poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 53

"-Usiądź sobie na kanapie. Chyba, że chcesz to postój. Innych opcji nie ma bo nie mam jeszcze wszystkich mebli. Napijesz się czegoś? Może być albo woda albo woda. Nic innego nie mam.- zaśmiałyśmy się. 
To może... woda.- odparłam ze śmiechem opadając na ładną, beżową kanapę. 
-Dobra.- nagle śmiech zamarł jej w ustach. Usłyszałam jakiś krzyk i jak coś głucho upada. Następnie rozległy się ciężkie, niereguralne kroki na schodach. 
-O nie...- różowa posturka rzuciła się w stronę schodów a ja wstałam nie wiedząc o co chodzi. Gdy zobaczyłam osobę ledwo schodzącą ze schodów zamarłam. "



  Na schodach stała Alicja. W białej koszuli, cała zakrwawiona.
-Alicja!!- krzyknęła przerażona Liwia.
-Co ty zrobiłaś?!- wrzasnęła podbiegając do siostry. Dziewczyna wyglądała jak upiór. Wielkie, podkrążone oczy, biała skóra i krew na koszuli, krew na rękach, krew na twarzy, wszędzie krew. Krew, krew, krew. Stałam w miejscu i nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć, nie byłam w stanie myśleć. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie: Liwia zniosła Alę ze schodów i posadziła otępiałą dziewczynę na kanapie, miała wielkie źrenice, które pusto patrzyły się w przestrzeń. Liw przybiegła do mnie po chwili i wcisnęła mi w rękę czarną koszulkę i opatrunki.
-Zajmiesz się nią? Ja zadzwonię.- szepnęła przerażona.
-Tak.- wykrztusiłam ale dziewczyna już nie słuchała, pobiegła do góry po telefon.  Zaczęłam mechanicznie wykonywać polecenie, nic nie czułam. Zaczęłam zdejmować koszulę Ali. Nagle poczułam, że się przewracam, zszokowana oparłam się o kanapę. Na ciele dziewczyny było mnóstwo starych blizn, nacięć i ran. Jej uda, biodra i brzuch były całkowicie poorane, nie sądziłam, że jest z nią tak źle. Jej szyję przecinała biała, głęboka blizna. Czy ona chciała się zabić? Nie, to nie możliwe, nie wierzę w to. Zamknęłam oczy aby się nie rozpłakać i założyłam na jej zniszczone ciało bluzkę. Chwyciłam bandaż i gazy. Gdy dotknęłam nimi rąk dziewczyny ta syknęła i odepchnęła mnie od siebie. Chwyciłam jej twarz i spojrzałam w jej wielkie oczy, widziałam w nich tylko strach.
-Nie bój się. Wiem, że boli. Chcę ci pomóc, wszystko będzie dobrze.- starałam się opanować drżenie głosu i żal, który w sobie hamowałam. Z jej oczu trysnęły łzy ale przestała mnie od siebie odsuwać, więc szybko starłam krew z jej rąk i nadgarstków by je zabandażować. Po chwili nadbiegła blada Liwia. Płakała.
-Uratowałaś jej życie, dziekuję. Nie mów nikomu, nie mów, błagam.- chwyciła mnie przelotnie za dłoń i złapała mdlejącą Alicję. 
-Dobrze. Ale ja nie rozumiem dlacze...
-Wyjaśnię ci kiedyś. Nie mów nikomu, nie mów, proszę.- szepnęła i wybiegła z domu nie zamykając za sobą drzwi. Widziałam jak wsiada do samochodu, rusza z piskiem opon i znika za najbliższym zakrętem. Zawołałam korka i wzięłam klucze ze stołu. Wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi. Klucz schowałam pod wycieraczką, na której następnie ułożyłam z żwirkowych kamyczków słowo "klucz" raczej go znajdzie. Mimo tego, że to wszystko trwało co najwyżej cztery minuty czułam się wyczerpana jak po maratonie. Nie fizycznie, lecz psychicznie. Wyszłam przez furtkę dawnego domu Emki i dopiero wtedy wyrzuciłam z siebie falę żalu i płaczu, który wstrząsnął moim ciałem. Jestem cała w krwi Alicji, nie mogę tak wrócić do domu...

Perspektywa Janka

Stałem przed otwartą lodówką wypatrując w jej wnętrzu czegoś dobrego i rozmawiajac z Florkiem, który szybko mówił do mnie przez telefon. 
-Nie mogę po was przyjechać, sorry. Ale do Emilki jedziemy nie ma, że nie. Tylko sami dotrzecie na dworzec.
-Ale co się stało, że nagle nie możesz? Ej stary, wszystko ok?- zapytałem zdziwiony i zniechęcony brakiem czegokolwiek w lodówce.
-Nie mogę po prostu. Nie wnikaj w to. Ty tak samo Jak Martyna, ciągle tylko dlaczego i dlaczego. Właśnie! Zmieniając niewygodny temat: jak ci z nią idzie?
-A jak ma iść? Nie idzie bo nie musi. Umówiła się ostatnio z Maćkiem na ten piątek, więc daj spokój i nie dołuj mnie jeszcze bardziej. Czekaj bo ktoś do mnie dzwoni. Czyli, że spotykamy się na dworcu?
-Tak. Elo frajerze.- zaśmiał się w słuchawkę i się rozłączył. Z westchnięciem odebrałem kolejne połączenie.
-Co jest?- zapytałem widząc, że dzwoni Loczek.
-Ktoś jest u ciebie w domu?- zapytała zapłakanym i roztrzęsionym głosem.
-Nie a co się stało? 
-Otwórz drzwi.- rzuciła słuchawką. Szybko podbiegłem do drzwi i odkluczyłem je. W progu stała spłakana Martyna, miała na sobie ślady krwi, która sklejała jej pojedyńcze pasemka rudych loków. 
-Słodki Jezu, co ci się stało!? Chodź tu, skąd ci leci krew?- wepchnąłem ja do przedpokoju. 
-To nie moja krew.- załkała.
-Zabiłaś kogoś!?- zbladła i spojrzała na mnie jak na idiotę. 
-Nie. Stało się coś strasznego. Nie mogę powiedzieć. Mogę to z siebie zmyć? Przychodzę do ciebie bo nie mogę tak wejść do domu.- pokazała na siebie. Zignorowałem jej pytania i przytuliłem jej chude, trzęsące się ciało do siebie. Starałem się ją uspokoić ale nie specjalnie mi szło, więc wbrew jej protestom zaniosłem ją do łazienki, znów była podejrzanie lekka. Nie wnikałem w to aby jej jeszcze bardziej nie rozbić. Zamoczyłem czysty ręcznik w letniej wodzie i zacząłem zmywać smugi krwi. Nie wiem co ona robiła, że była od niej tak brudna. Albo kogoś zabiła albo opatrywała, nic innego nie przychodziło mi do głowy. Dziewczyna ciągle płakała, więc znów ją przytuliłem i gdy trochę się opanowała zapytałem
-To co się stało?
-Nie mogę nic mówić, przepraszam. Może w swoim czasie się dowiesz. Nie patrz się tak na mnie, proszę. Nic ci to nie da.- wyprostowała się, przetarła twarz i krzywiąc się spojrzała w lustro. Wzięła kilka głębszych oddechów tym samym do końca powstrzymując płacz. 
-Janek... Bo ja muszę iść do domu.- mruknęła znów na mnie nie patrząc. Nie lubię gdy ktoś nie patrzy mi w oczy bo mam wrażenie, że się mnie boi. 
-W takiej koszulce? Chodź, dam ci swoją. Albo poczekaj chwilkę.- wyszedłem z łazienki i skierowałem się do swojego pokoju. Otworzyłem szafę i wyjąłem z niej pierwszą lepszą koszulkę, którą gdy wróciłem do łazienki dałem Martynie. Wyszedłem zamykając za sobą drzwi by dać dziewczynie możliwość przebrania się. Niektórzy powiedzieli by, że jestem ciotą nie próbując jej jakoś zobaczyć. Nie zgadam się z tym. Po prostu ją szanuję. Po chwili drzwi od łazienki otworzyły się. Martyna miała niesamowitą zdolność ukrywania emocji. Nie płakała już, nie widać było, że płakała. Wyglądała jakby była bardzo szczęśliwą nastolatką, która właśnie wybiera się na spacer z psem i ma poukładany życiorys. Ale ja w jej oczach widziałem ból, który rozrywał ją od środka i zabierał wszystko co dobre. 
-Martynko. Nie płacz, proszę. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Jeśli cokolwiek się stanie dzwoń. Zawsze przyjdę i ci pomogę. Wiesz o tym, prawda?- podniosłem jej smutną twarz do góry tak by patrzyła w moje oczy. 
-Wiem. Ale na prawdę muszę iść bo i tak jestem spóźniona.
-No to dobrze. Idź i nie płacz, ok?- przytuliłem ją mocniej otwierając drzwi. Dziewczyna pokiwała głową i poszła do domu. 

Perspektywa Martyny
Piątek

Alicji nie było do końca tygodnia w szkole a z Liwią nie miałam kontaktu. Zżerał mnie stres i strach. A co jeśli się wykrwawiła? Starałam się o tym nie myśleć. W tym zamierzeniu bardzo pomagał mi Janek, który starannie omijał ten temat wiedząc, że nie mam najmniejszej ochoty o tym rozmawiać. Sytuacji nie poprawiała perspektywa wyjścia z Maćkiem, który co raz częściej dopytywał się co mi jest. Nie miałam najmniejszej ochoty nigdzie z nim wychodzić ale musiałam bo obiecał mi, że wtedy się ode mnie odczepi. 
  Po lekcjach wróciłam do domu i poinformowałam tatę o spotkaniu. Nie zareagował zbyt entuzjastycznie ale koniec końców nie miał nic przeciwko. Zaczęłam się szykować żeby nie było, że nie chcę się z nim spotkać. Miałam pewien plan: będę narzekać, marudzić i zachowywać się tak jak nie powinnam by go do siebie zniechęcić. 
  Oczywiście przyszłam na przystanek spóźniona. I tu zaczęła się zabawa.
-Hej Maciusiu, jaka śmieszna koszulka? To różowy? A faktycznie czerwony. Ale nawet jesli byłby różowy to pamiętaj, że ja cię będe akceptować.- zaśmiałam się jak idiotka.
-No hej Martyna, co tam?- uśmiechnął się do mnie.
-O wiesz jak mnie buty cisną, no mówię ci. I wieje, jak mi się włoski zniszczą. Powiem ci, że bardzo nie lubię wiatru bo w wietrzne noce mam potworne migreny...- gadałam co mi ślina na język przyniosła. Chłopak słuchał z uwagą gdy czekaliśmy na autobus a także w autobusie. W drodze do restauracji był już nieco znudzony. Weszliśmy do ciepłego wnętrza lokalu. Zajęliśmy wybrany przez chłopaka stolik, który jak przystało na prawdziwego mężczyznę zabrał moja kurtkę i odsunął mi krzesło. Gdy usiedliśmy wznowiłam swój monolog.
-A wiesz, że mój były chłopak zabierał mnie do bardzo podobnej knajpki? Mówię ci on był na prawdę fantastyczny. Miał bardzo ładne oczy i uśmiech, na prawdę. Bardzo lubiłam z nim rozmawiać często poruszaliśmy tematy dotyczące starożytnej kultury Chin. A ty co o tym myślisz?- powiedziałam coś kompletnie z kosmosu, mam nadzieję, że nic o tym nie wie. Nigdy o tym nie rozmawiałam zwłaszcza z chłopakiem bo nigdy go nie miałam. Ale skąd Michał mógł o tym wiedzieć?
-Yyyy... Szczerze mówiąc to nie mam o tym pojęcia.- zmarszczył brwi. 
-Ach, to typowe. Tylko z nim mogłam o tym rozmawiać...- westchnęłam by dalej mówić o czymkolwiek. Udało mi się udowodnić, że nie ma ze mną wspólnych tematów jeden zero dla mnie. Później przyszła pora by coś dla siebie zamówić. Po piętnastokrotnym zmienieniu zdania i skomplementowaniu niezwykłej koszuli kelnera zdecydowałam się na zwykłą sałatkę. Czekając na zamówienie siedziałam na telefonie.
-Piszesz z kimś?- zapytał Maciek ukrywając podirytowanie. Chyba powoli mi się udaje. 
-Tak, z Jankiem. Mówię ci on jest fantastyczny. Ale to już chyba wiesz. O! Zobacz to chyba dla nas!- wykrzyknęłam zbyt wesoło i zbyt głośno. Oczy niektórych osób zwróciły się ku nam, Maciek spąsowiał. Teraz gwóźdź programu:
-Ooo, masz sos!- zachichotałam i bezceremonialnie zamoczyłam palec w jego sosjerce. Kątem oka obserwowałam jego reakcję gdy soczyście oblizałam palec i komplementowałam jego gust bardzo podobny do mojego byłego. Potem stwierdziłam, że chcę sie zamienić talerzami i nie czekając na jego zdanie w tej sprawie zabrałam jego kolację w zamian oddając kilka listków sałaty. Podziubałam w jego jedzeniu by po pięciu minutach stwierdzić, że jednak mi nie smakuje i, że chce się zamienić. Gdy po godzinie udawania idiotki nasza wspólna kolacja dobiegła końca. Maciek wytrwale odprowadził mnie na przystanek i pożegnał.
-To pa.- mruknął zmęczony.
-No heeeeeej! Może kiedyś to powtórzymy?!Miło mi się z tobą ROZMAWIAŁO- zaśmiałam się.
-Ta, mi też. Ale muszę już iść. To pa.- mruknął i odszedł szybkim krokiem. Czułam się jak zwycięzca. Jeśli ten chłopak zaproponuje mi jeszcze raz spotkanie to stwierdzę, że jest nie normalny. Zadowolona z siebie wróciłam do domu i zmęczona udawaniem szczęśliwej opadłam na poduszki. Zasnęłam szybko i bardzo dobrze bo muszę jutro wcześnie wstać by wyrobić się na pociąg do Emilki.




♥♥♥
Oto rozdział 53! :D Nie wiem czy się Wam podobał (zwłaszcza początek) ale mam nadzieję, że udało mi się to wszystko jakoś sensownie ubrać w słowa :D
Zapraszam na aska: Ask życia
Oraz do komentowania rozdziału :)

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

18 komentarzy:

  1. PJERFSZA 8)) A teraz czytać XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na next *-* fajny pomysł na zniechęcenie hehe Już się nie mogę doczekać ^=^

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste 8) Smialam sie z tekstow Martyny jak glupia xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. JA CHCE MAGICZNE CIASTECZKO!!! Masz dać wszystkie, które posiadasz 8) Bo jak nie to przyjdzie mały, gruby gremlin i Cie zje 8) Rozdział był i straszny (początek) i zryty (końcówka) ;D Najlepsze połączenie! <3
    Razem z gremlinem mamy Cie na oku XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Mjało być bardzo kreatiw :D
    hioHiohioHio :D
    Je l'aime vraiment ce chapitre. La meilleure scène dans le restaurant . Bravo ! Femme indépendante. XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny!
    Gdzie moje ciasto? ! XD

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chce magiczne ciastko. Martyna mnie przestraszyła 8)

    OdpowiedzUsuń
  9. Martyna w końcu coś zjadła!!! xD
    Polubiłam Maćka, ale wydaje się dupkiem. Ale kogo on obchodzi?
    Alicja, jest fajna. Nie waż się jej tknąć. ;___;

    OdpowiedzUsuń
  10. Haha XD Nie no, to z kolacją Ci się udało :D
    A co do Alicji, to zrób, żeby przyżyła.
    Proszę!! XD

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeju ten blog jest cudowny <3 Ta kolacja to jeden z najlepszych fragmentów XDD czekam z niecierpliwością na next :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale randka ! Wyrachowana Martynka ? no,no ...

    OdpowiedzUsuń
  13. Link do aska jakiś kulawy....

    OdpowiedzUsuń
  14. Super fajnie ze sobie poradzila z tym mackiem

    OdpowiedzUsuń
  15. Martyna coś zjadła <3 Weź już jej nie głodź xd Imo to przykre że robisz jej to drugi raz ;c

    OdpowiedzUsuń