piątek, 29 maja 2015

Rozdział 7 Sezon II

"-Bo zazdrości ci takiego fantastycznego chłopaka jak ja!- zaśmiał się mierzwiąc moje włosy.
-Co za narcyz!- uderzyłam go w ramię.
-Przemoc i patologia!- zawył łapiąc się za miejsce, w które go klepnęłam
-Lecz się!- teraz się śmieję a jeszcze przed chwilą prawie płakałam. On jest tak głupi, że nie umiem być przy nim smutna.
-A na Krwawą Aleksandrę mam już pewien plan.- uśmiechnął się szyderczo. Zrobiłam pytającą minę.
-Zabijemy jej ją własną bronią!- klasnął w ręce. No nieźle, zapowiada się afera"




-Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytałam odsuwając się od niego. 
-Też będziemy ją wkręcać, że tak powiem.- chłopak widząc moją minę kontynuował.
-No zobacz. Udawaj, że nic nie wiesz, zaprzyjaźnij się z nią. Ja też to zrobię. Nie martw się, nie lubię jej już i na sto procent to się nie zmieni.- na szczęście rozwiał moje wątpliwości, cieszy mnie to, że rozumie mnie bez słów. 
-Ale ja nie chcę taka być. Taka jak ona. A może pokażmy jej, że to co ona wymyśla nie robi na nas żadnego wrażenia?- zasugerowałam. 
-W sumie dobry pomysł. Wkurzy się i to mocno. Spróbujmy. A teraz chodź tu, pokażę ci tą fizykę.- usiedliśmy nad jego książką. To wcale nie było tak trudne jak mi się zdawało. 
  Gdy wróciłam do domu rodzicie już byli, oczywiście wypytywali się dlaczego wracam później niż zwykle i o te inne "rodzicowe" sprawy, które koniecznie muszą wiedzieć. Zjadłam z nimi obiadokolację, wyczesałam Korka i sama nie wiem czym zmęczona powlekłam się na górę, wzięłam prysznic i poszłam spać. Kocham spać, na prawdę. 
  
Kolejny dzień

  Z pozoru pewna siebie weszłam do szkoły, jednak w środku cała się trzęsłam. Dziś muszę udawać przed Olą, że wszystko jest ok. Dwie pierwsze lekcje minęły bez zbędnych zgrzytów czy rozmów ale na trzeciej przerwie nie było już tak fajnie. 
-Hej papużko, jak tam?- Ola usiadła tuż obok mnie. 
-A nic ciekawego.- uśmiechnęłam się najszczerzej jak umiałam.
-Jak tam u ciebie? Smakują ci batoniki?- zawrzało we mnie ale na szczęście się opanowałam.
-A wiesz, że to była karma dla szczurów?- roześmiałam się, dziewczyna zbladła.
-Ale skąd ty to wie... To znaczy... Serio? Nie wiedziałam! Dobrze, że mówisz!- zaraz ją trzasnę w ten jej głupi, pusty łeb. 
-Nie wiesz co kupujesz? Nic się nie zmieniłaś.- westchnęłam i odeszłam od skamieniałej dziewczyny. Po chwili poczułam zapach jej perfum i cichy szept. 
-Sama tego chciałaś. 
-Ale czego?- odwróciłam się z pewnym uśmiechem. 
-Zemsty.
-Zemsty? Wszystko co mam jest na tyle pewne, że nic z tym nie zrobisz. Nic. Janek cię nie lubi, Alicja to samo. Florek i Emilka są dla ciebie nie osiągalni. I niby co mi możesz zrobić? Nic. Bez obrazy ale... jesteś zerem. Nie masz nikogo.- uśmiechnęłam się i odeszłam pewnie szkolnym korytarzem pozostawiając za sobą zdruzgotana Olkę. Gdy już na pewno straciła mnie ze wzroku szybko skierowałam się do łazienki, zamknęłam się w kabinie i zaczęłam płakać. Nienawidzę taka być dla ludzi. Nie wiem jak Olka wyrabia psychicznie będąc taka dla ludzi. Nie potrafię tego pojąć. Po chwili się ogarnęłam i znów udając, że wszystko w porządku weszłam spóźniona do klasy. Dostałam uwagę od nauczycielki i usiadłam w ławce obok Alicji. 
-Co się stało?- szepnęła cicho.
-Aż tak widać, że coś jest nie tak?- zlękłam się. 
-Niee. Widać tylko w spojrzeniu ale normalnie ludzie nie zwracają na to uwagi. 
-To dobrze. Dogadałam Oli.- obejrzałam się za siebie i widząc zaniepokojony wzrok Jasia uśmiechnęłam się do niego tym samym jeszcze bardziej irytując Olkę. Nie wiem skąd mam w sobie tyle siły by taka być. 
-Ale co ty jej powiedziałaś?- wyszczerzyła oczy dziewczyna. 
-Że niczym mnie nie zniszczy. Mam was a was nie ruszy.- wzruszyłam ramionami. 
-No i prawidłowo. Ale czemu to tak przeżywasz?
-Bo ja nie umiem być tak złośliwa jak ona. I nie chcę taka być, wiesz sama. 
-Proszę o ciszę! Martyna rozsiądź się do ławki obok!- rozkazała nauczycielka. Nie wiem co ona taka nerwowa. Westchnęłam i chcąc nie chcąc zmieniłam swoje miejsce. 



♥♥♥
Wybaczcie, że rozdział krótki ale jestem chora i w ogóle nie powinno go być :/ Boli mnie głowa. Ale nie martwcie się- zaniedbania z ostatnich dni na pewno zostaną nadrobione! :) Mam zły dzień, źle się czuję i mam ścinkę XD Więc wiecie. Staram się jak mogę! <3 
Zapraszam na 

czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 6 Sezon II

  Leżałam na łóżku i przeglądałam moje ulubione blogi. Deszcz znów bębnił w okna ale jakoś tak weselej. W sumie ziemi przyda się trochę wody, rośliny będą miały lepiej i w ogóle. Nagle włączyła się muzyczka, aż podskoczyłam. Dzwoni Emilka.-No hej.- uśmiechnęłam się do kamerki.
-Hej. Jak tam? Lepiej już? W sensie, że z Jankiem.- pomachała do mnie. Zaśmiałam się.
-Od razu kurde zaczynasz ten temat. Ale jest już... ok.- przerwałam wymownie i uśmiechnęłam się trochę do niej a trochę do siebie.
-No to super! W końcu głupku!- wyraźnie się ucieszyła.
-A u ciebie coś ciekawego? Ponoć Florek u ciebie był.- chciałam skończyć temat. Jest miły choć nieco... peszący.
-Był, był. I wiesz co? Wracam do was! Ale dopiero na wakacje. Ale wracam! I przyjeżdżam na tydzień! Ale to też dopiero w wakacje. Miałam nie mówić bo to miała być taka.. mini niespodzianka ale dobra, już nie będę tego trzymać w sekrecie.- zaniemówiłam.
-Nie cieszysz się?- zapytała po chwili?
-Nie cieszę się? Jezu, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę!- rzuciłabym się jej na szyję gdyby nie to, że widzę ją tylko dzięki kamerce internetowej. Emi wraca! I wcześniej nas odwiedza! Jejku!
-Też się cieszę. Będę u was w pierwszy tydzień wakacji i w pierwszy tydzień sierpnia. Wiesz, na twoje urodziny.
-Jak miło, że pamiętasz. Wybacz, że nic nie zrobiłam na twoje urodzinki ale ty wtedy byłaś obrażona, niedostępna i w Warszawie.- obie zaczęłyśmy się śmiać. Dobrze, że to wszystko jest już tylko złym wspomnieniem.
-A jak tam z waszymi kochanymi tatusiami? Bo mi Florian nie chce nic powiedzieć.- dodałam po chwili.
-Noo... Moja mama rozwodzi się z moim tatą. Będę jako świadek i się trochę boję bo jestem już pełnoletnia. A Floreczek to też mi nie specjalnie chce cokolwiek powiedzieć. Wiem na pewno, że z nim rozmawiał dwa razy. Nie wiem jak wyglądały te "rozmowy" i czy faktycznie rozmowami były... Wiesz o co mi chodzi.
-Wiem. To tak... dziwnie. Postaram się z nim zobaczyć i coś z niego wyciągnąć. Ale tymczasem pójdę już sobie. Wiesz. Muszę napisać notatkę o Norwidzie i zrobić coś tam jeszcze. A spać też by się wypadało położyć. A jest już wpół do pierwszej.- z dużo lepszym humorem choć nieco senna szybko zrobiłam zadanie z polskiego, matematykę zrobię na przerwie. Sprawnie poszłam się wykąpać i od razu poszłam spać.

Kolejny dzień

   Koniec końców nie zrobiłam zadania na matematykę ale pani mnie nie zapytała, więc wszystko się udało. "Głupi ma szczęście" w moim przypadku to się na prawdę idealnie sprawdza. Siedziałam właśnie z Alicją gdy obok nas przeszła Ola z Maćkiem.
-Czy ja jestem jakimś psem?- jęknęła do chłopaka.
-Tak, suką.- zaśmiała się cicho Ala.
-Ej! Bez takich!- mruknęłam gdy zorientowałam się, że Ola mogła to słyszeć. Mimo wszystko po chwili zdrowo się z tego śmiałyśmy. Do końca dnia unikałam konfrontacji z Olą bojąc się, że może pomyśleć o mnie coś nie fajnego i chcieć o tym... porozmawiać.
  Właśnie wychodziłam ze szkoły na ciepłe, popołudniowe słońce gdy poczułam czyjąś dłoń na swojej.
-Wracamy razem?- to Janek. Mimo, że z początku trochę się go przestraszyłam uśmiechnęłam się ciepło.
-Pewnie, chodźmy.
-Wpadniesz do mnie? Pokażę ci to co ostatnio było na fizyce i ci z tym nie szło, co ty na to?- miło, że o tym pomyślał. Ja bym zapomniała,
-No spoczko, przyda się.
-I przy okazji zobaczysz Szmaciarza.- zaśmiał się do siebie.
-To ten szczur, na którego imię zdenerwował twój tata?
-Ta.- parsknęliśmy śmiechem. Śmieszne było to, że zachowywaliśmy się tak jakby w naszych relacjach kompletnie nic się nie zmieniło. Zmian dało się zobaczyć tylko po tym, że trzymaliśmy się za ręce i, że inaczej na siebie patrzeliśmy. Niby nic wielkiego a dla mnie to był przełom. Weszliśmy do domu chłopaka, powitała nas jego mama, która jak zwykle próbowała nas nakarmić ale tym razem jej się nie udało. Sprytnie czmychnęliśmy na górę. Gdy weszliśmy do pokoju Janka od razu rzuciła mi się w oczy dwu piętrowa klatka zwierzaka. Miał w niej domek, kółko do biegania, poidełko i wszystko inne co było mu do szczęścia potrzebne.
-Czemu jest u ciebie? Mogę go zobaczyć?- zaciekawiona podeszłam do klatki. Szczurek spał zwinięty w kulkę w swoim małym domku.
-Śpi, może potem wylezie. A jest u mnie bo Pawła nie ma i jeszcze trochę nie będzie. Tu jest jego żarcie.- wskazał na kartonowe pudełko, w którym znajdowała się karma i... batoniki. Takie jak dała mi Ola.
-Co to jest?- rozszerzyłam oczy gdy wyjęłam "batonik". Wyglądały identyczne z tymi, które dostałam od Oli.
-On to teoretycznie ma jeść. Ale nie chce, nie smakuje mu. Ja nie wiem co to jest jak nawet szczur tego nie zjada.- opadł na łóżko.
-Żartujesz sobie?- powiedziałam wpatrując się w opakowanie.
-A czemu miałbym żartować? Martynko wszystko ok?- wstał i podszedł do mnie. Powiedzieć mu czy nie? Głupio mi, że dałam się wrobić Olce.
-Zobacz.- powiedziałam cichutko wyjmując "podarunek" Oli z plecaka. Jak dobrze, że o nich zapomniałam i ich nie ruszyłam.
-Skąd ty to masz?- wziął ode mnie oba batoniki.
-Od Oli.- porównywaliśmy oba opakowania. Są takie same.
-Tylko Olka mogła zrobić coś takiego.- wrzucił wszystkie szczurze "smakołyki" do pudełka.
-Mówiła, że chce się zmienić.- byłam bliska płaczu. Jestem głupia, że jej uwierzyłam.
-Nie płacz Loczek. Mi mówi, że jesteś niedojrzała bo nie chcesz ze mną być a potem daje ci ciasteczka. Ona taka jest. Źli ludzie się nie zmieniają.- poczułam jak mnie przytula.
-Nawet ciasteczka były niefajnym gestem, że tak powiem. Czemu ona mnie tak nienawidzi?- chlipnęłam w jego koszulkę.
-Bo zazdrości ci takiego fantastycznego chłopaka jak ja!- zaśmiał się mierzwiąc moje włosy.
-Co za narcyz!- uderzyłam go w ramię.
-Przemoc i patologia!- zawył łapiąc się za miejsce, w które go klepnęłam
-Lecz się!- teraz się śmieję a jeszcze przed chwilą prawie płakałam. On jest tak głupi, że nie umiem być przy nim smutna.
-A na Krwawą Aleksandrę mam już pewien plan.- uśmiechnął się szyderczo. Zrobiłam pytającą minę.
-Zabijemy jej ją własną bronią!- klasnął w ręce. No nieźle, zapowiada się afera.




♥♥♥
No to jest rozdział 6 :) Wybaczcie, że nie było go wczoraj i, że wczoraj go nie było i, że ten jest trochę słaby i krótki. Mam zastójkę w pisaniu, nie wiem czemu. :(( Mimo to mam nadzieję, że mnie nie nienawidzicie i w ogóle :D Piszcie co myślicie i co poprawić bo zapewne będę coś tu zmieniać :D No i Wasze teorie na temat spisku Janka, który jest bardzo prosty do rozgryzienia :D
Zapraszam na:

Jeszcze raz przepraszam :((
Cieplutko pozdrawiam
Miśka

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 5 Sezon II

  Obudził mnie irytujący dźwięk budzika zmieszany z odgłosem deszczu uderzającego o okna. Po co wstawać? Skoro nie mam dla kogo. No niby dla nauki. Ale i tak jest już maj, więc jest jej co raz mniej. Odruchowo spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Myślałam, że jak zwykle pojawi się na ekraniku wiadomość Janka o treści "dobranoc <3" zawsze ją wysyła. Teraz jej nie było. Poczułam ukłucie tęsknoty i pustki gdzieś w środku mnie. Już mi go brakuje. Wstałam i dotknęłam stopami zimnej podłogi. Poszłam się umyć, ubrać i wyjmując zawartość kanapki, którą następnie zjadłam ruszyłam do szkoły. Na pierwszą lekcję weszłam spóźniona i gdy nauczyciel mnie pouczył cicho usiadłam w ławce starannie omijając wzrokiem jedną z osób. Po lekcji odeszłam w nieco spokojniejsze miejsce z dala od ludzi ale znalazła mnie Ola.-Hej papużko. Jak tam?- usadowiła się na ławce obok mnie.
-Nic ciekawego.- mruknęłam cicho.
-Mam coś dla ciebie!- klasnęła w ręce i wyjęła coś ze swojej białej, drogiej torby.
-Proszę.- uśmiechnęła się ciepło.
-Co to?- wzięłam przedmiot. Był to dość duży batonik, chyba z Chin lub Japonii opakowany w ładny, czerwony papierek.
-Batonik odchudzający. Z Tokio, sprowadzam je sobie bo są dobre i właśnie poprawiają sylwetkę. Serio działają, widać z resztą chociażby po mnie.- zaśmiała się. Ola dała mi kilka sztuk na próbę i powiedziała, że jeżeli to nie zadziała to spokojnie bo na początku nigdy nie widać efektów. Nie mam pojęcia jak to działa ale nie zaszkodzi spróbować. Zaczęła się kolejna lekcja, pani od fizyki wzięła mnie do tablicy ale ja nic nie umiałam. Nie rozumiem fizyki. Po prostu jej nie rozumiem i nic z tym nie zrobię. Do tej pory wszystko tłumaczył mi Janek i mniej więcej wszystko ogarniałam ale teraz... Zła na siebie i swój debilizm wychodziłam z klasy gdy nagle napadła mnie Alicja.
-Co ty do cholery robisz?- niemalże krzyknęła gdy odeszłyśmy trochę dalej w korytarz.
-No bo ja nie rozumiem tej fizyki i...
-Nie chodzi mi o fizykę! Ty głupia jesteś! Najpierw ta akcja z Jaskiem, co to w ogóle było? A teraz jeszcze bratasz się z wrogiem! Olka, na prawdę? Z nią się będziesz trzymać? Klub byłych Jaśka czy co? Bo wiedzę, że się świetnie razem bawicie. Dobrze, że Jasiek jeszcze nic nie zobaczył bo by się załamał.- wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego wymierzającego we mnie oskarżenia.
-Ale czekaj. Nie bratam się z nią, sama podchodzi. Z resztą nie będę ci sie tłumaczyć.- prychnęłam.
-Właśnie, że będziesz!- przykleiła mnie do ściany.
-Olka mnie nie obchodzi bo sama się przekonasz, że ona nie jest taka super jak ci się wydaje. I żeby nie było, że nie ostrzegałam. O co chodzi z Jaśkiem? Najpierw oboje zadowoleni, już prawie razem a teraz nawet na niego nie popatrzysz.- wyszarpałam się z jej uścisku i odeszłam parę metrów.
-Zepsułam.- szepnęłam zalewając się płaczem.
-Co? Jak to?- podeszła do mnie znacznie łagodniejąc.
-Zepsułam. Wszystko. Jednym, głupim zawachaniem. A wiesz co jest najgorsze? Że go przez to straciłam. Jestem głupia, to wszystko przeze mnie.- Alicja przytuliłam mnie i zaczęła głaskać po włosach.
-Ej. Nie płacz. Wszystko da się naprawić. On na ciebie czeka, że tak powiem. Nie rozmawialiście tylko jeden dzień, nie przeżywaj tego tak.- odkleiłam się od przyjaciółki.
-Ale ja nie potrafię z nim być. Nigdy nikogo nie miałam. Nigdy. I nie będę umiała go utrzymać przy sobie. Nie chcę zniszczyć związkiem tej przyjaźni. A co jak się pokłócimy i wszystko się sypnie?- czułam ostre pieczenie w gardle i łzy, które wypływały z moich oczu nieopanowanym nurtem. Nie byłam w stanie opanować łkania i oddechu.
-Dziewczyno. Ogarnij się. Nie rycz tylko idź do niego i mu to wszystko powiedz. Poza tym; nie chcesz go stracisz a właśnie to robisz. Nie widzisz tego?- puknęła mnie w czoło. Nienawidzę tego, że nie jest taka ciepła gdy tego potrzebuję. Ale przynajmniej mówi rozsądnie. Właśnie go tracę. W taki sposób odsuwam się od niego. Starając się go za wszelką cenę zatrzymać przy sobie nawet nie zauważyłam gdy zaczął wymykać mi się z rąk.
-Ale teraz?
-Teraz nie. Ogarnij sie tera, przestań płakać. Chodź do toalety, umyj twarz zimną wodą i na miłość Boską przestań płakać!- nie mogąc się uspokoić ruszyłam za Alicją do toalety. Tam kazała mi się wyprostować i gdy tylko odgarnęłam włosy z twarzy z całej siły uderzyła mnie w policzek.
-Za co to?- wrzasnęłam zdziwiona dotykając piekącego śladu po otwartej dłoni.
-No już, nie przeżywaj. Ale przestałaś płakać. Jesteś głupia. Chodź tu.- oszołomiona wykonywałam polecenia. Przyjaciółka odkręciła wodę a ja zaczęłam się nią ochlapywać.
-Mogłabyś być trochę delikatniejsza?- powiedziałam ze złością i wyrzutem.
-Ale na ciebie to nie działa. A teraz przynajmniej nie ryczysz. Musisz się nauczyć panować nad emocjami.
-Działa! I nie musisz mnie od razu lać w twarz!- machnęłam rękami.
-Nie dramatyzuj. Chodź bo zaraz zadzwoni a ty i tak masz zapłakane oczy. No chodź, nic z tym nie zrobisz.- wyszłyśmy z łazienki gdy zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję. Przez wszystkie kolejne lekcje ciągle coś mi przeszkadzało: a to pan od plastyki prosił mnie o narysowanie czegoś tam na konkurs, albo pani od fizyki mówiła, że jestem prawie zagrożona i, że mam się zgłosić na najbliższe fakultety albo Ola chciała o czymś porozmawiać. Z kolei pod koniec lekcji zaczepił mnie Maciek.
-Chodź, odprowadzę cię.- uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Nie. Czekam na kogoś.- starałam się być stanowcza ale nerwy szarpiące mnie od środka, strach i smutek niekoniecznie mi w tym pomagały.
-Na Janka? On już poszedł, widziałem jak idzie w stronę bramy.- zaskoczył mnie tym. Czy Jaś nie miał czegoś załatwiać pod koniec lekcji? Coś takiego mówiła mi Alicja.
-Pewnie go z kimś pomyliłeś. Ja poczekam jeszcze chwilkę.- posłałam mu nieszczery i nie przyjemy uśmiech po czym usiadłam na ławce.
-To ja z tobą.- westchnęłam ciężko.
-Po co ty mnie męczysz? Ja cię nie lubię mówiąc szczerze.- prychnęłam.
-Bo kiedyś mnie polubisz. A wiesz. Jak już mnie polubisz to zobaczysz, że było warto...- przysunął się bliżej.
-Jesteś...! Nie wiem nawet jak cię nazwać!- wstałam zirytowana. Jasiek nadal nie przyszedł. Chyba pora wracać do domu. Bez słowa minęłam chłopaka i ruszyłam w swoją drogę. Niestety już po chwili mnie dogonił. Gadał ciągle od rzeczy, nawet go nie słuchałam. Gdy doszliśmy do mnie pod dom odwróciłam się aby wejść przez bramkę.
-Czekaj, stój.- złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę.
-Zostaw.- usiłowałam się wyślizgnąć.
-Dlaczego ty mnie tak odrzucasz? Martyna daj mi szansę.- zrobił krok z moją stronę nadal mocno trzymając mnie za rękę.
-Ale ja nie chcę ci dawać żadnej szansy, odsuń się i zostaw mnie w spokoju. Nie mam nawet jak uciec bo za mną jest płot a przede mną ten chłopak. Zaczął zbliżać swoją twarz do mojej, uderzyła mnie nagła fala gorąca.
-Maciek zwariowałeś? Zostaw mnie!- usiłowałam go odepchnąć. On jest nienormalny. Przykleił się do mnie swoimi rękami uniemożliwiając mi uskoczenie w bok.
-Zostaw ją!- usłyszałam głos Jaśka wręcz nabrzmiały od gniewu. Odciągnął chłopaka na bok, który zdezorientowany niemal się przewrócił. Przyjaciel stanął przede mną tym samym mnie osłaniając.
-Odwal się, to nie twoja sprawa!
-Ależ moja. Nie masz prawa jej dotknąć. Nie masz!- krzyknął popychając chłopaka w tył. Miał nad nim przewagę wzrostu, masy i siły przez sport jaki uprawiał. Maciek przy nim to wręcz patyk.
-Dobra, dobra. Daj spokój. Po co od razu do bicia?- odsunął się kilka kroków w tył.
-Do niektórych inaczej się nie da. Spieprzaj stąd.- warknął na niego a chłopak niemalże uciekł.
-Wszystko w porządku?- zwrócił się do mnie. Był zmieniony o sto osiemdziesiąt stopni: już nie krzyczał i nie miał takiego głosu jak przedtem. Teraz w jego oczach widziałam ciepłą iskierkę z domieszką troski i czegoś jeszcze.
-Tak. Dzięki, że przyszedłeś. Czekałam na ciebie pod szkołą ale długo nie wychodziłeś i on się przyczepił.- schowałam się za włosami a on jak zwykle uniósł moją brodę do góry.
-Wiesz, że nie cierpię gdy się na mnie nie patrzysz. Nie musisz dziękować. Nikt nie ma prawa cię całować. No prawie nikt.- uśmiechnął się lekko.
-Jak to prawie nikt?- powiedziałam cichutko cała się czerwieniąc.
-Nikt poza mną.- po chwili poczułam jego usta na swoich. Dotknął drugą ręką mojego policzka. Zestresowałam się dramatycznie ale to był najlepszy stres jaki może być, serio.
-Możemy się już do siebie odzywać? Proszę. Mam zamiar być szczery, ok? Chcę żebyś była w moim życiu czy ci się to podoba czy nie.
-Wiesz co?
-Co?
-Mam to samo.- szepnęłam tak by na pewno usłyszał tylko on mimo, że w okół nas nie było absolutnie nikogo.


Rozdział specjalnie z dedykacja dla naszych kochanych mamuś i Agnieszki, która ma dziś urodziny. Taak, o Ciebie chodzi 8))


♥♥♥
Omójborze jaka mraśna i słitaśna końcówka mi wyszła, przepraszam ;-;
Już więcej tak nie będzie, obiecuję XDD Dobra. W ogóle mamy dziś kolejny miesiac bloga! :D Szybko leci, co nie? Dziekuję, że jesteście :D Nie ma co się nad tym roztkliwiać i tak wiecie jak bardzo się cieszę <3
Zapraszam na:
Aska: Ask :D
Grupę: Grupa :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 4 sezon II

"-Ale nie płacz. Możesz sprawdzić na własnej skórze ale wiesz... Nie chcę żebyś cierpiała.- zadzwonił jej telefon, spojrzała na wyświetlacz.
-Muszę iść. Trzymaj się.- przytuliła mnie i odeszła. Zabolało mnie to co mówiła. Dopiero zaczynało się nam układać. A teraz dowiaduję się takich rzeczy. 
-Idziesz?- zza winkla wychylił się nie kto inny jak Janek. 
-Musimy porozmawiać.- popatrzyłam się na jego twarz, która nagle stężała. To będzie trudna rozmowa. "




-Coś się stało?-chłopak silił się na obojętny ton. Dobrze wiedział o co chodzi. Ale przecież trzeba jakoś zacząć. 
-Bo wiesz... Chodzi mi o to wszystko...- nie umiałam, nie chciałam tego mówić. 
-Nie chcesz ze mną być?- zapytał wprost nie patrząc na mnie. 
-Odpowiedz- przerwał chwilę ciszy. 
-Al-ale to nie o to chodzi...- starałam się nie rozpłakać. 
-A o co?- lekko uniósł głos, był jednocześnie zły i smutny. Nie rozumiał mnie. Sama siebie nie rozumiałam. 
-Nie... To nie jest takie proste. 
-Jak to nie jest? To powinno być oczywiste! Albo mnie kochasz albo nie, co w tym skomplikowanego?- zadrżał mu jego uniesiony głos. 
-Nie krzycz na mnie, to nie jest fajnie. W sensie ta cała sytuacja.- schowałam twarz w dłoniach. Chłopak podniósł mój podbródek.
-Nie krzyczę.- zajrzał w moje oczy, z których zaczęły lecieć łzy. Nie odpowiadałam nic przez dłuższą chwilę. 
-Porozmawiamy o tym jutro.- musnął palcem mój policzek i smutny odszedł do sekretariatu. Podwinęłam nogi do klatki piersiowej starając się zniknąć i zaczęłam płakać. Czemu zawsze wszystko psuję? Nawet jak staram się temu zapobiec? Po chwili poczułam na ramieniu delikatną dłoń. To Ola. 
-Papużko... Nie płacz tak. Wszystko słyszałam. Nie żebym podsłuchiwała. Ale było was po prostu słychać, on na ciebie krzyczał. 
-Okej, nie ma problemu.- mruknęłam cichutko. 
-On na ciebie nie zasługuje.- oświadczyła poprawiając mi włosy. 
-Nie patrz się tak. Taka prawda. Jesteś inteligentna i wrażliwa, więc po prostu boisz się o przyszłość. Chcesz żeby było dobrze i nie chcesz zniszczyć waszej relacji. A on tego nie rozumie i jeszcze na ciebie krzyczy. 
-Ale on na mnie nie krzycz...
-Nie broń go, przecież słyszałam. Nie jest tego wart. Poza tym: przecież ty nigdy z nikim nie byłaś, wiec nie wiadomo czy potrafisz stworzyć trwały związek. Bez obrazy, wiesz.. A nie chcesz zniszczyć tej przyjaźni, prawda?- tu ma rację. Nie umiem z nikim być, że tak powiem. A co jeśli przez jedną, głupią kłótnię wszystko się zepsuje? Oddam wszystko byle by tylko móc utrzymywać z nim kontakt. Miłość, przyjaźń, wszystko jedno. Byleby tylko był.
-No nie chcę tego psuć. Ale zależy mi na nim i...- znów nie dała mi skończyć.
-I musi przestać ci zależeć. On cię zrani. Tyle razy już to robił. Pamiętasz ile razy płakałaś? Ile nocy nie przespałaś? Nawet się dla niego odchudzałaś a on tego nie docenił.- po tych słowach znów zaczęłam płakać. Ola objęła mnie pocieszająco, pachniała dobrymi, drogimi perfumami. 
-Papużko. Nie płacz już, proszę. Idź do toalety, przemyj twarz, popraw Make-Up i pokaz, że jesteś ponad to.- uśmiechnęła się i wyprostowała mi plecy. 
-Ja chyba wolę iść do domu. Ale dzięki za wsparcie...- wstałam i podniosłam plecak. 
-To papa. I nie smuć się, proszę.- uśmiechnęłam się blado i zaczęłam schodzić ze schodów. Gdy wyszłam przed gmach liceum zaczepił mnie Maciek. 
-Co się stało?- objął mnie ale od razu zrzuciłam jego rękę. 
-Nic co mogłoby cię obchodzić.- prychnęłam. Byłam chamska ale miałam nadzieję, że się odczepi. 
-Ale dlaczego? Może ci pomogę?- nie tracił rezonu. 
-Nie sądzę.- przyspieszyłam kroku. Tak bardzo mnie zirytował, że przestałam płakać. 
-To chociaż cię odprowadzę. 
-To nie jest konieczne, trafię do domu. Nie musisz się wysilać. 
-Ale ja chce się wysilać.- stwierdziłam, że nie będę się wykłócać bo na takich ludzi nie ma rady. A ja nie mam na to ani humoru ani siły. I tak nie wygram. 

Perspektywa Jaśka

  Ciężko mi było zachować spokój w sekretariacie. Załatwiałem sprawy związane ze stypendium sportowym, które dostanę bo wygrałem turniej na basenie w Majówkę. Najchętniej bym w coś uderzył, zniszczył coś, nie wiem. Dlaczego Martyna tak nagle zmieniła spojrzenie na to wszystko? Ktoś jej coś powiedział? Innego rozwiązania nie widzę. Zmęczony udawaniem, że wszystko ok wyszedłem z sekretariatu. Odszedłem parę metrów i z całej siły uderzyłem w ścianę. 
-Jasiu...- Ola powstrzymała moją dłoń przed kolejnym ruchem.  Popatrzyłem na nią pytająco. 
-Nie zadręczaj się... To nie twoja wina, że Martyna jest niestabilna emocjonalnie. Nie przejmuj się nią ona na ciebie nie zasługuje. Nie żeby coś.- uniosła ręce w obronnym geście. 
-A tak serio to czego chcesz?- schowałem ręce do kieszeni i ruszyłem schodami w dół.
-Niczego. Po prostu wkurza mnie to, że ona cię tak nie docenia.Ty chcesz zbudować coś trwałego i w przyszłości o to dbać a ona to tak po prostu niszczy. Tak się nie robi.- wyszliśmy ze szkoły, jedyne czego chcę to wrócić do domu i mieć chwilę spokoju. 
-O, zobacz. Już sobie kogoś innego przyplątała.- wskazała na Martynę, którą odprowadzał Maciek. Zawrzało we mnie. Zacząłem iść w ich stronę.
-Jasiu! Spokojnie!- dziewczyna położyła ręce na mojej klatce piersiowej usiłując mnie zatrzymać. 
-Spokojnie? Czy ty umiałabyś być spokojna? Do dziewczyny, za którą bym się zabił podbija jakiś koleś! I ona go nie lubi. Więc nie pitol mi, że już sobie kogoś znalazła.- zaczerpnąłem powietrza usiłując się uspokoić.
-Ej, spokojnie, spokojnie. Nie krzycz!- lekko spanikowała. 
-Dobra, daj już spokój. Wracam do domu.- chciałem szybko dogonić Martynę. 
-Ale poczekaj. Zobacz: ona nie jest ciebie warta. Jeśli by jej na tobie zależało walczyłaby o znajomość z tobą poświęcając wszystko.- i tu ma rację. Nagle wyparowała ze mnie cała złość, frustracja i wszystko inne poza smutkiem. Ola chyba to zauważyła bo uśmiechnęła się pokrzepiająco. 
-Ale masz mnie.- popatrzyłem na nią z irytacją i zmieszaniem po czym bez słowa minąłem i poszedłem w swoją stronę. Gdy wróciłem do domu od razu zamknąłem się w pokoju. Specjalnie szedłem na okrętkę by nie spotkać się z Maćkiem w obawie, że mu coś zrobię. Przez kilkanaście minut gadałem bez sensu do Tadeusza ale żółw jak zwykle nie odpowiadał. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny a nie może nic powiedzieć, to bez sensu mimo, że jest tylko żółwiem. Zadzwonił telefon. To Florian. 
-Halo?- powiedziałem naciskając słuchawkę. 
-Co jest stary? Wpadnę do ciebie, pogramy w coś, co ty na to?- od razu rozpoznał, że coś jest nie tak. Jako, że nikogo w domu nie będzie do późnego wieczora zgodziłem się. Po kilkunastu minutach usłyszałem pukanie do drzwi. 
-Siema.
-Elo.- poklepał mnie po plecach. 
-Co się dzieje, że chciałeś przyjść?
-A musi się coś dziać? Ostatnio zaniedbałem ciebie i Martynę, więc trzeba poprawić statystyki, co nie?- zaśmiał się ale szybko przestał widząc moją minę.
-Już wiem. Coś z Martyną. Gadaj.- usiedliśmy na kanapie. Cenię sobie Eskacza za to, że jest normalnym kumplem, z którego mogę się poradzić jak starszego brata. 
-Martyna. Mówi, że nie jest pewna tego co do mnie czuje. Nie powiedziała tego wprost ale znam ją na tyle dobrze, że wiem o co jej chodziło. 
-Zawalcz o nią. Tylko bez pieprzenia się. Postaraj się o nią, pokaż, że jest dla ciebie ważna. 
-Ale jak?- załamałem ręce. Nie umiem się obchodzić z Martyną. Ona jest inna, ma inne wartości i inaczej na wszystko reaguje.
-Ja mam dziewczynę, która ze mną zerwała po przeprowadzce do Wawy. A ty sobie nie radzisz z laską, którą masz dosłownie za płotem? Ogarnij się! Mógłbyś być facetem jej życia. Mógłbyś osuszać łzy radości i smutku. Mógłbyś być przy niej zawsze, w nocy i w dzień. Mógłbyś ją szanować i z nią żartować. Mógłbyś być ponad wszystko. Mógłbyś kochać najszczerszą miłością. Mógłbyś. Gdybyś nie był tchórzem. Gdybyś umiał pokazać, że ci zależy.- wkurzył się nie na żarty. 
-Ale ja mogę! I zobaczysz, że potrafię.- aż wstałem. On mnie obraża. 
-No to trzymam cię za słowo.- zaśmiał się sam do siebie. Podpuścił mnie. Ale ma rację. Muszę się postarać o Martynę a nie po raz kolejny zachowywać jak idiota i załamywać ręce. Pogadam z nią jutro czy tego chce czy nie. 




♥♥♥
Tymtyryryrym XD Mamy rozdział 4 :> Podoba się Wam? :D Co Wy na taki rozwój sytuacji? Czy Oluś zostanie nakryta na kłamstwie? Czy Jasiek w końcu się ogarnie i nie zrezygnuje? A Martyna się ogarnie? I czy Florek dobrze zrobił podczas rozmowy z Jaśkiem? 8) Piszcie :D 
Tymczasem zapraszam na 


Cieplutko pozdrawiam
MIśka

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 3 sezon II

"Wieczorem, koło osiemnastej dostałam SMS. "Mój kochany Jaś <3" pisze: "Masz czas? Piętnaście minut? Albo jutro po szkole?" W tym momencie poczułam jak moje tętno przyspiesza. "


Zerwałam się z miejsca i sięgnęłam po bluzę. Zerknęłam na moje odbicie w lustrze, jestem cała czerwona.
-Uspokój się kobieto!- zaśmiałam się z samej siebie. Już schodziłam ze schodów gdy przypomniało mi się coś dość istotnego: muszę mu odpisać. Szybko wyjęłam telefon z kieszeni i napisałam mu, żeby wychodził bo ja też wychodzę. Gdy stanęłam przed drzwiami Janek czekał już przed bramką. Pomachałam do niego i przebiegłam przez podjazd. 
-No hej.- uśmiechnął się do mnie. 
-No hej.- odpowiedziałam tym samym. 
-Przejdziemy się?
-Możemy.- przytaknęłam. Po chwili poczułam, że jego ręka lekko dotyka mojej, zaczerwieniłam się i popatrzyłam się na chłopaka. Wybuchnęliśmy śmiechem i już po chwili szliśmy za ręce. 
-Tak w ogóle to gdzie idziemy?- zagadnęłam. 
-Nie wiem, na spacer. Jak odechce ci się chodzić to gdzieś usiądziemy.- uśmiechnął się ciepło. 
-A czemu wyciągasz mnie tak nagle z domu?
-Bo mogę.- znów zaczęliśmy się śmiać. Zaczęliśmy iść drogą, której nie znałam zbyt dobrze ale to tylko dodawało klimatu. Było ciepło i w miarę jasno, słońce malowało na niebie różowe i pomarańczowe smugi, które przecinały od czasu do czasu pojedyncze chmury. W powietrzu unosił się taki wiosenny zapach, na który tak bardzo czekam po zimie. 
-Zostańmy tu.- zatrzymałam chłopaka gdy zobaczyłam jak jest pięknie. Złoto pomarańczowe niebo, które kontrastowało z niemalże czarnym lasem na tak jasnym tle. 
-Popatrz jak jest pięknie.- wskazałam palcem nad las. 
-Nie patrz się na mnie tylko tam.- zaśmiałam się.
-Miałem się patrzyć tam gdzie jest pięknie.- odparł cicho.
-Daj spokój.- zaśmiałam się zakłopotana i uderzyłam go lekko w ramię. Usiedliśmy na trawie i gadaliśmy o wszystkim. Opowiedziałam Jankowi o zachowaniu Oli, o tym co zrobiła Alicja i o prośbie Liwii. 
-Powinnaś uważać na Alicję. I jakoś dotrzeć do jej problemu i spróbować pomóc. A Ola... Ola to specyficzna osoba. Jednak spędziłem z nią trochę czasu i mogę szczerze powiedzieć, że ma straszne problemy z tym jaka jest. Ma kilka kompleksów ale bardzo dobrze je ukrywa. I nie wiem, może coś zrozumiała?- zerwał źdźbło trawy i zaczął je rozdzielać na małe "niteczki" 
-Nie wiem. Czas pokaże.- zamyśliłam się. Mam nadzieję, że Ola w końcu się zmieni.
-Kogut czy kurka?*- zapytał Jaś trzymając w ręku trawę zakończoną "miotełką"
-A co będzie jak zgadnę?
-Będziesz miała satysfakcję.- odparł łaskocząc mnie roślinką.
-No to kurka.- gdy byłam mała bawiłyśmy się w to z mamą. Biegałam i zrywałam takie właśnie "miotełki" i zakładałyśmy się z mamą o cukierki. Teraz pani od biologii zepsuła czar dzieciństwa i wiem, że te "miotełki" to tak na prawdę trawy wiechlinowate. No cóż. 
-Brawo. Kurka. Teraz ja chcę zgadywać.- zawołał radośnie podając mi kolejne źdźbło. I zaczęliśmy się tak bawić. Mimo mojego dobrego startu Jaśkowi zgadywanie szło znacznie lepiej ode mnie. W międzyczasie gadaliśmy o wszystkim i o niczym, śmialiśmy się, fajnie było. Wracając gadaliśmy o tym, że jesteśmy złymi ludźmi bo ja nie zrobiłam jeszcze lekcji a Janek spóźnia się trochę na kolację jeśli jego rodzice są w domu. Doszliśmy do naszego stałego miejsca rozstań- drogi pomiędzy bramkami. 
-No to ten. To pa.- uśmiechnęłam się do chłopaka. 
-To pa.- przytulił się do mnie. Staliśmy chwilę bez słowa. 
-Pa.- powiedziałam po raz drugi. 
-No tak, pa.- mimo to nadal nie ruszyliśmy się z miejsca. 
-Nienawidzę tego.- mruknął po kolejnej chwili Jaś. 
-Czego?
-Tego, że trzeba się żegnać z tymi, z którymi chce się być ciągle. A ja się już z tobą żegnam drugi raz, to beznadziejne.
-Przecież i tak zaraz do siebie zadzwonimy.- zaśmiałam się cicho. 
-Ale to i tak nie to samo.- znów się zaśmiałam. Fajnie jest mieć świadomość, że jest sie dla kogoś ważny. To takie coś czego człowiek bardzo potrzebuje. 
-To pa.- teraz to on się zaśmiał.
-Serio pa. Nie będę cię tu trzymał już. Choć w sumie... Nie no, żartuję.- poczułam jak daje mi buziaka w czubek głowy a następnie wypuszcza mnie z objęć. Uśmiechnęłam się niepewnie. Rozeszliśmy się do swoich domów. Ale co z tego skoro potem i tak rozmawialiśmy przez telefon? I znów zasnęłam słuchając jak mówi. Nie żeby był nudny czy coś. Po prostu czułam się wtedy... dobrze i bezpiecznie, więc łatwo mi to przychodziło. Gdy obudziłam się przed szkołą na wyświetlaczu telefonu widniał SMS z nocy: "Zasnęło Ci się. Dobranoc, śpij dobrze :)" Poranek od razu stał się jakiś lepszy. 
  W szkole było nader sympatycznie. Ola zaczęła wykazywać cechy ludzkie, pani od WOS-u przesunęła kartkówkę i w ogóle było tak miło, chyba wszystkim udzielał się nastrój z powodu słońca i ładnych dni. Wszyscy biegaliśmy za nauczycielami i gorączkowo poprawialiśmy oceny by jak najlepiej wypaść na koniec roku. Przerwy spędzałam na nauce z Alą i Jankiem, który zawzięcie tłumaczył nam fizykę. 
  Pod koniec lekcji zagadnęła mnie Ola. 
-Martyna...- podeszła do mnie nieśmiało.
-Hmm?- mruknęłam chowając do szafki materiały na projekt z chemii. 
-Nie chcę żebyś to źle zrozumiała. Żebyś to źle zrozumiała czy coś i pomyślała o mnie jakoś wiesz.- przygryzła malinową wargę. 
-No co ty, mów.- uśmiechnęłam się odwracając się w stronę dziewczyny.
-Chodzi o Jasia. Wiesz... On jako przyjaciel jest fantastyczny. W ogóle jest świetnym człowiekiem. Ale jako chłopak... Nie daje poczucia ciepła i zrozumienia. Gdy już cię, że tak powiem "zdobędzie" zaczyna o tobie zapominać. Wiesz... Nie chcę go oczerniać czy coś. Ale mówiłam ci, że chcę się zmienić i dlatego ci pomagam. Nie zrozum mnie źle.- westchnęła ciężko patrząc na mnie naprawdę smutnymi oczyma. 
-Ale... Ale... Skąd to wiesz?- oparłam się o szafki. Janek? Nie wydaje mi się żeby taki był.
-Przecież z nim byłam. I to na prawdę długo jak na mnie.- z tym się zgadzam. Była z Jaśkiem jakoś dwa-trzy miesiące chyba a to chyba jej rekord. 
-Więc na prawdę go kochałam. Brakowało mi ciepła... Pomocy. Oparcia. No i uczuć z jego strony... To dlatego wszystko się sypnęło. 
-Na prawdę?- zaszkliły mi się oczy. Czemu on taki w obec niej był?
-Nie okłamałbym cię. Nie miałabym po co. Sama wiesz, że chcę się zmienić.- dotknęła mojego ramienia. 
-Ale nie płacz. Możesz sprawdzić na własnej skórze ale wiesz... Nie chcę żebyś cierpiała.- zadzwonił jej telefon, spojrzała na wyświetlacz.
-Muszę iść. Trzymaj się.- przytuliła mnie i odeszła. Zabolało mnie to co mówiła. Dopiero zaczynało się nam układać. A teraz dowiaduję się takich rzeczy. 
-Idziesz?- zza winkla wychylił się nie kto inny jak Janek. 
-Musimy porozmawiać.- popatrzyłam się na jego twarz, która nagle stężała. To będzie trudna rozmowa. 



♥♥♥
No to mamy trzeci, sowi rozdział. Jak Wam się podobał? :D Czy Ola jest szczera z Martyną? Czy Janek na prawdę jest taki jak mówi jego była? Co Martyna powie Jankowi? 8) Piszcie!
A. Zabawa w kogut czy kurka polega na pociąganiu za końcówkę tej miotełki. I jak zerwą się te nasionka tak ładnie, równo to to jest kurka. A jak będzie wystwać taki koguci ogon to jest kogut. Nie wuem czy wszyscy to znają ale bez tego lato to nie lato dla mnie XD
No. To jak już wszyscy wszystko wiedzą to zapraszam na 
I przypominam o komentowaniu rozdziałów. Również anonimowo ;)

Cieplutko pozdrawiam 
Sowa Miśka

piątek, 22 maja 2015

Rozdział 2 sezon II

-Martynko?- usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się i zaniemówiłam. Ten przyjazny głos należał do Oli.
-Możemy pogadać? Chcę cię przeprosić za to jak bardzo byłam okropna. I z tą rzeżączką i ze wszystkim. Chcę żebyś wiedziała, że wiem, ze to było głupie. Możemy usiąść?- patrzyła na mnie na prawdę normalnie. Zbita z tropu zgodziłam się i usiadłyśmy na ławce. Czego ona chce?"



-Czy ty mnie przepraszasz?- -wykrztusiłam nie wierząc w to co się dzieje. 
-Tak. I boję się, że jest już za późno na to abyśmy się pogodziły...Wiesz co? Nie chcę tak żyć. Nie chcę mieć wrogów, którzy się mnie boją i udawanych przyjaciół, którzy zostawiliby mnie przy pierwszej okazji. Zapewne zastanawiasz się skąd ta nagła zmiana. Poznałam kogoś i tan ktoś dowiedział się jaka jestem. I na starcie mnie skreślił czemu się w sumie nie dziwię. Dużo o tym myślałam, możesz mi wierzyć. Nie chcę być już takim człowiekiem. Chcę przeprosić za wszystko, za plotki i obgadywania, za każdą złośliwość i psucie tego co dla ciebie ważne. Jestem...- z szarych oczu pociekł strumień łez. Zgłupiałam. To możliwe żeby ktoś tak bardzo zmienił jej spojrzenie na świat? Nie specjalnie wiedząc co robić sięgnęłam do plecaka po chusteczkę. 
-Dzięki.- mruknęła. Otarła łzy, resztki czarnego tuszu i kontynuowała. 
-Tak mi źle z tym wszystkim. Ty masz przyjaciół, takich prawdziwych i od serca. I nie robisz w tym kierunku nic specjalnego, po prostu taka jesteś. A ja? Każdy mnie nienawidzi, wszystkim wszystko psuję. Moje rzekome przyjaciółki: Roksana i Ada włożyły by mi nuż w plecy, spędzają ze mną czas tylko po to bym im nic nie zrobiła. Wszystkim wszystko psuję. Ten ktoś... On znał mnie wcześniej ale chyba dopiero teraz zobaczył jak bardzo jestem...- znów zaczęła płakać. Nie była by w stanie tak kłamać i udawać. Nawet ona.
-Ale Ola. Przecież próbujesz się zmienić i poprawić. To świadczy o tobie na prawdę dobrze.- dziewczyna spojrzała na mnie spomiędzy długich, blond włosów. 
-Na prawdę tak myślisz?- nawet jak płakała była ładna, to nie fair. 
-No... tak...- jednocześnie kłamałam i mówiłam prawdę. Nie mogłam uwierzyć w to, że ona nagle przeszła taką duchową przemianę. Ale jednocześnie nie da się tak realistycznie udawać, po prostu się nie da. Zobaczyłyśmy nadjeżdżający autobus szkolny.
-Muszę iść.- Ola podniosła się z ławki. 
-Chcę żebyś wiedziała, że te przeprosiny są na prawdę. Jesteś wartościową osobą i gdy ta osoba wytknęła mi to jaka jestem od razu poczułam, że muszę cię przeprosić. Więc to robię. Muszę na prawdę iść. Pa.- uścisnęła mnie serdecznie i nim zdążyłam odpowiedzieć poszła w stronę autobusu. Zamrugałam oczami przetwarzając to co się stało. Ola mnie przeprosiła. OLA. No nie źle. Włożyłam słuchawki w uszy i ruszyłam w stronę domu Liwii bo muszę z kimś o tym pogadać.
  Energicznie zapukałam do drzwi w domu sióstr. W sumie to nadal nie wiem gdzie mieszka Alicja bo zawsze odwiedzam ją tu. Po chwili Liwia mi otworzyła, przywitałam się z nią a gdy weszłam do salonu uściskała mnie Ala, która mocno kontrastowała z różowym klimatem pokoju. 
-Muszę się was poradzić.- westchnęłam opadając na błękitną kanapę z kilkoma włochatymi poduszkami. Po chwili Liw weszła z trzema szklankami różowego napoju, w których były umieszczone niebieskie parasolki i przeźroczyste słomki. Ona dekoruje na prawdę wszystko. 
-To lemoniada.- uśmiechnęła podając mi wysoką, smukłą szklankę. 
-Różowa?- zaśmiałam się upijając łyk. 
-Pokolorowana. Ale bez konserwantów. Prawda, że dobra?
-Dobra.- przytaknęłam.
-To mów co jest.- ponagliła mnie Ala. Usiadłam wygodniej podkurczając nogi pod siebie. 
-No ten. Ola mnie przeprosiła. Podeszła do mnie po lekcjach, wiesz byłam na poprawie. I mnie przeprosiła. Mówiła, że chce się zmienić. I ja nie wiem co o tym myśleć.- Alicja patrzyła się na mnie oczami jak pięciozłotówki, na Liwii nie zrobiło to wrażenia. 
-No to chyba dobrze? W końcu coś pojęła.- uśmiechnęła się sącząc napój przez słomkę. 
-Ona miałaby coś pojąć? Ty jej nie znasz, nie wiesz jak bardzo ona jest... Jest... To krwawa Aleksandra.- wykrzyknęła jej siostra chaotycznie machając rękami. 
-A jeśli? Jeśli coś faktycznie do niej dotarło? Może faktycznie brakuje jej kogoś bliskiego?- mruknęłam uspokajając gesty Ali. 
-Jedyną osobą, którą chce mieć blisko siebie jest Jasiek żeby ci zrobić na złość.- fuknęła. 
-Ale nie możesz tak o niej mówić. Daj jej szansę.- przekonywała Liwia.
-Daj szansę? To tak samo jakbyś mówiła żebym dała szansę mojemu ojcu.- zirytowała się. 
-Bez takich porównań.- zapadła niezręczna cisza. 
-Ja będę się zbierać.- Alicja wstała i skierowała się w stronę drzwi. 
-Pogadasz z nią?- mruknęła do mnie jej siostra. 
-Jasne.- uśmiechnęłam się i przytuliłam ją. 
-Dzięki. Jesteś wielka. Nie przejmuj się jak coś ci odburknie bo to drażliwy temat.- szepnęła udając, że się ze mną żegna. Kiwnęłam głową i pobiegłam do dziewczyny.
-Ej, czekaj. Idę z tobą.- uśmiechnęłam się gdy dogoniłam ją przed furtką. 
-No to chodź. Ale ja idę na przystanek bo muszę wracać do domu.- skrzywiła się na dźwięk ostatniego słowa. 
-Coś nie tak?
-Nie, wszystko ok.- nie patrzyła na mnie. 
-Powiedz mi.- nalegałam ale dziewczyna pozostawiła to bez odpowiedzi. Czyżby och rodzice znów ciągle się upijali?
-Uważaj na Olę. Ona coś kombinuje, mówię ci.- popatrzyła na mnie z troską. 
-Ale, że co? Niby wiem... Ale nie chcę jej skreślać. A jak Liwia ma rację? Chciałabym by się zmieniła. 
-Też bym chciała. Ale ty tak wszystkim ufasz a potem tylko przez to cierpisz. Po prostu ostrzegam.- doszłyśmy do przystanku i usiadłyśmy na zniszczonej, popisanej ławce. 
-Patrz, prawie cały. Marnotrawstwo.- zaśmiała się Ala i podniosła coś z ziemi. Wyjęła z kieszeni zapalniczkę i wyprostowała papierosa, którego przed chwilą podniosła.
-Zwariowałaś?- krzyknęłam chyba trochę za głośno.
-Uspokój się. Fajki są drogie.- fuknęła.
-Spróbuj coś powiedzieć Liwii.
-Powiem! Zostaw to! Przecież. Ale. To jest z podłogi! To wywołuje nowotwór!- bezwiednie chwyciłam się za głowę. 
-Wszyscy tak robią.- wzruszyła ramionami. 
-Jak to wszyscy? Będziesz chora!
-No wszyscy. Co mi z nowotworu? Najwyżej umrę, wielkie mi halo.- popatrzyła na mnie znudzona. Gdy zobaczyła moją minę powiedziała.
-A. No tak. Mama. Przepraszam.- zagryzła wargę i wyrzuciła obiekt kłótni na chodnik. 
-Już, nie denerwuj się.- przepraszała wzrokiem. 
-Nie denerwuj się, jasne.- założyłam ręce na piersi. 
-To głupota i masz tak nie robić. A Liwii nie omieszkam powiedzieć.- wiedziała, że tylko się wygrażam. Szybko zmieniłyśmy temat i po chwili nadjechał autobus. Coraz bardziej martwię się o dziewczyny. Coraz częściej zdarzają się między nimi zgrzyty, które wcześniej nie miały miejsca. Liwia stara się uspokajać Alicję, która robi się co raz bardziej... problematyczna. Dzieje się z nią coś na prawdę nie dobrego. I jeszcze ta sytuacja z przed chwili...
  Gdy wróciłam do domu nikogo nie było, na blacie zastałam tylko karteczkę z prośbą o rozwieszenie prania bo Olgi dziś nie będzie i nikt tego nie zrobi. Wykonując prośbę zastanawiałam sie nad tym wszystkim. Janek, który wydaje się coś do mnie czuć. Ola, która mnie przeprasza. O, tak po prostu, to wręcz nienormalne. No i sprawa z dziewczynami. Alicja mocno zszokowała mnie tym, że pali. Mam nadzieję, że jutro porozmawiam poważnie z Jankiem o tym wszystkim co zdarzyło się ostatnio. Boję się tego ale dobra. Raz kozie śmierć.  
  Wieczorem, koło osiemnastej dostałam SMS. "Mój kochany Jaś <3" pisze: "Masz czas? Piętnaście minut? Albo jutro po szkole?" W tym momencie poczułam jak moje tętno przyspiesza. 




♥♥♥
Rozdział 2 :D Jak Wam sie podoba? :D Co myślicie o zachowaniu Oli i sióstr? Po co Janek pisał do Martyny? Piszcie! 8)
Zapraszam na
Grupę Tu to juz w ogóle pisz co chcesz 8) (W granicach rozsądku)

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

środa, 20 maja 2015

Rozdział 1 sezon II

  Maj... Maj to cudowny miesiąc. Jest ciepło, zaczyna się wiosna. Jest fajnie zwłaszcza, że na samym początku jest majówka a trzy dni wolnego to coś co chyba wszyscy lubią najbardziej. Czuję się taka... lekka. A jednocześnie pełna. No i szczęśliwa. Nareszcie. Nie widziałam się wczoraj z Jankiem, ale to nic bo chcę sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć. Cholernie bałam się tego co będzie. A jeśli nic nie będzie? Jeśli to co się stało przedwczoraj nic dla niego nie znaczyło? Jeśli zrobił to pod wpływem adrenaliny, emocji i chwilowej zachcianki? A co jeśli po tym co się stało zmienił o mnie zdanie i nie chce mieć ze mną nic wspólnego? Albo nie czuje do mnie tego co ja do niego i robię sobie złudne nadzieje? Co wtedy? Wtedy przestanie być tak pięknie. Takie myśli ogarniały moja głowę gdy bezczynnie leżałam w wykuszu i tylko gapiłam się w okno. Powoli dochodziła czternasta a ja nadal byłam w piżamie i najkreatywniejszą rzeczą, którą dziś zrobiłam było zjedzenie śniadania. Zwróciłam wzrok na mój gruby zeszyt, było w nim całe moje życie. Zaczęłam losowo przewracać kartki aż natrafiłam na tą, której szukałam.

"1 września
O. Dziś do naszej klasy doszedł nowy chłopak. Niby nic do niego nie mam. Niby go nie znam. Niby nic mi nie zrobił. Ale i tak go nie lubię. Coś czuję, że mocno namiesza. Niby nikt a jednak ktoś. Ten ktoś ma na imię Jasiek, jest niewymownie irytujący. I jeszcze Oluś, która skacze w okół niego, to chyba jej nowa ofiara. Nie lubię go a najzwyczajniej na świecie jest mi chłopaka szkoda bo nie wie w co daje się wpakować. Oby trzymał się jak najdalej."

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jak bardzo go wtedy nie znałam. A jak strasznie mnie irytował! Ale już wtedy wiedziałam jedno "Coś czuję, że mocno namiesza. Niby nikt a jednak ktoś." normalnie przewidziałam przyszłość. Może poza jednym, małym szczegółem: niech trzyma się blisko mnie bo bez niego to... To nawet nie wiem co by się stało. W sumie dużo rzeczy stało się przez niego. To on wyciągnął mnie z dołu jeszcze w październiku, on ostatnio wyciągnął mnie z rzekomej rzeżączki, on spowodował, że poznałam Florka, dzięki niemu otworzyłam się nieco na ludzi, on sprawił, że wpadłam w kompleksy i przestałam jeść, przez niego Olka co raz bardziej mnie nienawidzi. Sam "wrzucał" mnie w niektóre problemy a potem musiał mnie z nich ratować, wiele razy przez niego płakałam. A mimo to coś do niego poczułam. Śmieszne. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu, mam na prawdę dużo szczęścia. Chyba, że Janek nic do mnie nie czuje... Wtedy mam wyjątkowego pecha. Poczułam, że muszę z kimś porozmawiać i jak zwykle w takiej sprawie padło na Emilkę, odebrała praktycznie od razu.
-No hej.- przywitałam się wesoło.
-Hej, właśnie miałam do ciebie dzwonić. Co tam u ciebie, jak się czujesz?- miło było słyszeć głos przyjaciółki.
-Hm... U mnie bardzo fajnie, serio. A co u ciebie?- nie chciałam od razu wyjeżdżać z wyznaniem.
-U mnie bywało lepiej. Posprzeczałam się z Florkiem. Ale to taka  mała głupotka i to jeszcze z mojej winy. - mruknęła.
-A co się stało?- Florek rzadko się z nią sprzecza, jest bardzo tolerancyjny na jej dziwactwa.
-Obraziłam się, że nie zadzwonił.- zaśmiałam się głośno.
-No co?- fuknęła.
-Typowe, Zadzwoń do niego, ucieszy się.
-Wiem, zadzwonię.- ona wie co ma robić. Jest ode mnie bardziej doświadczona w sprawach sercowych, więc nie będę jej mówić oczywistych rzeczy. Gadałam z nią dobre pół godziny. Wykręcałam się w wykuszu na wszystkie strony nie mogąc sobie znaleźć wygodnej pozycji do leżenia. Zawsze tak mam. A jak myślę, że już jest mi wygodnie to tracę czucie w którejś z kończyn i wszystko idzie w łeb.
-Ej. A jak z przyjaciół robi się związek to co wtedy?- zapytałam starając się brzmieć naturalnie.
-Um, no nic, są ze sobą. Chyba, że mają pecha. Wtedy wszystko trafia szlag i wszystko co się włożyło w przyjaźń a potem związek, który jest zwykle krótkotrwały w takim przypadku idzie się... rozmnażać. Wiesz o co chodzi. A co? Kombinujesz coś z Jankiem?- zaciekawiła się.
-Nie. Naczy ten... Nie muszę nic kombinować już.- starałam się nie podskoczyć pod sufit. To tak idiotyczne, że się tak strasznie cieszę.
-Powiedział ci, że coś do ciebie czuje?- wrzasnęła mi prosto do ucha.
-Jezu, nie krzycz tak. Nie nic mi nie powiedział. Ale dał... drobną sugestię.- zarumieniłam się.
-Drobną sugestię? Całowaliście się?- zaśmiałam się z zażenowaniem.
-Dobra, nie wnikam. Ale uważaj, proszę. Nie chcę żebyś płakała. Nie powinien okazać się dupkiem bo go znamy ale od tej strony to wiesz. Uważaj na siebie. Jak on cię zrani to ja go...- wydała z siebie serię nieokreślonych dźwięków, które miały obrazować jak bardzo źle będzie z Jaśkiem.
-Dobra, oddychaj. Nic jeszcze nie jest powiedziane a ja nie chcę sobie robić nadziei.- mruknęłam.
-Przecież już ją masz.- prychnęła.
-Wiem. I to głupie.- szybko zmieniłam temat. Emka zaraz potem musiała kończyć. Wpakowała mnie w niezłą niepewność. A co jeśli coś zepsuję już na samym początku?

Perspektywa Jaśka

Poniedziałek. Po weekendzie majowym był jeszcze gorszy niż zwykle. Zwłaszcza, że cholernie stresowałem się tego jak Martyna będzie się wobec mnie zachowywać. Nie wiem czy jej zbyt nie zaskoczyłem i czy się do mnie nie zraziłem. Wyszedłem przed drzwi wejściowe,  jak zwykle stała przed moją bramkę czekając aż wyjdę i pójdziemy razem do szkoły.
-Hej.- uśmiechnęła się gdy wyszedłem przed bramkę. Widziałem w jej zielonych oczach nutkę stresu.
-Yyy.. No hej.- uścisnęliśmy się i zmieszani popatrzyliśmy się sobie w oczy, po czym wybuchnęliśmy serdecznym śmiechem.
-To idziemy?- wyciągnąłem do niej rękę.
-No dobra.- znów się zaśmiała i podała mi rękę. Poczułem przyjemne mrowienie w brzuchu. Na serio czuję się jak zakochany, zagubiony szóstoklasista. Wchodząc do szkoły wzbudziliśmy małą sensację. Najgorszy był wzrok Maćka i Oli. Olka patrzyła się na mnie wzrokiem "Zdradziłeś mnie ty podła świnio!" a Maciej mierzył mnie zabójczym wzrokiem. W stosunku do Martyny odwrotnie: Olka zabijała ją wzrokiem a Maciek patrzył jak zbity piesek. Na szczęście dziewczyna nic nie zauważyła a przynajmniej nie dała tego po sobie poznać. Lekcje mijały bez większych sensacji czy wybryków, widziałem tylko, że Alicja wyjątkowo dokładnie wypytuje o wszystko Martynę, która tylko przytakiwała i czerwieniła się raz po raz. Śmieszy mnie ta sytuacja straszliwie. Zachowujemy się jak dzieci zamiast normalnie usiąść i pogadać. Chyba za bardzo nam zależy i oboje się boimy by nie zrobić czegoś głupiego.

Perspektywa Martyny

Nareszcie koniec lekcji. Wyszłam z klasy prawie godzinę później bo poprawiałam sprawdzian z biologi, więc musiałam wracać sama. Bezmyślnie poszłam do szafki jak zawsze po skończonych zajęciach. Otworzyłam ją i palnęłam się dłonią w twarz gdy przypomniałam sobie, że przecież nie mam w niej nic po co powinnam tu przyjść. Na dworze było już cieplutko, śpiewały ptaszki i rosły kwiatki, więc nie potrzebowałam już kurtki. Zadowolona wyszłam z gmachu szkoły i poczułam na sobie przyjemne słońce. Kocham wiosnę. Uwielbiam gdy jest słonecznie i nie trzeba zakładać na siebie tych wszystkich warstw ciuchów.
-Martynko?- usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się i zaniemówiłam. Ten przyjazny głos należał do Oli.
-Możemy pogadać? Chcę cię przeprosić za to jak bardzo byłam okropna. I z tą rzeżączką i ze wszystkim. Chcę żebyś wiedziała, że wiem, ze to było głupie. Możemy usiąść?- patrzyła na mnie na prawdę normalnie. Zbita z tropu zgodziłam się i usiadłyśmy na ławce. Czego ona chce?





♥♥♥
Oto jest!!! 1 rozdział sezony 2 :D :D Boję się jak go przyjmiecie. Ale też się cieszę bo mam trochę planów. 
A teraz jak zwykle: co myślicie o rozdziale? Czy obawy obu stron są słuszne? I czego chce Olusia? Czy na prawdę mogła się zmienić? :D Piszcie!
Zapraszam na:

Cieplutko pozdrawiam
Miśka