sobota, 9 maja 2015

Rozdział 57

"-No hej Janeczku. Mam coś dla ciebie. Tak jak obiecywałam.
-Czego chcesz?- warknąłem. Nie mam ochoty  z nią gadać.
-Zobacz.- podała mi otwarty zeszyt z kilkoma zakładkami.
-Co to?- wziąłem zeszyt do ręki. Przeczytałem pierwsze kilka linijek "Jestem grubą, głupią świnią. Jestem grubą, głupią świnią" i tak w kółko. Obok był rysunek szczupłej sylwetki i roztytej osoby z głową... Martyny. Obok podpis "jesteś tym co jesz." O mój Boże. To jest zeszyt Martyny.
-CO TY ZROBIŁAŚ?- syknąłem zatrzaskując zeszyt."


Mordki. Tak aby nie było. Nie róbcie tak. Wiem, że niektóre z Was biorą postaci za przykład. Ale to jest bardzo zły przykład. Miłego czytania.

Perspektywa Janka

-Uznałam, że to ciekawe. Zobacz tu jest więcej.- zaćwierkała, wyrwała mi zeszyt i otworzyła na kolejnej stronie.  Odruchowo zacząłem czytać: 
"Będziesz gruba jeśli zjesz dziś, przeciągnij to jeszcze jeden dzień.
Ludzie, którzy są grubi zwykle są takie samolubni i nierealistyczni.
Chuda sylwetka to sylwetka idealna.
Kości są czyste i perfekcyjne. Tłuszcz jest brudny i wisi jak szmatka.
Głód to przyjaciel, nie oszuka cię jak jedzenie."
Dalej nie mogłem tego czytać. Wszystko zapisane starannym pismem Martyny. Wszędzie rysunki. Nierealnie straszne. 
-Jak mogłaś jej to zabrać?- wyszeptałem przewracając na kolejną kartkę. Jej "dekalog" nie chcę wiedzieć co on zawiera. Nie wierzę, że pisała to Martyna. 
-Po prostu. Z plecaka.- wzruszyła ramionami. 
-Jesteś chora. Nienormalna. I wyrachowana.- spojrzałem w jej zimne oczy.
-To twoja dziewczyna jest nienormalna. A wiesz co jest najlepsze? Że mi zazdrości. I myśli, że będzie tak idealna jak ja!- zaśmiała się. Popatrzyłem na nią z obrzydzeniem i odszedłem. Pobiegłem do Martyny, która zapewne dotarła już do domu. To wszystko jest chore. Jak to wszystko mogło zabrnąć tak daleko? Dlaczego nic nie zobaczyłem? Wbiegłem przez bramkę, w domu u Rudej nikogo nie było. Poza nią bo w jej oknie paliło się światło. Drzwi oczywiście zostawiła otwarte, przeszedłem przez nie i wbiegłem po schodach. Zatrzymałem się przed jej drzwiami. Co ja jej powiem? Nie wiem... Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do pokoju. 
-Martyna.- dotknąłem jej ramienia. Coś rysowała. 
-O Boże, Janek. Co ty tu robisz?- uśmiechnęła się.
-Co to jest?- rzuciłem jej na kolana otwarty zeszyt. Dziewczyna zbladła.
-Skąd ty to masz? Jak mogłeś to przeczytać?!- wrzasnęła, aż się cofnąłem.
-Od Olki, pokazała mi to. Odpowiedz na pytanie. Co to do cholery jest?!- przeszyłem jej twarz wzrokiem.
-Co cię to obchodzi? Jak to Olka ci to pokazała?! Jak mogłeś to przeczytać?! Jak?- popatrzyła się na mnie z mieszanką strachu, odrazy, rozczarowania i wściekłości.
-Musiałem. Pokazała mi to otwarte, więc przeczytałem. Z początku nawet nie wiedziałem czyje to jest.- starałem się opanować ale i tak mówiłem podniesionym głosem.
-Musiałeś! Jasne. Wiesz co musisz? Wyjść stąd. Nie mogłeś tego zrobić. Po prostu nie mogłeś. W tym momencie spadłeś do poziomu Olki.- odwróciła sie do mnie plecami.
-Okej, wyjdę. Ale najpierw musisz mi powiedzieć dlaczego. Dlaczego to wszystko.- wyszeptałem prosto do jej ucha, starałem się by mój głos nie zadrżał. Dziewczynę przeszył dreszcz.
-Bo co?- ozięble szepnęła w przestrzeń.
-Bo pokażę to twojemu ojcu i naszej szkolnej Pijawce.- również byłem oschły.
-Nie zrobisz tego.- odwróciła sie przerażona.
-Bo co?- użyłem jej słów.
-To jak. Powiesz mi?- zapytałem podchodząc do drzwi.
-Stój! Siadaj, powiem ci.- zapłakała. Nie wiem jak mogę być tak zimny. Ale wydaje mi się, że to jedyny sposób. Usiedliśmy na łóżku w kompletniej ciszy. Dziewczyna westchnęła i zaczęła mówić
-Bo jestem gruba. Nie pasuję do nikogo. Nikomu się nie podobam. Nic dla nikogo nie znaczę. Nie mam przyjaciół. Emi... Nie wiem co z tego będzie.- znów sie na mnie nie patrzyła. Bolały mnie jej słowa. 
-Przecież ja jestem twoim przyjacielem.- szepnąłem.
-Nie. Przeczytałeś zeszyt. Bratasz się z Olką. Szantażujesz. To ma by przyjaciel?- zaśmiała się. W tym momencie zrozumiałem co zrobiłem. Ale to dla jej dobra. Żeby przestała się głodzić. 
-Szkoda, że nie widzisz co robisz. To wszystko dla twojego dobra. Ale głodź się, proszę bardzo. To chore. Rozumiesz to!? Jesteś wychudzona! Ciągle piszesz "jesteś tym co jesz" A ty nie jesz nic! Więc kim jesteś, co?! Nikim? Nie przytakuj. To żałosne. Nawet nie wiesz ile dla niektórych znaczysz. Jesteś niedorzecznie głupia. I wiesz co? Możesz nie uważać mnie za przyjaciela bo odkryłem twój chory świat. I chciałem cię z tego bagna wyciągnąć. Ale ty nie chcesz. Drugi raz wylądujesz w szpitalu. Ale możesz tego nie przeczyć. Zastanów się co robisz.- warknąłem wstając.
-Wyjdź stąd.
-Właśnie taki miałem zamiar. I masz to.- rzuciłem jej zeszyt i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Jak ona może tak myśleć? Dla mnie jest idealna, perfekcyjna. Ale nie tak chuda. 

Perspektywa Martyny

  We wtorek nie poszłam do szkoły. Nie moge zrozumieć jak  on mógł przeczytać ten zeszyt. I jeszcze mieć pretensje, że o siebie dbam. Brak mi słów. A myślałam, że mnie rozumie, że mnie akceptuje i, że lubi mnie taka jaka jestem. Najgorsze jest to, że chciałam być chuda dla niego. A on... Ciekawe czy powiedział Florianowi. Chyba nie bo Eskacz nie dzwonił.
  Około piętnastej ubrałam się i postanowiłam pójść do Alicji. Mam nadzieję, że mi otworzy. Tak właściwie to jest mieszkanie Liwii ale nie wiem gdzie indziej szukać Ali. Wyszłam na deszcz, nie chciało mi się wracać po parasol, więc szłam moknąc. Nie specjalnie mi to przeszkadzało. Denerwuje mnie tylko to, że jutro będzie pierwszy lutego a nie ma śniegu. Zaraz zaczną mi się ferie a w sklepach pojawi sie pięć tysięcy tandetnych, walentynkowych gadżetów, serduszek, kartek, czekoladek i kwiatków. O nie, nie cierpię walentynek... Może dlatego, ze zawsze jestem sama?  Powoli docierałam do starego domu Emilki. Stanęłam przed drzwiami i otrzepałam kurtkę mocno zroszoną przez deszcz. Westchnęłam i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Otworzyła mi osoba, którą chciałam zobaczyć. 
-Co ty tu robisz?- zrobiła wielkie oczy. Nie miała już tak grubych bandaży na rękach. 
-Przyszłam. Mogę wejść?- dziewczyna zmrużyła oczy ale w końcu zdecydowała się mnie wpuścić.
-Nie ma Liwii. Tak jak coś.- zamknęła za mną drzwi. Gdy zdjęłam buty i mokrą kurtkę, którą dziewczyna poleciła mi rozwiesić na kaloryferze weszłyśmy do salonu. Trochę się tu zmieniło. Ściany były pomalowane na jasny, pastelowy kolor, wszędzie były beżowe pufy i duża jasnoróżowa kanapa z niebieskimi, włochatymi poduszkami. Dalej stał duży, biały stół z białymi krzesłami, na których były różowe poduszki w różyczki. Widać, że Liwia wprowadziła się tu na dobre.Dziwnie się czułam, ze kiedyś ten pokój miał brzydką ale wygodną szarą kanapę, na której wraz z Emilką spędziłyśmy wiele godzin. No cóż, wszystko się zmienia. "Carpe diem" jak to mówią... Z moich rozmyślań wyrwał mnie zachrypnięty głos Alicji. 
-Wiem po co przyszłaś. Ale ja nie dam ci dobrej, rzeczowej odpowiedzi. 
-Daj jakakolwiek...- wiem jak ciężko wytłumaczyć niektóre rzeczy. 
-Ale nie chce ci jej dawać. Nie dałaś mi skończyć. Nie powiem ci czemu się tnę.
-Ale ja wiem, że ty mi nie powiesz. Chcę wiedzieć czy ty byłaś naćpana. Czy tak reagujesz na...- brakowało mi słów. 
-Byłam. Czasem mam już dość, muszę się wyłączyć. I wyżyć. Najlepiej na sobie. Widzisz... Ja ćpam i się tnę a ty sie głodzisz. Co tak patrzysz? Przecież to widać. Jak masz takie nogi jak ja ręce, jak ciągle kręci ci się w głowie, jak tylko pijesz. Ty się z tym czujesz dobrze mimo tego, że zdaniem większości robisz źle. To samo ja mam z samookaleczaniem.- zaszokowała mnie swoją tolerancją i wyrozumiałością. Mówiła spokojnym tonem tak jakby to wszystko było normalną rzeczą. 
-Ale niby czego masz tak dość?- zerknęłam na nią.
-Wiesz jak to jest gdy twoi rodzice piją i twój ojciec, że tak powiem cię upokarza? Nie. I masz szczęście. Dom Liwki jest moją ostoją. Siedzę tu ile mogę. Liwia się często przeprowadza w różne części miasta by nasi rodzice jej nie znaleźli. Nie wiem co by jej zrobili. Dlatego co róż zmieniam szkołę. A poza tym wszędzie wszyscy mnie nienawidzą. Jesteś pierwszą osobą, która mnie nie skreśliła. To może dlatego, że też jesteś spaczona.- chyba głośno myślała. Jej ojciec jest straszny. Dlaczego nic z tym nie robi? Przecież jest policja, nawet telefony zaufania... Oni by jej pomogli...
-Jak twój ojciec może?! Ja spaczona? Co masz na myśli?
-Przecież musisz jeść bo umrzesz. A ty o tym zapominasz. To nie jest normalne- zaśmiała się. Nie wiem co ja śmieszy. 
-To, ze chce być atrakcyjna nie jest normalne?- zakpiłam.
-Jest. Ale facet nie pies, na kości nie poleci.- zaczęła się śmiać jak wariatka. To jest wariatka. W dodatku niezwykła. 
-No chyba, że jest Jaśkiem. To wy koniec końców chodzicie?- nagle zmieniła temat i zahamowała śmiech. 
-Po bułki do sklepu. Nie, nie jesteśmy ze sobą. Nie mogłabym być z kimś takim.- mruknęłam smutno.
-Ouuułaaa... Co się stało?- zaciekawiona ułożyła się wygodniej. 
-Przeczytał mój zeszyt, który dała mu Olka.
-Jak to przeczytał!?- wykrzyknęła prostując się. 
-Też tego nie rozumiem. I ma do mnie pretensje.- schowałam twarz w dłoniach. 
-A to świnia. Nie przejmuj się tym. Drugi raz tego nie zrobi. Ale nikomu nie powiedział?- przyjacielsko objęła mnie ramieniem.
-Tego właśnie nie wiem.- jęknęłam.




♥♥♥
No to jest 57, sowi rozdział :D Jest smutny, wiem :(( NIGDY nie róbcie tak jak dziewczyny, proszę. Co myślicie o zachowaniu Janka, Martyny i Alicji? Piszcie, chętnie poczytam :D I czy rozdział się podobał?
Zapraszam na:
Oraz do komentowania rozdziału :)

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

16 komentarzy:

  1. NIE GŁODŹ MARTYNY :__;

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuper rozdział !
    Zabić Janka za to co.zrobił xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Supcio rozdziałik ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega ale smutny
    Nie głódź Martyny

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega mega mega. Rozdział zajebisty. PROSZĘ CIEBIE NIECH ONI SIĘ POGODZĄ. I NIE GŁÓDŹ JUZ MARTYNY. DOŚĆ SIĘ WYCIERPIAŁA 🙇😭

    OdpowiedzUsuń
  6. Co ta Martyna :( szkoda mi jej :( niech Jasiek jej pomoze, prosze xd nie moge czytac jak sie 'meczy' nie jedzac :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Może niech Martyna zacznie nosić gorsety i się nie będzie głodzić.
    PS. rozdział jest MEGA ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, Martyna... Co ty ze sobą robisz, dziewczyno XD
    Rozdział jak zawsze genialny! <3
    http://life-is-not-horrible.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebisty jak zawsze kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. JANEK DOBRZE ZROBIL PO CO MA SIE GLODOWAC? TO BEZ SENSU. POZDRAWIAM :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Akcja: Stop głodzeniu Martyny. Jasiek zrobił dobrze. Ale i tak Martyna bardziej pasuje do Florka cx

    OdpowiedzUsuń
  12. Moim zdanie dobrze Jasiek zrobił, bo on chce jej pomóc i mam nadzieje, że mu się uda :) A Alicja zachowała się jak prawdziwa przyjaciółka 8))
    Świetny rozdział <3 Czekam na następny :*
    Pozrdawiam Mordeczko :3

    OdpowiedzUsuń
  13. to wy chodzicie? po bułki do sklepu. XDDDD rozwaliło mnie to. świetny rozdział, jak zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Super rozdział =)
    Zachowanie Jaśka: Myślę, że chęć pomocy dziewczynie go usprawiedliwia. Dobrze, że z nią pogadał. Szkoda, że ona olała jego słowa. Mam nadzieję, że będzie uparcie dążył do tego aby Martyna zaczęła jeść.
    Zachowanie Martyny: Tutaj mi słów brak. Ja nie rozumiem czemu ona tak sama sobie katuje. Długo w ten sposób nie pociągnie, może nabawić się poważnych chorób przez swoje niejedzenie bo podobni jest gruba. Wydaje mi się, że przydała by się jej wizyta u specjalisty.
    Zachowanie Alicji: Według mnie zachowała się bardzo fajnie, dobrze, że uświadomiła Martynie, iż niejedzeniem sobie tylko szkodzi.


    Pozdrawiam mordko i zapraszam do mnie na nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń