tak zwłaszcza, że łzy spływały mi po policzkach.
-Co się stało? To przez Jaśka? Mam z nim pomówić?- odłożyła nieskazitelnie białą, lnianą szmatkę i zbliżyła się do mnie.
-Nie, nie przez Jaśka.- skłamałam
-Marcelinko...
-Martyna nie Marcelina...- mruknęłam.
-Przepraszam. To przejęzyczenie. Czy mam mu coś przekazać?
-Nie.. Ale ja muszę już iść, do widzenia..
-No dobrze. Czekaj! Zapnij się dziecinko, przeziębisz się i co będzie? Bardziej bo wieje. No, dobrze. Wiesz, że zawsze możesz się do mnie zwrócić? Zwłaszcza jeśli ci się przypomni, że to przez tego palanta. Nie płacz już.- niepewnie kiwnęłam głową, mama Jasia zamknęła za mną drzwi. Wyszłam z ich ogrodu i zamknęłam bramkę, ogarnęła mnie fala niepohamowanego płaczu. Usiadłam na środku ulicy i kuląc się zaczęłam płakać. Co się właśnie stało? Dlaczego on tak o mnie myśli?  Jak może uważać, że kłamie? Łzy spływały po moich policzkach, zaczynałam się dusić od łkania. Zauważyłam, że nadjeżdża auto. Niech mnie potrąci, byłoby lepiej. Samochód zaczął zwalniać, więc wstałam i podeszłam do bramki. Zamykając ją zauważyłam, że Jaś stoi w oknie, patrzył się na mnie. Dlaczego tak jest? Zaufałam mu, uważałam za przyjaciela a on tak... Jak może myśleć, że chcę żeby zerwał z Olą? Jak? Weszłam do domu i szybko poszłam do siebie.
-Co się stało?- zawołała Olimpia, zignorowałam ją. Weszłam do pokoju i zastawiłam drzwi krzesłem, niestety nie mam w nich zamka. Leżałam na łóżku a z oczu płynęły mi łzy, szloch trząsł całym moim ciałem. Długo patrzyłam się w sufit, nie chciało mi się żyć, nie chciałam myśleć i czuć. Utrata przyjaciela to śmierć najważniejszej części duszy. Śmiało mogłam powiedzieć, że czułam się znacznie gorzej. Z czasem przestałam nawet płakać, nie miałam już na to sił. Po prostu leżałam i martwo patrzyłam się w sufit nad łóżkiem, zaczęło się robić jasno. Przeleżałam tak całą noc? Zadzwonił budzik ale ja zrzuciłam go tylko na podłogę, wyłączył się na dobre. Nie wiem ile godzin minęło ale słońce było już po drugiej stronie horyzontu gdy do pokoju wszedł tata.
-Hej Martysia...- nie odpowiedziałam
-Co się dzieje?- usiadł na łóżku, odpowiedziałam mu ciszą.
-Byłaś w szkole?- pokręciłam głową.
-A wyszłaś w ogóle z łóżka?- znów ten sam gest. Tata westchnął i pogładził moją dłoń.
-Jadłaś coś?- cisza.
-A chcesz coś?- znów bez odpowiedzi.
-Martysiu... Proszę... Eeeh... Jak będziesz czegoś potrzebować to wołaj. Olga zrobiła miodownik, tak jak lubisz. Zjedz go jak będziesz chciała. I połóż się spać, jutro pójdziesz do szkoły.
-Nie.- zamknęłam oczy.
-Nie możesz tyle opuszczać.
-Zmuś mnie.- syknęłam. Ojciec wyszedł z pokoju a ja znów zaczęłam płakać

Perspektywa Jaśka

-Janek co jest z Martyną?- zapytała mnie Emi na przedostatniej przerwie.
-Nie mam pojęcia.- obojętnie wzruszyłem ramionami.
-Coś się stało?
-Nie.- co jej do tego? Emka zmarszczyła czoło.
-Na pewno? Zawsze wiesz dlaczego jej nie ma...
-Tak, na pewno.- warknąłem ostro. Emi podniosła do góry brew i odeszła. Martyny nie było w szkole od dwóch dni. Pewnie dlatego, że jest leniwa. Albo boi się mi spojrzeć w oczy bo z Olą ją rozszyfrowaliśmy. Nigdy bym nie powiedział, że Martyna taka jest. Ola miała rację. W ogóle jak ona może tak myśleć? Ola mnie kocha!  Z resztą w niedzielę odwołała nasze spotkanie bo źle się czuła, bidulka. Niby jak chora miałaby się spotkać z jakimś gościem?  Oluś stała sama pod klasą, wiec do niej podszedłem.
-Hej kochanie.- mruknąłem jej do ucha obejmując ją w tali.
-Hej Marcinku. Tfu! Jasiu! Wybacz, przejęzyczyłam się.- zaśmiała się nerwowo. Jest taka roztrzepana, to urocze.
-Co tam u ciebie?
-Noo... Właśnie muszę iść tam do tej..- nie mogła się wysłowić, chyba była czymś zestresowana.
-Wszystko ok?
-Tak, wszystko w porządku.- odsunęła się ode mnie.
-Może się dziś spotkamy?
-Nie mogę. Mam yyy... tego... no yyy.. dentystę. Właśnie! Mam dentystę!
-Ząb cie boli?- biedna Ola, jej zawsze coś dolega. Jest taka delikatna.
-Nooo. Boli mnie ta... yyy... dziesiątka!- a człowiek nie ma zębów do ósemek? Chyba się przejęzyczyła, nie wnikam. Oluś poszła tam gdzie miała iść, koniec końców nie wiem gdzie. Przez kolejne lekcje  ze sobą nie gadaliśmy. Miałem wrażenie, że mnie unika ale to pewnie ja jestem przewrażliwiony. Po szkole poszedłem na pierwszy trening na basenie po kontuzji. Cieszyłem się jak dziecko. Uwielbiam pływać! Woda obmywająca ciało, poczucie bezpieczeństwa i wolności. Poza tym najwyższy czas na przygotowania przed zawodami. Po udanym treningu szedłem na przystanek, było zimno. Gdy stałem przed przejściem dla pieszych po drugiej stronie skrzyżowania zobaczyłem Olę. Co ona tu robi? Przecież miała być u dentysty. No tak! Przecież do dentysty najpierw trzeba przyjść. Albo od niego wrócić. Krzyknąłbym do niej ale nie usłyszałaby mnie przez jadące samochody. Zobaczyłem, że Ola radośnie do kogoś macha. Kto to był?



♥♥♥
No to jest dwudziesty pierwszy rozdział :) Mam nadzieje, że przypadł Wam do gustu :D
Przypominam Wam o ankiecie ->Klik! I zapraszam Was na aska :) Ask jest supi, ale Wy to wiecie :P
No. Komentujcie, łapkujcie, subskrybujcie! XDD
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 20

  Czemu ona się tak obraża? Jestem z nią szczera, czy to źle? Jak widać tak... Zadzwoniłam jeszcze raz, ale Emi nie odbierała, więc sobie odpuściłam. Postanowiłam, że w końcu posprzątam w pokoju. Puściłam sobie Ciężkie Puszki i pląsając jak flaming zaczęłam zbierać naczynia, papierki i inne rzeczy niepotrzebnie walające się po pokoju. Poukładałam suche, herbaciane róże, poduszki, książki, płyty i inne bibeloty. Odkurzyłam, zmyłam podłogę i pościerałam kurze a na koniec otworzyłam okno. W pokoju było dziwnie czysto, nie lubię jak mam porządek. Ale nie można żyć w syfie i ciągłych walkach z ojcem o bałagan w pokoju. Zmęczona zeszłam na kolację a potem wlazłam pod gorący prysznic i ogarnięta do spania wróciłam do pokoju. Nudziło mi się, szwędałam się bez sensu w pokoju z konta w kont, więc postanowiłam coś narysować. Naszkicowałam Janka, Emi, mnie i nawet Florka roześmianych i obejmujących się. Fajnie wyszedł ten rysunek. Ucięłam cztery kawałki taśmy i przykleiłam je do kartki, którą następnie przyczepiłam obok łóżka. Wyżyta artystycznie i sprzątaniowo poszłam spać.

Następnego dnia

  Zaspana zeszłam na dół, tata z Olimpią jedli śniadanie.
-Hej Martysia! Zjesz z nami?
-Hej tato.- pocałowałam go w policzek.
-Hej Olimpia!- też dostała buziaka i usiadłam przy stole.
-Jak się spało? Tu masz chlebek, tu masło a tu dżem poziomkowy. O której się położyłaś?- powiedział tata podając mi talerz.
-Dzięki. Olimpia możesz podać mi nóż? Noo wyspałem się. Nie mam pojęcia kiedy poszłam spać ale wieczorem rysowałam, więc pewnie późno.- jedliśmy śniadanie i śmialiśmy się z kanarków taty. Uwielbiam takie niedzielne śniadania, to jedyny moment kiedy siedzimy wszyscy razem i możemy spokojnie pogadać. Po posiłku Olimpia pojechała do koleżanki a tata siedział nad projektem kolejnego mostu. Posprzątałam ze stołu i poszłam odrobić lekcje ale oczywiście skończyło się na leżeniu i słuchaniu muzyki. Nagle na mój brzuch wskoczył korek.
-Ała! Korek! Złaź!- zepchnęłam go na poduszki. Pies polizał mnie po policzku.
-No już dobra, dobra! Ej, wiesz co?- Korek rozumnie przekrzywił głowę.
-Chcesz iść na spacerek?- zapytałam a on szczeknął i w sekundę był pod drzwiami mojego pokoju.
-Ok, pójdziemy! Czekaj ubiorę się.- po chwili ze smyczą w ręce zbiegłam ze schodów.
-Tatooo! Idę z korkiem!
-Ok! Ale wróć zanim będzie ciemno!- odkrzyknął z gabinetu. Wraz z psem wyszliśmy na chłodne listopadowe powietrze, świeciło słońce i wiał wiatr. Skierowaliśmy się w stronę szkołę. Teraz było tu cicho i pusto, aż dziwnie. Na boisku zauważyłam dwie sylwetki. Stał tam jakiś chłopak i... Ola? Tak, chyba Ola. Podeszłam bliżej z czystej ciekawości. Tak, to Ola! Pewnie z Jankiem.  Nie chcę im przeszkadzać, zwijam się stąd. Śmieją się. W sumie fajnie, że im się układa... Ale jakoś tak dziwnie się poczułam...Chwila! To nie jest Śmiech Janka! Na milion procent to nie jest śmiech Jasia... Podeszłam bliżej, to nie jest Jaś. Ten chłopak ma za jasne włosy! Ona właśnie zdradza... Zrobiło mi się zimno. Jezu oby mnie nie zauważyli bo umrę. Muszę się wycofać i wszystko powiedzieć Jasiowi. On się załamie. On nie może się załamać! Nie może! Zaczęła mi drżeć broda, oczy mi się załzawiły... Za dużo emocji na raz, spokojnie... Jasiek się załamie! Nie chcę żeby tak było, jak ona może!? Szybko odstawiałam Korka do domu i poszłam do Janka.

Perspektywa Jaśka

Siedziałem przed kompem i grałem w StarCrafta. "Potrzebujemy więcej minerałów!" powtarzał żmijowaty głos w grze. No dobra, potrzebujcie. "Potrzebujemy więcej minerałów!" Jezu, nienawidzę tej kobiety. Strasznie dawno w to nie grałem. Szkoda bo gra jest fajna. Może poza tekstem "Potrzebujemy więcej minerałów!" Czy wieczór może być lepszy? No, w sumie może. Miałem się spotkać z Olą ale źle się czuje, bidulka...
-Jasiu! Otwórz drzwi!- zawołała z kuchni mama.
-Zaraz!
-Nie zaraz tylko teraz!- krzyknął tata. Czemu to on zawsze musi mieć ostatnie słowo? Niechętnie zdjąłem słuchawki i poszedłem otworzyć drzwi. Na progu stała... zapłakana Martyna.
-Ojej! Co się stało?- zatroskałem się.
-Ja-Jasiu... Musimy pogadać. wydukała usiłując pohamować szloch. Jezu, co się stało? Zaprosiłem ją do pokoju,
-Co się stało?- zamknąłem drzwi.
-Jaasiuu, bo- płakała.
-Już ciśśś. Spokojnie Martynko.- przytuliłem ją choć byłem pewien, że mnie odepchnie. Nie zrobiła tego, coś serio musiało się stać. Kołysałem ją w ramionach aż się uspokoiła.
-No, więc co się stało?
-Jasiu ja nie wiem jak to powiedzieć...- głos znów zaczął się jej łamać, z zielonych oczu poleciały łzy.
-Prosto z mostu.- otarłem jej mokre policzki. Cholernie się bałem tego, co mi powie.
-Bo, bo- dukała
-Bo Ola...
-Coś się jej stało?!- serio się zestresowałem...
-Nie. Ola...-zaczęła płakać jeszcze bardziej.
-Ola cię zdradziła! Przepraszam, że to ode mnie musiałeś się tego dowiedzieć. To było teraz, byłam z Korkiem na spacerze, ona była z jakimś blondynem...- płacząc schowała głowę między kolana.
-Co?- zrobiło mi się zimno... Nie, to nie może być prawda! Nie...
-Co?- zająknąłem się.
- Wła-aśnie to co po-owiedziałam.- wykrztusiła patrząc mi w oczy.
-Kłamiesz.
-Co?- aż przestała płakać.
-Kłamiesz!
-Co? Nie, nie miałabym po co! Ja nigdy bym cie...
-Przestań mówić! Kłamiesz! Jesteś dokładnie taka! Taka jak mówiła Ola! Chcesz to uczucie zniszczyć! Chcesz żebyśmy przestali się kochać!- krzyczałem, pięści zacisnęły się odruchowo.
-Janek ty zwariowałeś. Ja, ja nigdy bym nie...- zbladła.
-Chcesz to zniszczyć! Ola miała rację! A ja ci ufałem!
-Nie miałabym po co tego niszczyć!
-Wyjdź. Wyjdź z mojego pokoju. Wyjdź z mojego domu. Wyjdź z mojego życia! Wiesz dobrze, że kochamy się z Olą! Wiesz to! Chcesz to zniszczyć! Ciebie nikt nie kocha i zżera cię zazdrość! Wyjdź stąd! I nigdy mi się nie pokazuj, nie chcę cie znać!- krzyczałem. Martyna bez słowa wstała i wyszła, cichutko zamknęła drzwi. Rzuciłem się na łóżko. Jak ona może?! Jak?! Wie jak bardzo kocham Olę a kłamie. Tak obrzydliwie kłamie.



♥♥♥
Oto dwudziesty rozdział! Mam nadzieję, że się Wam podobał :D Trochę namieszałam, wiem. Jeśli coś jest nie jasne wpadnij tu: Ask XD
Zapraszam do komentowania posta! :D

Cieplutko pozdrawiam,
Miśka

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 19

Stałam jak wryta. Na prawdę myślą, że tak po prostu wejdę do auta? Jak widać tak.
-Właź Loczek, nie wydziwiaj.- zawołał Jaś.
-Właśnie. Wiesz co zrobię jak nie wejdziesz, prawda?- Florek spojrzał na mnie znacząco i powoli zaczął zbliżać dłoń do klaksonu. Tylko tego brakowało! Zabiłam ich wszystkich wzrokiem i zła weszłam do auta.
-Grzeczna dziewczynka- mruknął Florian i ruszył.
-Daj sobie spokój, na prawdę nie jesteś zabawny.- chłopak zamilkł. Przez resztę drogi siedziałam z tyłu, obok Janka a Emi żartowała z Florkiem. Najwidoczniej przypadli sobie do gustu. Gdy dotarliśmy na miejsce  chłopak mnie przeprosił i obiecał, że postara się więcej mnie tak nie denerwować. Potem dowiedziałam się, że idziemy na pizzę, w sumie to dawno jej nie jadłam, więc mi to pasowało. Szliśmy rynkiem i już gołym okiem było widać, że Emi z Florianem mają się ku sobie ale problem jest w tym, że Emilka nie potrafi się związać ze starszym chłopakiem a on jest od nas starszy o jakieś 2-3 lata. Dla niej to duża różnica wiekowa, nigdy w to nie wnikałam ale dla mnie to dziwne. Nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna
-Hej Jasiu!- radośnie przytuliła chłopaka. Wryło mnie w ziemię, Emi tak samo.
-To Ola?- cicho mruknął chłopak. Pokręciłam głową.
-Hej Ari!- Jasiek również się ucieszył i objął dziewczynę. Widząc nasze zdziwione miny wskazał na dziewczynę i powiedział:
-To jest Ariadna, moja kuzynka. Czasem do nas przyjeżdża i...
-Kompletnie o mnie zapomniałeś!- zaczęła się głośno śmiać i szturchnęła go łokciem w brzuch.
-Ala! Wcale nie!- zrobił niewinną minę drapiąc się w tył głowy.
-Tak w ogóle to to jest Martyna, to Emilka a to Florek.
-Widzę Florianku, że  ciebie też rodzicie skrzywdzili imieniem- wybuchnęła perlistym śmiechem.
-Bardzo mi miło was poznać kochani!- znów się zaśmiała.
-To może pójdziesz z nami?- puścił do niej oczko skrzywdzony imieniem.
-Nieee, muszę iść bo spieszę się na autobus! Ale wpadnę do ciebie niedługo!- śmiejąc się puściła oczko do Janka i już jej nie było.
-No cóż, wesolutka.- powiedziałam i poszliśmy dalej.
-Noo! Zawsze taka była.- odpowiedział Jaś a nasza parka znów zajęła się sobą.
-Tak w ogóle to z czyjej strony to kuzynka?
-Od strony taty ale mieszka nad morzem. Przyjeżdża czasem jak ma wolne w pracy.
-Ooo. Pracuje?
-Taak w jakiejś tam restauracji. Ma chyba 20 albo 21 lat. Może więcej? Sam nie wiem- zastanawiał się. Doszliśmy do restauracji. Weszliśmy i usiedliśmy przy stoliku obok okna. Zamówiliśmy jedną, dużą pizzę z czymśtam, dużo tego było. Po chwili kelnerka przyniosła nam posiłek. Pizza była pyszna, na prawdę! Jedliśmy, śmialiśmy się i gadaliśmy,
-Tak w ogóle to co robisz w wolnym czasie?- zapytała Emi.
-Jaa?- zapytał Florek biorąc łyk picia.
-Nie, ja.- odpowiedziała sarkastycznie.
-Noo... Poza denerwowaniem ludzi to nic ciekawego...- odchrząknął. Coś ukrywa! Florek w ogóle był dziwny. Ubierał się w glany, czarną skórę i ponoć jeździł na motorze. A słuchał muzyki klasycznej. Nie wiem jak to nazwać ale był taki.. męski? A jednocześnie dziecinny.
-Noo powiedz! Musisz coś robić!
-Będziecie się śmiać.
-Nie będziemy! Mów!- przekonywała Emila
-Nie...
-Mów!- chłopak jakby się zastanowił po czym westchnął i cichutko powiedział:
-Tańczę w balecie.
-Coooo?!- krzyknęliśmy wszyscy, Janek zaczął się dławić.
-No tańczę w balecie. Od siedmiu lat.- Jaś nie mógł złapać tchu, oczy wyszły mu na wierzch.
-On się dusi!- pisnęłam śmiejąc się z jego miny.
-Oddychaj, Jasiu, oddychaj!- Emilka śmiejąc się zaczęła machać rękami a chłopak dławił się co raz bardziej, dostał ataku śmiechu. Florian podszedł do czerwonego i załzawionego Jaśka po czym z całej siły klepnął go w plecy. Chłopak chrząknął, zakrztusił się i nabrał powietrza po czym dalej płacząc ze śmiechu wydukał:
-Dzie-e-ęki stary!- gdy już się uspokoił jedliśmy dalej śmiejąc się z niego.
-Jak ty żyjesz? Najpierw cię biją , potem się dusisz. Co za człowiek.- rechotałyśmy z Emilką.
-Wcale nie! Bardzo śmieszne!
-Wyglądałeś jak niedorozwinięta, zapowietrzona foka.- dołączył się Florian. Jaś udawał obrażonego za wszelką cenę starając się nie śmiać. Po skończonym posiłku poszliśmy połazić po rynku, głaskaliśmy koty i jak dzieci ganialiśmy gołębie, na które Janek mówił Kewiny.  Wreszcie wróciliśmy do domu. Wieczorem zadzwoniła do mnie Emilka.
-Umówiłam się jutro z Florkiem!- pisnęła cała szczęśliwa.
-Coo?
-No! Nawet nie wiesz jak się cieszę!
-Ale Emi.. To nie jest chłopak dla ciebie..
-Ty nic nie rozumiesz!- krzyknęła i rzuciła słuchawką. Super.



♥♥♥
Wcześniej zapomniałam! :O Ari pochodzi z tego ff: Pacznijcie sobie ;) (Martyna tam się uskutecznia)
Bardzo dziękuję za przeczytanie dziewiętnastego rozdziału! Jak chcecie to zagłosujcie! Ankieta! i wejdźcie na Aska: Ask, sami wiecie, że jest supi. Oraz zapraszam do komentowania!

Cieplutko pozdrawiam,
Miśka

czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 18

Około jedenastej obudził mnie telefon. Mimo, że był to nieznany numer odebrałam.
-Siema Ruda.- skąd ja wiedziałam, że to Florek? Ach, ta kobieca intuicja.
-Czego chcesz?
-Co tam u was?
-Nie wiem, obudziłeś mnie.
-Aha. No to elo- nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, od razu się rozłączył. Szkoda, że nie zna zasad kultury. No cóż, nie pytam... Wysupłałam się z mojej ulubionej,białej pościeli w brązowe króliczki i zobaczyłam się w lustrze. Wyglądałam jakbym wróciła do domu po sześciomiesięcznej tułaczce a nie po kilku godzinach, w sumie, to było gorsze niż tułaczka. Włosy rozczochrane jeszcze bardziej niż zwykle, lekko rozcięta warga, koszulka poplamiona nieznaną substancja i jeszcze dramatycznie podeptane palce... No cóż, jak się człowiek rzuca w dziki tłum na koncercie to trzeba się z tym liczyć. Aby się obudzić, może raczej zmartwychwstać poszłam pod prysznic. Jezu jakie to było cudowne! Ciepłe strumyczki ogrzały moje ciało, gorąca woda zaparowała szybie na której rysowałam różne głupoty. Ubrałam się w ciepłą piżamkę i wysokie, włochate skarpetki, nie miałam zamiaru ruszyć się z domu na krok. Ogarnąwszy włosy poszłam do pokoju i sprawdziłam telefon, były aż dwie wiadomości. Ktoś umarł? Janek napisał, że będzie za dziesięć minut a Emi, że za trzydzieści. Niech przychodzą, proszę bardzo. Ja się stąd nie ruszam, mi w domu dobrze. Zeszłam na dół i siedząc na blacie piłam jogurt poziomkowy na śniadanie. W domu oczywiście nikogo nie było, po co siedzieć w domu z rodziną w sobotę? Czy nie możemy spędzić razem trochę czasu chociaż w weekendy? Jak widać nie..
-Oto jestem!- usłyszałam otwierające się drzwi i głos Jasia z przedpokoju. Rozpanoszył się u mnie jak u siebie, w sumie, to mi to nie przeszkadza.
-Hej Janek.- wstałam.

Perspektywa Jaśka

-Hej Janek.- Martyna zeskoczyła z kuchennego blatu. Miała dużą, luźną koszulkę i wysokie skarpetki. Wyglądała jakoś tak... fajnie, po prostu fajnie.
-A ty co?
-Ale co "co" ja?
-Fajnie skarpetki- zaśmiałem się.
-Dzięki!- prychnęła.
-Wyglądasz jakbyś ukradła ciuchy z darów dla powodzian.
- Czyli tak jak ty na co dzień.- zaczęła się śmiać.
-Bardzo śmieszne.- mruknąłem, maskując śmiech.
-To co rechoczesz?
-Ty też się śmiejesz!- usiadła na podłodze, opierając się o lodówkę. Usiadłem obok niej.
-Tak w ogóle to po co wy do mnie przychodzicie?
-Umówiliśmy się z Florkiem, chcą się poznać z Emi. Pójdziesz z nami, co nie?
-Szczerze?
-Nie chcesz?- tylko przytaknęła.
-Tak myślałem. Nie przejmuj się, już nie dam się pobić. On mnie wziął tak wiesz, z zaskoczenia, to dlatego. Normalnie bym się nie dał!- parsknęła cichym śmiechem.
-No co?- oburzyłem się.
-Nic, nic.
-Tak w ogóle to się strasznie się wczoraj przejęłaś.
-A ty byś się nie przejął? Wyglądałeś jakbyś nie żył! Nie darowałabym sobie tego. bo nie dość, że jesteś pierwszym chłopakiem któremu zaufałam to cię serio lubię. A ty umierasz.
-Przecież nawet nie zemdlałem.
-Ale upadłeś i leciała ci krew z ust i z głowy i nic nie mówiłeś i wiesz jak ja się przestraszyłam?- aż się spięła.
-Bałaś się o mnie?
-No pewnie! Co ty myślałeś?- martwiła się o mnie! Zrobiło mi się miło, nie spodziewałem się tego.
-Myślałem, że mnie nie lubisz! Nawet nie wiesz jak miło wiedzieć, że kogoś obchodzisz.
-To fajnie.- uśmiechnęła się do mnie.
-Fajnie, że fajnie.- odpowiedziałem i też się do niej uśmiechnąłem. Zapatrzyliśmy się na siebie, dziewczyna lekko się zarumieniła. Zauważyłem, że jeden loczek wysunął się z jej fryzury, delikatnie założyłem go za jej ucho, poczułem, że przeszedł ja dreszcz. Lekko dotknąłem jej karku, nie sądziłem, że jest aż taka wrażliwa. Trwaliśmy tak patrząc się na siebie, zacząłem się stresować. Ona ma tak strasznie zielone oczy, są zielone inaczej niż zwykle.. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, aż podskoczyliśmy. Jezu ale Emilka mam momenty, na prawdę.. Jeszcze chwila i... Chwila, co?
-Siemka Emi!- przywitała przyjaciółkę Martyna.
-A ty jeszcze nie gotowa?- zapytała. Faktycznie! Przez to wszystko zapomniałem jej powiedzieć, żeby się przebrała...
-Zagadaliśmy się..- spojrzała na mnie wymownie, chyba się zaczerwieniłem. No błagam!
-To idź się ubierać.- mruknąłem i dziewczyna pobiegła na górę.
-O czym GADALIŚCIE, że się tak czerwienisz, hmm?- Emilka popatrzyła się na mnie bardzo wymownie i szturchnęła mnie w bok.
-Ej, przestań. Tylko gadaliśmy.
-Ahaaa, tylko gadaliście, no tak.- posłałem jej mordercze spojrzenie, zachichotała cicho. Martyna zeszła po chwili i ubraliśmy buty i kurtki bo nawet w dzień było zimno.  Wyszliśmy przed dom, stał tam samochód Florka.
-No nareszcie jesteście, wskakujcie!- Martynę zmroziło.
-Mam wejść do jego auta?- pokręciła głową.



♥♥♥
Przepraszam, że rozdział nie opublikował się tak jak powinien :( Nie wiem czemu, wybaczcie! :(
Noo hej Zioomki :D Wiem, ze rozdział chyba trochę krótki, przepraszam :( Ale mimo wszystko mam nadzieję, że się Wam podobał xD Bardzo Wam dziękuję za 100 komentarzy! Wbrew pozorom zawsze wszystkie czytam, nawet po kilka razy! ^^ Dlatego je piszcie, koniecznie! Zapraszam na aska Magiczna Kraina Szczęścia

Pozdrawiam cieplutko,
Miśka

środa, 18 marca 2015

Rozdział 17

  Janek usiłował podnieść się z chodnika, z twarzy leciała mu krew, pełno krwi.
-Ziomek siadaj!- nie pozwolił mu wstać facet który go uderzył.
-Czekajcie, pójdę po apteczkę.- i odszedł do samochodu.
-Jasiu! O Boże! Jak on cię uderzył! Ty umrzesz!- trzęsłam się, płakałam i nie mogłam się opanować. Po chwili przyszedł ten koleś z apteczką.
-Spokojnie mała, on żyje, nic mu nie będzie.- nie wytrzymałam, uderzyłam go w twarz.
-Za co to?!- obruszył się.
-Jak to za co!? Pobiłeś go!
-Chciał cię uderzyć!
-Bo go sprowokowałam!
-Ale on NIE może cię bić!- zaczął się irytować.
-Nie chciałem jej uderzyć, nigdy w życiu bym tego nie zrobił...- wychrypiał Janek.
-Ale to tak wyglądało, ona się odsłaniała i w ogóle, więc zareagowałem...
-Dobrze, że zareagowałeś.
-On cię pobił!- zirytowałam się
-A teraz naprawiam mu twarz. A ty nie pomagasz, więc chociaż podaj mi gazę.- wykonałam polecenie i przestaliśmy się kłócić.
-Tak w ogóle.. Florian jestem.- mruknął facet opatrujący ranę Jasia.
-Chyba cię rodzice nie kochali.- Jaśkowi wróciło głupawe poczucie humoru.
-Mój brat ma na imię Dezydery.
-No to nie źle.- zaczął się śmiać.
-Jasiek masz być umierający, zamknij się!- do śmiechu dołączył Florek.
-Jesteście niemożliwi! Najpierw się bijecie a teraz! Oooogh...!- warknęłam i odbiegłam.
-Ej ruda! Wracaj tu!- zawołał Florian.
-Ja ci dam rudą!
-Fajnie, że mi dasz ale najpierw się przedstaw.
-Wal się.- fuknęłam.
-U mnie czy u ciebie?- chłopak rechocząc puścił do mnie oczko.Nie odpowiadałam, więc spróbował inaczej:
-Ej, serio. Jak masz na imię?
-Martyna.- nadal byłam zła.
-Looczek, nie fochaj.- zaśmiał się Jasiek.
-Pff...
-Dobra Janek, już nie krwawisz. Oprzyj się o mnie, pomogę ci wejść do auta.
-Chcesz z nim wejść do samochodu?!- aż mnie wbiło w ziemię.
-Noo tak, a czemu nie?
-Zwariowałeś?! Ten facet cię pobił! Jeszcze cię gdzieś wywiezie albo coś! Nie wiesz kto to jest!
-Nie zrozumiesz męskiej przyjaźni.- Janek zrezygnowany machnął ręką.
-Przyjaźni!?
-Ruda, wchodź.- Florek otworzył mi drzwi.
-Nie.- i odeszłam szybkim krokiem.
-Martyna! Nie wygłupiaj się!- usłyszałam wołania chłopaków. Nigdy w życiu nie wsiądę do auta kolesia, który pobił mojego przyjaciela! A Jasiek jest zbyt ufny.

Perspektywa Jaśka

-Martyna! Nie wygłupiaj się!- krzyczeliśmy, ale dziewczyna poszła.
-Ej, stary co teraz?- zwróciłem się do kumpla.
-Nie możemy jej tak zostawić. Będziemy jechać obok niej, zobaczysz, że odpuści i wejdzie.
-Skąd wiesz?- zwątpiłem. Martyna taka nie jest...
-Znam się na dziewczynach, uwierz mi.
-No dobra, jedź za nią.- dogoniliśmy dziewczynę. Samochód jechał obok niej, takim samym tempem jak ona. Dziewczyna przez chwilę nie zwracała na nas uwagi. Aż się boję pomyśleć jak to wyglądało...
-Odwalcie się!- krzyknęła. Florek kazał mi się nie odzywać. Martyna odwróciła się i znów zaczęła iść przed siebie. Jechaliśmy obok niej dobre pięć minut, gdy nagle Florek mruknął:
-Zatkaj uszy,
-Cooo?- w tym momencie zaczął przeraźliwie trąbić, tak po prostu. Śmiał się przy tym jak psychopata. Martyna aż podskoczyła i wydarła się:
-Przestań! Pobudzisz ludzi!- przestał trąbić.
-Wsiadasz?
-Nie!- znów zaczął trąbić. Dziewczyna próbowała odbiec, ale on dalej jechał obok niej. I dalej trąbił. I dalej przeraźliwie się śmiał.
-Pobudzisz ludzi!
-Już pobudziłem!- ogarnęła go jeszcze większa fala śmiechu, Ja też zacząłem się śmiać, to idiotyczne wariactwo!
-Wsiadasz?- tu znów przestał trąbić.
-Nie! I nawet nie myśl że...- znów nacisnął klakson. Martyna szybko podbiegła do drzwi i wskoczyła do samochodu. Chłopak automatycznie przestał trąbić.
-Mówiłem, że wsiądzie?- zaczęliśmy się jeszcze bardziej śmiać.

Perspektywa Martyny

  Jechałam samochodem z tym psychicznym kolesiem, błagam, niech to się nie dzieje na prawdę. Kto normalny w środku nocy, obok rynku zaczyna trąbić?! Kto? Siedzieliśmy w ciszy, stwierdziłam, że muszę zapytać bo nie wytrzymam.
-Jasiu jak się czujesz?
-Nic mu nie będzie.
-Nie ciebie się pytam. Więc?
-Tylko boli mnie głowa. Ale to od trąbienia. Dzięki, że pytasz.
-Chcesz powiedzieć Olce?- zestresowałam się.
-A kto to Olka?- Florian oczywiście się wciął.
-Moja dziewczyna.- mruknął Jasiek.
- To wy nie jesteście... Aha..- potarł dłonią czoło.
-No. Nie chcę jej mówić, wiesz jakby zareagowała. Ciekawe co zrobi, jak się dowie, że byłem z wami na koncercie.. - zwrócił się do mnie.
-Jezu, nie mówiłeś jej?
-Nie..
-Ona jest aż taka straszna?- Florek znów się wciął.
-Tak.- mruknęłam.
-Nie!- powiedział Jasiek w tym samym momencie. Florian uśmiechnął się pod nosem, kiwnął głową.
-Rozumiem.- podwiózł mnie i Janka do domu, byłam ostro spóźniona. Pożegnaliśmy się i każdy wrócił do domu. U mnie na szczęście wszyscy spali, zauważyłam, że są zgaszone światła. Starałam się wejść cicho po schodach, co było dość trudne bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nie przebierając się padłam na łóżko i po trzech sekundach zasnęłam.



♥♥♥
Rozdział siedemnasty skończony! :D Jak Wam się podobał? 
ROZWIĄZANIE ZAGADKI! Tajemniczą osobą jest SKKF, jeśli ktoś się nie zorientował ;) Nie mógłby to być Kiślu bo on już się raz pojawił :P (Kiedyś jeszcze znów się pokaże) 
Chcę Wam baaardzo, bardzo podziękować za 10.000 wyświetleń i prawie 100 komentarzy w niecały miesiąc! Jesteście niesamowici, na prawdę! :D No i już standardowo: tu macie Aska: Supi ask oraz do komentowania! :D

Cieplutko Was pozdrawiam,
Miśka

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 16

Tydzień później
Piątek

  Od czytania "Darów Anioła" oderwał mnie dźwięk SMS "Za 2h mamy autobus, bd po cb, bądź gotowa!" nienawidzę tych skrótów w wiadomościach. To wiadomość od Jaśka, Emi też mi o tym pisała tylko, że pół godziny temu. Nie mam pojęcia co im tak zależy. Poszłam do łazienki się odświeżyć, założyłam czarną, fanowską koszulkę zespołu, czarne, podarte spodnie i czarne trampki. Myślę, że nie przesadziłam z ilością kolorów. Rozczesałam włosy, co z tego, że nie widać różnicy? I włożyłam do czarnego plecaka płytę, telefon i portfel. Już nie mogłam się doczekać, więc zeszłam na dół do kuchni.
-A ty na pogrzeb idziesz?- tata puścił do mnie oczko.
-Taaak, na pogrzeb inteligencji Emilki.
-Noo, ona umarła już dawno.- zaśmiał się.
-Tato, pamiętasz, że idę dziś na...
-koncert. Tak, pamiętam. Ciężko zapomnieć, mówisz o tym ciągle od tygodnia.
-Oj, no bo wiesz! Cieszę się! Nawet nie wiesz jak bardzo!- podskoczyłam radośnie, obracając się. Tata zaczął się śmiać.
-Wiem, widzę. Rzadko jesteś taka rozentuzjazmowana. Aż miło popatrzeć!- pogłaskał mnie i jeszcze bardziej rozczochrał mi włosy, zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Ooo! To twój chłopak? Jak on miał... Jan! Jan, prawda?
-Jan. To nie jest mój chłopak! On ma dziewczynę! A żeby było śmieszniej ta dziewczyna to Ola!
-O Boże, bidny chłopak. Idź, otwórz mu, niech nie stoi pod drzwiami.- podbiegłam do drzwi i zaprosiłam Janka do środka.
-Siemka Loczek! Ooo, dzień dobry panu...- stracił rezon w drugim zdaniu.
-Witaj, Janie. Może wejdziesz? Nie stójcie tak w otwartych drzwiach.
-Bardzo chętnie, ale my musimy już iść bo mamy autobus i Emilka na nas czeka i w ogóle..
-Właśnie! Papa tatusiu, wrócę późno, nie czekajcie, jak coś będę dzwonić. Paa!- powiedziałam wciskając szybko bury w trampki, pocałowałam go w drapiący policzek i razem z Jasiem wybiegliśmy z domu. Tata zamknął za nami drzwi i już nas nie było. Gdy biegliśmy na przystanek śmiałam się z chłopaka, że boi się mojego taty. On oczywiście zaprzecza, że nie, że on tak tylko i, że on się musi ośmielić bo nie wie co mój tata o nim myśli. Jaaasne.
-Hej Emi!- zasłoniłam przyjaciółce oczy, aż podskoczyła.
-Durnaś? Wiesz jak się przestraszyłam wariatko?- udawała złą.
-Wiem! O to chodziło!- zaśmiałam się.
-Ej, odsuńcie się od drogi, jedzie.
-Ok, ok, odsuwamy się.- po chwili autobus podjechał. Szybko weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca. Jechaliśmy moment kiedy nagle przypomniało mi się coś ważnego.
-Ej! Nie mamy biletów...
-Ciiiszej! A tu, w autobusie nie można kupić?- zapytał Janek.
-No chyba nie...- odparłam.
-Wyluzujcie się, nic nie będzie! Czuję to.- jechaliśmy dalej, źle się z tym czułam.. Ciągle się rozglądałam w obawie, że ktoś nas złapie. Nagle zobaczyłam kanarkową czapeczkę, gdzieś z tyłu autobusu.
-Kurde, patrzcie!- syknęłam do towarzyszy.
-Szybko, na przód.- szepnęła Emilka.- przepchnęliśmy się pod pierwsze drzwi.
-Zbliża się!- mruknął cicho Jaś.
-Boże, złapie nas!- zaczęliśmy się śmiać, to idiotyczne.
-Ej, spróbujmy się przemknąć obok niego na tył, drugi raz nie sprawdzi!- zasugerowała Emilka. Gdy właściciel czapeczki podszedł do staruszki zaczęliśmy za nim przechodzić. Najpierw Emilka a potem ja. Jasiu już miał iść, gdy nagle kanar się odwrócił. Już widziałam minę Jasia: jednocześnie rozbawioną a jednocześnie przestraszoną. Kanar już szedł w jego stronę, już był blisko! Na szczęście podszedł najpierw do jakiejś dziewczyny. Chłopak niczym nindża przemknął obok niego i szybko do nas podszedł.
-HA! Ja nie zrobię?- zaczęliśmy się śmiać i szybko czmychnęliśmy na drugi koniec autobusu.W czasie dalszej podróży śmialiśmy się z sytuacji i planowaliśmy co zrobimy na koncercie. Po chwili z ulgą wybiegliśmy z autobusu i pomknęliśmy do kawiarenki w której odbywał się koncert, byłyśmy tam ostatnio z Emilką. Teraz było inaczej niż ostatnio. Zaciemniono okna i nie było stolików, które stały pod ścianami. Pochowano wszystkie poduszki i inne bibeloty które zwykle się tam walały. Pośrodku sali stała jasno oświetlona scena. Słychać było głośne rozmowy, piski, krzyki i grupowe wybuchy śmiechu. Po jakiś piętnastu minutach rozpoczął się koncert. Fala muzyki spłynęła na nas a my przepchaliśmy się pod scenę, tańczyliśmy i śpiewaliśmy wraz z zespołem i innymi fanami. Było świetnie, na prawdę! Szkoda tylko, że nie zdobyłam podpisu na płycie.. Śpiewając wyszliśmy z koncertu, w głowie mi szumiało i piszczało, było tak super! Mam nadzieję, że nie ogłuchłam ale nawet jeśli, było warto! Poszliśmy na przystanek ale Emilka wsiadała do innego autobusu niż my bo jechała na jakąś imprezę do koleżanki. Gdy Emi wsiadała do autobusu pomachałam jej ręką, niechcący podwinęła mi się koszulka. Autobus odjechał.
-Co to jest!?- krzyknął Jasiek podciągając mi lekko koszulkę, wskazał na tatuaż.
-Nic co mogłoby cię obchodzić!
-Powiedz, że to jest czymś narysowane, proszę!
-Nie jesteśmy w podstawówce, jeśli nie zauważyłeś!
-Martyna ty zwariowałaś!- wychrypiał.
-To moje ciało! Mogę z nim robić co chcę!
-Ale to wygląda dziwkarsko!
-Dziwkarska to jest twoja dziewczyna!- syknęłam. Jaśkowi pociemniały oczy, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. Ruszył ręką, zamknęłam oczy. Czekałam na cios. I nagle...! Nic nie nastąpiło. Otworzyłam oczy, zamiast przyjęcia uderzenia usłyszałam męski głos.
-Nie waż się jej tknąć!- zobaczyłam jak jakiś facet łapie Jasia za koszulkę i z całej siły uderza go w twarz. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie: z ust Janka momentalnie trysnęła krew, facet puszcza chłopaka a on upada na beton po drodze uderzając głową o ścianę i o beton. Mężczyzna podbiega do mnie i pyta się, czy wszystko ok.
-JAK OK!? Zabiłeś go!!- zaczęłam piszczeć i płakać, nieznajomy mnie uspokajał.
-Spokojnie, on...
-Co spokojnie!? Dzwoń po karetkę!!! On NIE żyje! Mój Boże, on nie żyje!!! ZABIŁEŚ GO!- facet zaczął szukać po kieszeniach telefon.
-Dziewczyno, już wszystko dobrze, spokojnie!- wyciągnął komórkę, zatelefonował, ja podbiegłam do Janka i łkałam.
-Jasiu! Jasiu, proszę! Jasiu!
-Przepraszam Martynko...



♥♥♥
Oto kolejny rozdział! :D No i mamy nową postać! :D Jak myślicie, kto to jest? Podpowiem, że ktoś z ekipy Terefere ;) Mam nadzieję, że się Wam podobało! :D Zapraszam Was na mojego aska: Tu ask, wejdź! oraz do komentowania!

Cieplutko pozdrawiam mimo, że za oknem coraz przyjemniej,
Miśka

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 15

Perspektywa Jaśka
-Jasieńku! Gdzie cię poniosło na całą noc?- załamała ręce mama.
-Pomagałem Martynie szukać psa, zasnęliśmy u niej w salonie. Bardzo cię przepraszam!- pocałowałem ją w jej różowy policzek. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała
-To miło z twojej strony, ale mów mi o takich rzeczach.
-Dobrze mamo.- przytaknąłem.
-Nawet jak to będzie noc.
-Dobrze mamo.
-Napisz usprawiedliwienie to ci je podpiszę.
-Dobrze mamo.- chciałem iść.
-Ale przebierz się najpierw.
-Dobrze mamo.
-I przepisz od kogoś zeszyty.
-Dobrze mamo.- gorliwie pokiwałem głową. Niech ta kobieta da mi się ogarnąć, a nie wykłady robi!
-I weź prysznic.
-Dobrze mamo.- no na prawdę?
-I zjedz coś.
-Nie chcę.
-Zjedz.
-Dobrze mamo. - to chyba koniec.. Co z tego, że jestem prawie pełnoletni? Dba o mnie jak o dziewięciolatka, no cóż, taka jest. Poszedłem do siebie do pokoju ale wtargnął do mnie mój starszy brat Paweł.
-I co? Jak ci poszło z tą lalą?
-Odwal się stary.- czy oni nie potrafią pukać? I nie walić takimi tekstami.
-Dobra spokojnie.
-Paweł wyjdź.
-Luz, spokojnie!- podniósł ręce do góry w geście obrony i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Usłyszałem krzyk taty:
-Kto trzaska drzwiami!?
-To Jasiek!- co za parszywiec!
-On kłamie!!!- wrzasnąłem z pokoju.
-To ty kłamiesz!
-Weź się zamknij!- odkrzyknąłem.
-Spokój na górze!- krzyknął tata, Paweł polazł do siebie. Co to jest za rodzina, Boże.  I tak ich kocham, no może poza braćmi. A mam ich trzech, więc nie jest lekko. Zaśmiałem się ze swoich myśli, czasem jestem głupi. Wyjąłem z terrarium Tadeusza i dałem mu iść sałaty.  Obserwowałem jak żółw je kiedy zadzwoniła Ola, stęskniłem się za jej głosem miło, że dzwoni.
-Czemu nie było cię w szkole?
-Hej Oluś! Źle się czułem, nic wielkiego.
-A jutro będziesz?
-No pewnie, że będę! A coś się stało? Mam do ciebie przyjść? Oluś jak coś jest nie tak to mi mów.- przestraszyłem się.
-Nie, wszystko ok. Pa.
-Pa, kocham cię!- i rozłączyła się. Żadnego "ja ciebie też" ani "co się stało?"... Dowiedziała się tego, co było jej potrzebne i wręcz rzuciła słuchawką... Zrobiło mi się przykro. I głupio, że ją okłamałem. No ale co miałem jej powiedzieć?  Że byłem u Martyny? I, że i niej spałem? Z nią na kanapie? Najpierw zabiłaby ją a potem mnie. Albo odwrotnie, wszystko jedno. Na pewno żadne z nas nie wyszłoby z tego żywe..

Perspektywa Martyny
Listopad

  I znów minęło kilka nudnych tygodni. Z tą różnicą, że zakumplowałam się z Jasiem który polubił się z Emi i często się kłóci o to z Olą. Z Jankiem i Emilką tworzymy teraz całkiem zgraną paczkę, w sumie to bardzo fajne. Cieszę się, że się do niego przekonałam, teraz nie siedzę sama na przerwach tylko spędzam je z Jaśkiem i czasem z Emi. Znęcają się nade mną i na siłę szukają mi na siłę chłopaka, strasznie mnie to denerwuje, ale cóż, czasami tez śmieszy. Więc wszystko jest ok. No, prawie wszystko... Nadal nie znalazł się Korek, bardzo za nim tęsknię. Straciłam przyjaciela, prawdopodobnie na zawsze... Jestem beznadziejna, że wpadłam do tego dołu i go nie znalazłam... Chciałabym to jakoś naprawić, coś zrobić. Ale teraz jest już za późno... I do tego nie mogę patrzeć jak Jaś cierpi przez Olę.. Ona ciągle go rani, nie zwraca nie niego uwagi a on nie chce się do tego przyznać sam przed sobą... Chciałabym mu pomóc ale co ja mogę zrobić jeśli on uważa, że wszystko jest dobrze?
  Siedziałam na parapecie i odrabiałam zadanie z polskiego, Boże.. Czy ta kobieta myśli, że na prawdę nie mamy nic lepszego do roboty niż pisanie pięciu stron o problematyce "Potopu"? Jak widać nie...
-Siema Martyna!- krzyknęła Emilka otwierając drzwi.
-No elo.- do pokoju wszedł Jasiek. Kompletnie się ich nie spodziewałam, aż podskoczyłam ze strachu.
-Jezu, chcecie żebym zeszła na zawał?
-No w sumie... Spokój by był!- zaśmiał się Janek.
-Dzięki, bardzo miły jesteś.- zaczęliśmy rechotać.
-Już dobra, cicho. Martyna słuchaj, jest coś super!- rozentuzjazmowała się Emka
-Już się boję, no ale mów!
-No, wiec tak. Posł...
-Ale daj jej skończyć i nie przerywaj!- wciął się Jaś.
-Jak na razie to tylko ty jej przerywasz!- parsknęłam ni to z oburzenia, ni z rozbawienia,
-Oboje się uciszcie! Słuchaj Martyna. W następny weekend jest koncert. Cicho! Nie przerywaj mi, ani słowa! Jest ten koncert. I musisz z nami iść! Musisz. I nie ma, że nie chcesz! Grają Ciężkie Puszki! To cię przekonuje?- szczerze przyznam, trochę przekonuje.  Ciężkie Puszki to nasz ulubiony zespół! Jest super i teraz ma koncert w naszym mieście! Ale tam będzie tyle ludzi, będę musiała z nimi gadać.. Znając pomysły Emki która stara się mnie integrować ze światem.
-Sama nie wiem...
-Nie ma, że nie! Musisz! Loczek nooo, nie daj się prosić!- Janek aż wstał.
-Właśnie! Chodź Martyna, będzie fajnie!
-No nie wiem... Wiecie o co mi chodzi..
-Ok, no dobra. Jak nie będziesz chciała z nikim gadać to nie będziesz musiała. Ale chodź z nami, proszę..!
-Dobra, niech wam będzie.
-Jesteś kochana! Serio!- Emi rzuciła mi się na szyję, Jasiek pod wpływem emocji też mnie przytulił.
-Ach, no tak, sorry...- speszył się. Ja tylko się zaśmiałam i pokręciłam głową. Nagle z dołu zawołał mnie tata:
-Martynko! Chodź tu! Szybko! Wy też chodźcie!- zbiegliśmy po schodach i weszliśmy do kuchni, nagle upadłam na ziemię powalona jakimś ciężarem. Poczułam coś wilgotnego i włochatego na mojej twarzy. To Korek!
-Korek, Koreczku! Wróciłeś!- przytuliłam odnalezionego przyjaciela.
-Jejku! Ale jesteś chudy i brudny! Tęskniłam Koreczku, Boże jak ja tęskniłam!- wtulałam się w czworonoga a on lizał mnie po szyi.
-Szczerze mówiąc to myślałem, że nie wróci.- Jaś pogłaskał go po głowie, pies wskoczył mu na kolana i po chwili był głaskany przez nas oboje.
-A właściwie jak się znalazł?- zapytała Emi. Na pewno cieszyła się, że wrócił ale go nie głaskała, bała się psów.
-Jakiś człowiek znalazł go w lesie i go przywiózł. Słuchajcie bo z niego aż się coś sypie, wykąpiecie go?
-Nie ma sprawy!- przytaknęłam.
-Fajnie, zróbcie to teraz, ja już go nakarmiłem.. Żebyście widzieli jak łapczywie jadł, biedaczek! Tam, w szafce macie szampon.- wzięliśmy płyn i poszliśmy z psem do łazienki. Postanowiliśmy go wykąpać w prysznicu, nie w wannie bo stwierdziliśmy, że tak będzie nam łatwiej a poza tym Korek nie wyskoczy. Mam bardzo duży prysznic, więc bez problemu wszyscy się pomieścimy. Przygotowaliśmy ręczniki i popodwijaliśmy rękawy oraz spodnie.
-Jestem pod prysznicem z dwoma dziewczynami.- zaśmiał się Jaś i zrobił tą swoją dziwną, uśmiechniętą minę.
-Ta, i z psem, super. Nie rób takiej miny bo wyglądasz, za przeproszeniem jak jakiś zboczeniec.- spruła go Emilka.
-Czyli tak jak ty na co dzień.- wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Myliśmy psa który próbował gryźć wodę i wciąż się otrzepywał, więc po chwili byliśmy cali mokrzy.
-Trzymaj Jasiek.- podałam mu słuchawkę od prysznica. Po ułamku sekundy poczułam strugę wody na głowie.
-Jasiek co ty!- wrzasnęłam, śmiejąc się. Usiłowałam odebrać mu źródło wody i go oblać. Emilka rozsądnie wycofała się z pola rażenia a ja walczyłam z chłopakiem. Oblewaliśmy się wodą, Korek był wniebowzięty, zaczął skakać i mnie przewrócił.
-HA! Dobrze Korek!- wykrzyknął Janek i rzucił się na mnie z wodą. Starałam się obronić ale coś mi nie szło. Na domiar złego mój oprawca zaczął mnie łaskotać.
-Już, Jasiu, już! Koniec!- wykrztusiłam dusząc się ze śmiechu.
-Już Jasiek już!To, że ty jesteś lekko niedorozwinięty nie oznacza, że Martyna ma na tym cierpieć.- zostawił mnie i zaczął się śmiać.
-Odezwała się ta, co nie jest niedorozwinięta!
-Ja jestem w pełni sprawna psychicznie!
-Jasne, jasne! Wmawiaj sobie!- śmiałam się nadal leżąc na mokrej podłodze prysznica.
-A ty jesteś po jego stronie! Tyy zdradziecka tyy!- parsknęła śmiechem.
-Ja nie stoję po niczyjej stronie! On też jest głupi!
-A ty mokra!- chłopak rzucił mnie ręcznikiem. Wytarliśmy siebie i Korka, szybko poszłam się przebrać. Dogadaliśmy się dokładnie co do koncertu i Emi z Jaśkiem sobie poszli. Fajnie dziś było. Wieczorem leżałam z Korkiem na łóżku i czytałam. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.



♥♥♥
Oto rozdział piętnasty! :D Mam nadzieję, że się Wam podobał! Nie mam nic super do ogłoszenia, więc od razu zapraszam Was na aska: Supi ask, musisz tu kliknąć! Oraz do komentowania! Starałam się żeby było dłużej, doceńcie! xD 
Cieplutko pozdrawiam,
Miśka

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 14

  " Zobaczyłem, że Martyna się na mnie patrzy. Spojrzałem na nią nadal trzymając rękę przy je twarzy, dziewczyna lekko oblizała wargi, dotknąłem jej policzka. Bezwiednie z jej oczu przejechałam wzrokiem na usta. Patrzyliśmy się na siebie w ciszy, poza sobą nie odbieraliśmy żadnych bodźców, było wpół do trzeciej."


  Ma takie ciemne oczy lekko przykryte kosmykami włosów.. Dopiero teraz zauważyłam jego drugi pieprzyk. On też się na mnie patrzył, objął mój policzek ciepłą dłonią, aż przeszedł mnie dreszcz. Z jednej strony chciałam zabrać jego rękę ale z drugiej to było coś nowego, coś fajnego.. Patrzyliśmy się na siebie w kompletnym bezruchu, nie wiedziałam jak to przerwać, co powiedzieć. Miał taki ciepły wyraz twarzy. Miał takie miłe spojrzenie. Miał dziewczynę. Nie, nie możemy. To było miłe ale nie dla mnie. Mimo to ciągle trwałam w bezruchu.. Nie mogę.
-Jasiu, dziękuję. Za to co da mnie zrobiłeś. Że przyszedłeś kiedy nikt nie przyszedł. Nie wiem nawet jak to określić, po prostu dziękuję.- poprawiłam kosmyk włosów który wyślizgnął się zza ucha. Jaś zabrał rękę i się do mnie uśmiechnął. Chyba wiedział co chciałam powiedzieć i co pomyślałam.
-Nie dziękuj tylko normalnie ze sobą gadajmy ok? No. I napij się herbaty bo  nadal jesteś zziębnięta.
Siedzieliśmy na kanapie i nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy.

Perspektywa Jaśka

Obudziłem się i z początku nie wiedziałem gdzie jestem, rozejrzałem się i zobaczyłem, że jestem u Martyny. Zasnęliśmy na jakieś dwie godziny a ja nadal jestem masakryczne zmęczony. Dziwne, że poczułem to dopiero teraz. Chciałem wstać ale poczułem, że Martyna się do mnie przytula, uśmiechnąłem się pod nosem. To było miłe, bardzo miłe, mimo, że robiła to nieświadomie. Ja też ją objąłem, jednak nie wstaję. Nie czułem się źle z faktem, że mam dziewczynę. Martyna to moja koleżanka, może na wet przyjaciółka.Ufam jej i myślę, że mimo tego, że nigdy się do tego nie przyzna ona też mi ufa. Fajnie jest mieć taką przyjaciółkę. To co się zdarzyło bardzo dużo zmieniło, teraz będzie inaczej. Objąłem ją, poczułem, że nadal jest lekko wychłodzona. Leżałem i patrzyłem jak krople deszczu spływały po szybie, zapatrzony w ich wyścigi w dół zasnąłem.

Perspektywa Martyny

Obudziłam się, było mi ciepło. Słyszałam tętno. Nie swoje, przestraszyłam się. O Boże! Przytulam się do Jaśka! Natychmiast próbowałam się "odtulić" ale on też mnie obejmował. Starając się wysupłać z uścisku niechcący go obudziłam.
-Hej Loczek. Ale się przytuliłaś!- lekko zaspany zaśmiał się i przeciągnął.
-To ty nie chciałeś mnie puścić!
-Eee tam, marudzisz.- znów się roześmiał. Wstałam i ziewnęłam. Jak dobrze być w domu, sucha i bezpieczna.
-Ej, jesteś głodny?
-Jeszcze jak!- poszliśmy do kuchni i po krótkiej naradzie stwierdziliśmy, że zjemy jajecznicę.
-To ty pokrój szczypiorek a ja przygotuję to co będzie potrzebne. Tu masz nóż, tylko się nie pokalecz.- Jasiek wprawnie poszatkował szczypiorek a ja wyjęłam jajka.
-Jasiek łap!- rzuciłam w niego jajkiem które rozbiło się na jego koszulce. Jasiek otworzył ze zdziwienia usta a ja dostałam ataku śmiechu.
Oszszsz tyyy!- krzyknął i śmiejąc się rozbił mi na głowie jajko i zaczął je wcierać we włosy. Zaczęłam piszczeć i wyrwałam się z uścisku, znów w niego rzuciłam tym razem trafiając w czoło.
-Teraz to przegięłaś!- Janek zaatakował z dwoma jajkami które po chwili znalazły się na mojej koszulce i twarzy. Nagle do kuchni weszła Olga- nasza gosposia.
-Ależ panienko!- krzyknęła i miska z praniem którą trzymała w rękach wypadła jej z rąk.
-Dzień dobry pani! Ja jestem Jaś!- radośnie wykrzyknął chłopak.
-Robimy jajecznicę!- dodałam wesoło.
-Ale na sobie? Tylko posprzątajcie potem.- załamała ręce a my znów zaczęliśmy się śmiać. Gdy Olga poszła Jaś powiedział:
-Dobrze, że jajko pozytywnie wpływa na włosy.
-Tak, to fantastyczne.- wykrztusiłam. Starłam żółtko z twarzy i wtarłam je w grzywkę chłopaka.
-Zobacz jak o ciebie dbam. Teraz będziesz miał śliczne włoski.
-A nie miałem?
-Nie!- znów zaczęliśmy się śmiać. Gdy wreszcie wyczyściliśmy się z życiodajnych białek, żółtek i skorupek zrobiliśmy śniadanie. Jajecznica wyszła na prawdę smaczna, muszę przyznać, że Janek jak na chłopaka na prawdę nie źle radzi sobie w kuchni. Pozmywaliśmy naczynia i umyliśmy podłogę, ściany, meble okno i nawet sufit. Nie wiem jak to jajko się tam znalazło, nie chcę tego wiedzieć. Siedzieliśmy na blatach w kuchni i patrzyliśmy na ciągle padający deszcz.
-Idziesz jeszcze dziś do szkoły?- zapytałam.
-Zwariowałaś? Ty też nie idziesz, co nie?
-Ja idę.- odpowiedziałam poważnie.
-Serio?- zdziwił się.
-Głupie pytanie, głupia odpowiedź.- znów parsknęliśmy śmiechem.



♥♥♥
Dzień dobry! Proszę bardzo: rozdział czternasty ;) Mam nadzieję, że Wam się podobał i, że mnie nie zabijecie za "zepsucie" pierwszej sceny xD Jak zwykle zapraszam na aska: Najlepszy ask świata
Oraz do komentowania :) Czytam komentarze! Serio fajnie jak je piszecie, zachęcam do wykonywania tej czynności :D

Cieplutko pozdrawiam,
Miśka

czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 13

Perspektywa Jaśka

Biegłem leśną drogą, oświecając sobie ścieżkę latarką. Było na prawdę zimno, a żeby było gorzej padał lodowaty deszcz. Po chwili truchtu skręciłem w lewo w gęstwinę bezlistnych drzew, kujących krzewów dzikich jeżyn i wpadłem prosto w grząską od wody ziemię. Martyna ma szczęście, ze znam tą część lasu dzięki częstym spacerom z psem, gdyby nie to mogłoby być ciężko. Powinienem być już blisko, wiec zawołałem:
-Martyna!- zamarłem, odpowiedziała mi cisza. Podbiegłem dalej i pomachałem latarką. Może zwróci uwagę na światło?
-Martyna! Jesteś tu!?- znów tylko cisza. Zacząłem iść dalej i nawoływałem, zaczynałem się bać. A jeśli ktoś ją znalazł przede mną i... Nie, nie chcę nawet o tym myśleć.
-Martynko!!- już zdarłem sobie gardło.
-Martynko! Proszę, odezwij się!!- na prawo od siebie usłyszałem plusk wody i ciche, zachrypnięte
-Jasiu tu jestem, tu...- podszedłem bliżej, sam prawie wpadłem w trzy metrowy dół. W środku była cała mokra i lekko zakrwawiona Martyna.
-Jejku, tu jesteś! Co ci się stało? Jesteś cała z krwi!- bezwiednie zasłoniłem dłonią usta.
-Uderzyłam się w twarz i rękę i mam chyba skręconą kostkę, nie mogę wyjść dlatego.- mówiła z ostatkiem sił, podziwiam ją, że tyle wytrzymała.
-Martynko podaj mi swoją zdrową rękę to cię stąd wyciągnę i wrócimy do domu.- brnęła z trudem przez wodę wymieszaną z błotem, przewróciła się ale udało się jej wstać. Dotarła do brzegu i wyciągnęła do mnie rękę. Chwyciłem ją, była mokra i zziębnięta. Gdy pociągnąłem ją do góry skrzywiła się z bólu, była bardzo lekka. Udało mi się ją wyciągnąć, upadła na leśne poszycie całkowicie wyczerpana.
-Chodź Martynko, zaniosę cię do domu.- wyciągnąłem do niej rękę.
-Nie, pójdę sama.- obserwowałem z jaką determinacją wstaje i robi jeden krok, jej twarz wykrzywił grymas bólu, prawie upadła ale w porę ją złapałem.
-Chyba muszę ci pomóc.- podniosłem ją delikatnie, była tak krucha. Niesienie jej nie sprawiało mi problemu, jej drobne, wyczerpanie ciało było bardzo zziębnięte. Po chwili Martyna wyczerpana bólem, zimnem i brakiem snu wtuliła się we mnie i zaczęła płakać.
-Już, Martynko, już. Jest ok.- zacząłem ją uspokajać.
-Dziękuję Jasiu, tak bardzo ci dziękuję. Ale nie mów na mnie Martynko- szepnęła, płacząc.
-Nie ma sprawy Loczek. Tak teraz będę na ciebie mówił.- lekko pokiwała głową, chyba się zgadza.
-Przepraszam, że cię tak potraktowałam. Boże, nawet nie wiesz jak mi było głupio. I nadal jest...
-Nie ma sprawy.- zaczęła się ześlizgiwać, przez swoje wilgotne ubranie, więc poprawiłem ją aby nie spadła. Dziewczyna wtuliła się we mnie jeszcze bardziej, ciekawe czy robi to świadomie. Niosłem ją w milczeniu, po chwili byliśmy pod domem Martyny. Wszedłem przez otwartą bramkę, mam nadzieję, że nie zamknęła drzwi na klucz. Nacisnąłem klamkę, na szczęście nie były zamknięte. Posadziłem dziewczynę na kanapie i zdjąłem jej mokrą kurtkę po czym owinąłem kocem.
-Zdejmij buty, potem obejrzę ci kostkę. Ja przyniosę ci ciuchy i ręcznik.- Martyna pokiwała głową, wszedłem po schodach do jej pokoju. Szybko znalazłem jej jakieś ubrania, suchy ręcznik wisiał na krześle. Zaniosłem na dół to co wziąłem z jej pokoju.
-Przebierz się i wytrzyj, Nie martw się, nie będę patrzył, pójdę zrobić herbatę.
-Ok. Ale jak zobaczę, że patrzysz to cię zabiję.- poszedłem do kuchni, niby jak miałem stąd coś zobaczyć? Włączyłem czajnik i zabrałem się do szukania herbaty. Była w górnej szafce obok lodówki, kubki znalazłem na suszarce do naczyń i włożyłem do nich torebki które zalałem wrzątkiem.
-Mogę?- krzyknąłem.
-Jeszcze moment, poczekaj.- no kto by się powstrzymał? Ja nie mogłem. Lekko wychyliłem się zza kuchennego winkla. Martyna stała tak jak ją Pan Bóg stworzył, odwrócona tyłem. Była bardzo drobna i chuda ale to nie wyglądało brzydko. Założyła na blade ciało koszulkę i spodnie które jej przyniosłem, po czym opadła z bólem na kanapę.
-Dobra, chodź.- chwyciłem kubki w ręce i wszedłem do salonu. Postawiłem herbatę na stoliku i zapytałem:
-Jak się czujesz? Już lepiej?
-Tak, dzięki.- posłała mi zmęczony uśmiech.
-To pokaż mi kostkę. Nie jest złamana ani skręcona, to widać od razu. Po prostu boleśnie ją stłukłaś w kilku miejscach, nie musisz z tym iść do szpitala. Tylko jej nie nadwyrężaj.- zobaczyłem ulgę na jej twarzy.
-A teraz powiedz mi gdzie jest apteczka. Opatrzę ci dłoń i twarz.
-W łazience, otwórz lustro.- poszedłem do łazienki i zabrałem bandaż, gazę i wodę utlenioną. Wróciłem do Martyny i oczyściłem jej drobną dłoń, była mocno zadrapana i brudna, mam nadzieję, że żadne zakażenie jej się tam nie wdało. Czystą ranę zabandażowałem, musiało ją to bardzo boleć ale dzielnie wszystko zniosła.
-Teraz zamknij oczy, odkażę ci twarz.
-Skąd ty się tak znasz? - powiedziała zmęczonym głosem, zamykając oczy. Przytrzymałem jej drobny podbródek i dotknąłem gazą policzka, dziewczyna syknęła cicho.
-Przepraszam, wytrzymaj jeszcze moment.- dalszy zabieg przebiegł w ciszy.
-No, skończyłem.- odłożyłem gazę na bok. Zobaczyłem, że Martyna się na mnie patrzy. Spojrzałem na nią nadal trzymając rękę przy je twarzy, dziewczyna lekko oblizała wargi, dotknąłem jej policzka. Bezwiednie z jej oczu przejechałam wzrokiem na usta. Patrzyliśmy się na siebie w ciszy, poza sobą nie odbieraliśmy żadnych bodźców, było wpół do trzeciej.



♥♥♥
Proszę bardzo! Nocny rozdział trzynasty! Już drugi dzisiaj. Jutro nie będzie posta bo jestem na osiemnastce 8) Przepraszam Was za to, dlatego dziś są dwa! Mam nadzieję, ze rozdział się Wam podobał, zapraszam na aska oraz do komentowania. To serio motywuje! Jak się ładnie pouskuteczniacie w komentowaniu to MOŻE w sobotę lub niedzielę się coś pojawi ;3

Cieplutko pozdrawiam
Miśka