środa, 13 maja 2015

Rozdział 60

"-Ale posiedzieć razem możemy. Po co mamy marnować dwa domy, które są obok siebie i zużywać konta na telefonie? Bo pewnie i tak i tak rozmawialibyśmy przez telefon. Posiedzimy w jednym domu i pogadamy na żywo. Wszystko na plus.- zawołałam radośnie. 
-Właśnie. To jak już się umówiliśmy to możemy rozmawiać.- i rozmawialiśmy. Do drugiej w nocy. Potem zasnęłam, jak zawsze. On mówił a ja leżałam, bardzo lubię zasypiać słysząc jego głos."



Obudziłam się około jedenastej i zadowolona z tego, że mogę dalej spać przewróciłam się na drugi bok. Zamrugałam oczami gdy zobaczyłam, że naprzeciwko mojego łóżka coś leży. Były to dwie białe kule, czekolada w kształcie serduszka i standardowa herbaciana róża. Ucieszona sięgnęłam po kule, do jednej z nich była przyczepiona czerwona karteczka z napisem "Wesołych walentynek!" Nie ma co, kule to idealny prezent na walentynki. Zaśmiałam się w duchu i z wysiłkiem sięgnęłam po prezent. Na szczęście w miarę umiałam się z nimi poruszać bo gdy byłam młodsza a moja mama była w zaawansowanym stadium raka poruszała się o kulach a ja lubiłam się nimi bawić. 
  Niezdarnie podniosłam się do pozycji stojącej, zobaczyłam wtedy kartkę pozostawioną na biurku, obok niej stała owsianka. Potykając się dotarłam do stolika i przeczytałam liścik "Jeśli doszłaś tu o kulach i nie skręciłaś sobie drugiej kostki- gratulacje. Prawie umiesz chodzić. Teraz zjedz coś, proszę. I wybacz, że już nas nie ma ale porwałem Olimpię. Wiesz, walentynki.- tata" I znów wrócą w nocy a ja znów będę cały dzień sama w domu. Super. Ciężko westchnęłam i chcąc, nie chcąc opadłam na krzesło i wbiłam wzrok w jedzenie. Zaczęłam mieszać owsiankę ulubioną łyżeczką ale stwierdziłam, że jest mi niewygodnie. Przeniosłam się na łóżko ale tam też było źle, więc przeszłam na wykusz. Samo szukanie miejsca i zmienianie go zajęło mi blisko pół godziny, tak nie może być. Psycholog powiedział mi, że jedzenie nie powinno zabierać tyle czasu. Zmusiłam się do przełknięcia owsianki, gdy skończyłam dochodziło wpół do jedenastej. Świetnie, półtorej godziny zmarnowane na jedzenie. Karcąc się w myślach z trudem doszłam do łazienki. Gdy udało mi się umyć (nagimnastykowałam się zwłaszcza przy myciu włosów) czułam się milion razy lepiej mimo, że było to nieco problematyczne przez mój nieszczęsny gips. Z wilgotnymi włosami i grubym grzebieniem w ustach rozpoczęłam wędrówkę z powrotem do mojego pokoju. Otworzyłam w nim okno i pozbierałam rzeczy walające sie po podłodze. Kule to niby takie dwa patyki z podpórką a ile dają w życiu niezdary. Zmęczona skakaniem na jednej nodze opadłam na łóżko i rozczesałam włosy, którym dałam spokojnie wyschnąć. Stwierdziłam, że coś narysuję, więc doskakałam do biurka i wzięłam podkładkę, twardą kartkę i kilka ołówków. Usadowienie się w  wykuszu z kartką było jeszcze trudniejsze niż zwykle bo mam ten durny gips. Zaczęłam myśleć co mogę narysować.Jedyną rzeczą, która przychodziła mi do głowy była karykatura Janka. Z braku laku narysowałam chłopaka z krzywym uśmiechem, który czasem robił i nienaturalnie gęstymi brwiami, za nim stała wkurzona Ola z bardzo obfitym biustem. Jestem w obiec niej złośliwa nawet na rysunku. W miarę zadowolona z rysunku porzuciłam zajęcie na rzecz czytania "Darów Anioła" ciągle je czytam, znam je na pamięć i nadal mi się nie nudzą. 
  Około godziny szesnastej usłyszałam dzwonek do drzwi. To Janek! Szybko wciągnęłam na siebie jakąś czystą, ładniejszą koszulkę, poprawiłam włosy i wspierając się kulami przeszłam do pokoju rodziców, którego okna były dokładnie nad drzwiami wejściowymi. Otworzyłam to okno i zawołałam
-Janek!
-Gdzie ty jesteś?- chłopak rozejrzał się dookoła siebie ale po chwili spojrzał do góry i się roześmiał.
-Zamknięte, prawda?- spytałam patrząc w dół.
-No tak.- pociągnął za klamkę by się upewnić. 
-No to łap klucz, otworzysz sobie bo mi nie chce się schodzić po schodach.- pomachałam mu kulą i zrzuciłam na dół kluczyki wprost w jego ręce. Zamknęłam okno i wróciłam się do siebie. Ale bałagan... Trudno, Janek się już przezwyczaił.
-No hej.-delikatnie pociągnął mnie za kosmyk włosów. 
-Siemka. Co tam?- zapytałam niezdarnie siadając na jednej z poduszek.
-Zobacz co mam!- wyciągnął przed siebie lnianą torbę. Wyjął z niej czekoladę (faktycznie z przeceny, tak jak obiecał) 
-Widzę, że się zaopatrzyłeś na walentynki. A chloroform masz?- zaśmiałam się. 
-Mam!- z poważną miną wyjął słoiczek z białym proszkiem. Zdębiałam. 
-Ale przecież chloroform to ciecz...- zmierzyłam pojemniczek wzrokiem.
-No przecież to jest cukier głupku!- usiadł obok mnie ze śmiechem. 
-No co ci cukier?
-Zobacz co tu jeszcze mam.- wyjął z torby truskawki. Śliczne, czerwoniutkie truskawki.
-Ale skąd ty je masz? Jest środek lutego!- zawołałam. Uwielbiam truskawki. Tak samo jak poziomki. 
-Mam jeszcze poziomki. I sok porzeczkowy. Mówiłem, że się zaopatrzę?- roześmialiśmy się.
-A truskawki ze swoich tajnych źródeł. I faktycznie truskawki smakują jak truskawki a nie jak rozmoczona gąbka. To samo z poziomkami. Pozwoliłem sobie spróbować.- Długo siedzieliśmy na podłodze i gadaliśmy. Janek niezauważalnie pilnował bym zjadała wszystko co podtykał mi pod noc, po dwóch godzinach zaczął boleć mnie brzuch, więc zaprotestowałam. 
-No dobra, nie upycham w ciebie już więcej. Na razie. A jak z kostką?- uśmiechnął się ciepło. Właśnie zauważyłam, że ma na prawdę cudny ten uśmiech. Co ja plotę?
-Ym... Kostka raczej okej. Ale ten gips jest straszny. Nie dość, że przeszkadza to jest brzydki.- westchnęłam z pogardą patrząc na moją ukrytą kostkę. 
-No wiesz co? Ty tak lubisz malować i go nie udekorowałaś?- popatrzył na mnie jak na wariatkę, zaśmiałam się tylko. 
-Gdzie masz farbki. I jakieś pędzelki?- wskazałam ręką na jedną z szafek. 
-Łoo ile ty tego masz, dziewczyno! Ja jednego pędzla w domu znaleźć nie mogę a ty... Nie wiem, który wziąć, więc niech będzie ten... I ten. Będą idealne. I kubek jakiś? Może być ten? Może. Idę po wodę. A czekaj. A farbki? Masz tylko te w tubkach, co nie? Je się na deskę wylewa? To masz zrób to bo ty nie zepsujesz.- mówił bardziej do siebie niż do mnie. Podał mi paletkę i kilka kolorów farbki a sam poszedł do łazienki po wodę. Wyjęłam z szafki jeszcze gazetę, o której nie pomyślał by nie zachlapać podłogi. Gdy chłopak wrócił kończyłam wyciskać kolory na paletę i ułożyłam nogę na gazecie. Rozpoczęliśmy malowanie. Po pół godzinie mój dotychczas biały i nudny gips pokrył się kwiatkami, serduszkami, minkami, kolorowymi mazajami i innymi dziwnymi rzeczami. Po czterdziestu pięciu minutach trzymania pędzelków w rękach pomalowaliśmy nie tylko gips ale też siebie nawzajem. Byliśmy roześmiani i cali z farbek.  Gdy moja noga wyschła stwierdziliśmy, że obejrzymy film. Skończyło się na "Zaplątanych" a potem zobaczyliśmy jeszcze by uczcić choć w najmniejszym stopniu walentynki "Ps. Kocham Cię" Oczywiście płakałam. Było już po dwudziestej gdy wrócili moi rodzice. Olimpia zrobiła nam kanapki, które Janek wpychał we mnie z niezwykłą zapalczywością. Gdy zjedliśmy kolację usiedliśmy w wykuszu i patrzyliśmy się przez okno. W tym momencie czułam się jak w filmie. Przeszkadzała trochę kostka ale dało się przeżyć. Siedzisz z przyjacielem w oknie, patrzycie na gwiazdy i nie musicie gadać żeby się rozumieć. Czego chcieć więcej? W sumie... Mogłabym chcieć czegoś więcej. Nawet chciałabym czegoś więcej... Zwłaszcza, ze Janek to na prawdę świetny chłopak. Od paru tygodni odrzucam od siebie myśl, że coś do niego czuję. Ale chyba muszę się do tej myśli przezwyczaić i przyjąć ją do siebie. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni. Boję się, że jeśli byśmy sie pokłócili to nasza relacja zniszczyłaby się całkowicie. A tego bym na prawdę nigdy nie zniosła. Poza tym... Nigdy z nikim nie byłam, nigdy nikogo nie kochałam tak na prawdę i nie wiem czy potrafiłabym wziąć odpowiedzialność za drugą osobę. Bałabym się. Zwłaszcza, ze jest to Jaś i nie chciałabym aby przeze mnie cierpiał. W sumie... O czym ja myślę? Janek zna bardzo dużo ładniejszych i ciekawszych ode mnie dziewczyn. Chociażby Ola. A ja? Małe, rude i to jeszcze wychudzone na własne życzenie. W pewnym momencie zobaczyłam, że chłopak się na mnie patrzy. Zarumieniłam się a do mojej głowy doszła niedorzeczna myśl, że słyszy moje myśli. Chyba bym umarła. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie opierając głowę o spadzistą ścianę za mną, chłopak odpowiedział mi uśmiechem a w jego oczach dostrzegłam iskierkę, której nie umiałam rozszyfrować. Patrzyliśmy się na siebie, czułam, że moje policzki robią się coraz bardziej czerwone. Cisza między nami była pełna emocji ale nie przytłaczająca. Przerwał ją stary, wiszący na dole zegar matki mojego taty, który wybił godzinę dwudziestą drugą. Czy to możliwe, że siedzimy tu już tyle czasu? 
-Ekchem... Ja muszę ten... Już się zwijać, jestem spóźniony pół godziny.- chłopak uśmiechnął się niepewnie. Przytaknęłam i zaczęłam schodzić z wykuszu, Janek podał mi kule i odprowadziłam go pod schody. 
-Nie będę schodzić na dół, ok?- zapytałam. Wiem, że kulturalnie powinnam otworzyć mu drzwi i w ogóle ale serio nie mogę. 
-Nie ma sprawy.- zrobił krok w moją stronę. Zamarłam. Czemu on tak robi? 
-No to pa moja przyjaciółko.- ostatnie słowo powiedział z niechęcią. Po czym spojrzał mi w oczy i złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Od tego miejsca rozeszła się po całym moim ciele przyjemna fala ciepła. 
-To pa.- powiedziałam cichutko. Popatrzeliśmy się na siebie i chłopak powoli schodzi ze schodów. Gdy był w połowie powiedziałam
-Jesteś kurde ciota, wiesz?
-No właśnie wiem.- jęknął. Zaśmialiśmy się i znów posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Zrozumiał o co mi chodzi. Zaczerwieniłam się, on tak samo. Odwróciłam się i najszybciej jak potrafiłam poszłam do pokoju. 
-Ogarnij się dziewczyno.- szepnęłam zamykając za sobą drzwi. 
-To tylko chłopak a ty tak przeżywasz.- szepnęłam kładąc się na łóżku. Ja wiem czy taki "tylko chłopak"? 




♥♥♥
Mamy okrąglutki 60 rozdzialik! :D Tyle okazji, ze o matko :D Nie dosć, ze u Martyny Walentynki to w "realu" mamy 60 rozdział (!!!) i NIESAMOWITE 80 tysięcy wyświetleń. Padam na twarz, kolana i umieram. Serio <3 Jesteście wielcy <3 Nie macie pojecia jak się cieszę <3 :D Wowow :D Kocham Was! :D 
A rozdzialik jak się podobał? 8) Jak czujecie się z zakończeniem? Czo myślicie o uczuciach Martyny? Piszcie! :D
To specjalnie XD
Pozdrawiam Cieplutko
Miśka :D

15 komentarzy:

  1. Boże, przecudny! *-* A końcówka- dlaczego?! Powiedz mi dlaczego?! POLSAT xd. Nareszcie Martyna przyznała się do swoich uczuć :D Wgl świetny rozdział, tak, taki emocjonalny i wgl. Z każdym rozdziałem to opowiadanie mi się coraz bardziej podoba. Ty to tak fantastycznie piszesz, że z łatwością mogę to sobie wyobrazić. Wielki szacunek za to. Kocham ♥
    Pozdrawiam Wredna

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój ulubiony rozdział był jak Martyna wpadła w dołek. Hej... POLSAT JAK MOGŁAŚ NO!!! 🐷

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeść słodycze i to czytać... Nie polecam. Za dużo cukru :D Jasiek- ciota od zawsze, na zawsze :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Na samym początku gratuluję, taka śliczna, okrągła liczba i z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej =D
    Super rozdział =)
    Świetnie spędzone walentynki choć mam nadzieję, że kolejne będą spędzać jako para. Janek na każdym kroku daje jej znać, że czuje coś więcej do niej. I do Martyny dotarło, iż zaczyna się w nim zakochiwać. Powinni poważnie porozmawiać żeby nie cierpieć.

    Pozdrawiam mordko <3

    OdpowiedzUsuń
  5. I teraz odpalam typowy fangirling XD
    Wowowo, oni oboje coś do siebie czują, wowowo *.* miłość wisi w powietrzu, pora użyć odświeżacza w postaci Olki 8)
    Super duper rozdział, czekam na kolejny ;D
    Bez pozdrowień

    OdpowiedzUsuń
  6. Aww...;3 moge caly dzien czytac takie rozdzialy. Na koncu z ta ,,ciata'' wydawalo mi sie ze chodzi o to ze Janek nie powiedzial Martynie ze ja kocha ^^ dobrze mysle? :* slodko, slodko ale Olka nadal zyje xd czas to zmienic! Xd

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie cos sie dzieje! xdd

    OdpowiedzUsuń