-I jak na to zareagował?
-Nijak.- mruknęłam pociągając nosem by spotęgować wrażenie mojego smutku.
-Widzisz? Nie jest ciebie wart. Gdyby mu na tobie zależało to by o ciebie walczył. Nie martw się, tego kwiatu jest pół światu.- myślałam, że mu odwinę. Nie ma prawa tak o nim mówić. Spojrzałam tylko na niego bez słowa i wróciłam do wlepiana wzroku w szybę.
-Nie patrz się tak na mnie. To nie moja wina. Zobaczysz, będzie dobrze. A teraz pojedziemy na zakupy, dobra?- skręcił w stronę sklepu nie czekając na moją reakcję. Nie powiem mu dziś, że "jadę z Alicją nad morze" bo poskładałby fakty i mój plan spaliłby na panewce. Jutro zadzwonię z Jasiem do Ari, dogadamy się dokładnie i wtedy powiem tacie o wyjeździe. Stresuję się strasznie..."
Weszliśmy do domu, szybko poszłam do swojego pokoju by uniknąć konfrontacji z ojcem. Za jakąś godzinkę zadzwonię do Liwii by upewnić się, że mnie wesprze. Potem pogadam o tym z Olimpią, która powinna niebawem wrócić z pracy by pomogła mi namówić ojca na mój wyjazd. Rzecz jasna nie powiem jej, że jadę z Jasiem ale myślę, że mi pomoże... Ubrałam się w jakieś luźniejsze ciuchy i zeszłam na dół by zjeść obiad przygotowany przez Olimpię. Taty nie było. Czyżby wyszedł z pracy tylko po to by się wyzłośliwić i zabrać mnie ze szkoły? Najprawdopodobniej. Nieco zirytowana sięgnęłam po talerzyk z zimnym obiadem i nie podgrzewając go udałam się z powrotem do pokoju. Jadłam palcami zimny makaron wyglądając przez okno. Nie chcę siedzieć ciągle w domu. Tata na milion procent nie będzie mnie już stąd wypuszczać tak łatwo. Może zapisać się na jakieś zajęcia plastyczne lub coś w tym rodzaju? Wychodziłabym wtedy przynajmniej z domu, może bym kogoś poznała? A powrót z zajęć mogłabym opóźnić o jakieś pół godzinki co dałoby mi możliwość spotykania się z Jasiem. To całkiem niezły plan, wystarczy tylko znaleźć jakieś ciekawe kółka, nie wiem. Sięgnęłam po mój biały laptop, który zabłysnął światłem z ekranu. Lekcji i tak nie zrobię bo chcę obniżyć te oceny. Zaczęłam przeglądać różne kółka prowadzone w Domu Kultury, nie było nic niesamowicie porywającego ale ostatecznie chyba zdecyduję się na zajęcia plastyczne w poniedziałki i czwartki. Ale nie wiem, zobaczę jeszcze. Jeśli sytuacja z ojcem się wyprostuje nie będzie sensu na nie chodzić. Po chwili stwierdziłam, że dałam już wystarczająco dużo czasu Liwii i Alicji aby przedyskutowały kwestię pomocy mi i wykręciłam numer do przyjaciółki. Odebrała niemal od razu.
-Hej Liwka.- rozpoczęłam z uśmiechem choć ona nie mogła tego widzieć. Stęskniłam się już za nią trochę.
-No hej. Słyszałam, że się buntujesz.- w tle usłyszałam śmiech Alicji.
-Ano, tak. To jak? Pomożesz? Proszę. Wystarczy wtedy namówić tylko Ari. Alicja ci mówiła o co chodzi, prawda?
-Mówiła, spokojnie. Jasne, że ci pomogę. Ale nie powinnaś okłamywać ojca bo możesz wpaść w niezłe tarapaty a to się mija z celem. Z resztą kłamanie samo w sobie jest złe.- westchnęłam ciężko słysząc jak się rozpędza w pouczaniu mnie.
-No daj już spokój Liwia... Nie moralizuj. Sama widzisz jaka jest sytuacja... Więc wiesz.- zamknęłam jej usta.
-Wpadniesz do mnie?- zaproponowała by uniknąć niezręcznej ciszy.
-Nie mogę. Ojciec, sama wiesz.- mruknęłam cicho.
-No to ten... Ja będę kończyć.- wyłączyłam się gdy usłyszałam, że dziewczyna mówi krótkie "Pa" Zapewne uznała, że się na nią obraziłam. Zrezygnowana opadłam na dywan i zamknęłam oczy. Mam dość mojego ojca. Dość, dość, dość. Wyciągnęłam się do góry, poczułam jak wszystkie moje kostki po kolei strzykają. Jestem jedną z niewielu osób, która lubi ten dźwięk. Otworzyłam oczy. Pod łóżkiem zobaczyłam moją deskorolkę, tak dawno na niej nie jeździłam. Porzuciłam to dla chodzenia do szkoły z Jasiem. Zaczęłam obracać kółkami. W sumie to bardzo mi tego brakuje. Pomyślałam chwilę po czym chwyciłam bluzę, smycz i krzyknęłam na Korka. Przypięłam psu szelki i smycz, po czym wszyłam z nim na ulicę. Ostrożnie położyłam deskę na asfalcie. Pies dobrze wiedział co ma robić. Sunęłam za nim w milczeniu rozkoszując się tym momentem. Teraz zrozumiałam jak bardzo mi tego brakowało. Wiatr we włosach, śpiew ptaków i nagrzana ulica Poza nią wszystko inne było już chłodne bo czerwcowe słońce zdążyła już schować się za horyzontem i inicjatywę przejął chłodny wietrzyk. Po pół godzinie rozdzwonił się mój telefon, więc nadszedł najwyższy czas na powrót do domu. Nie odbierając połączenia pociągnęłam psa w drugą stronę i wróciliśmy do domu. W drzwiach zastałam Olimpię.
-Zwariowałaś młoda? Masz szczęście, że ojca jeszcze nie ma bo miałabyś problem. O co wy się tak kłócicie?- zamknęła drzwi na kluczyk.
-Pamiętasz jak się spóźniłam? Wtedy co wróciłam w nocy? On stwierdził, że Janek mnie psuje i, że nie mogę z nim być... Chyba oczywiste jest to, że się z nim nie zgadzam.- zasłoniłam twarz włosami. Olimpia ciężko westchnęła.
-Zdejmij buty, chyba musimy pogadać.- wykonałam polecenie, weszłyśmy do kuchni. Usiadłam na blacie i sięgnęłam po zieloną miseczkę z orzechami.
-Twój ojciec się o ciebie martwi. Nie chce żebyś cierpiała przez chłopaka, któr...
-A czy teraz nie jest mi źle? To nie jest takie proste! Odciąć się od osoby, która znaczy dla ciebie na prawdę wszystko! Znamy się dopiero niecały rok a czuję się jakbyśmy przegadali ze sobą całe życie. Czy zabranie takiej osoby nie jest głupie?- zirytowałam się.
-Nie dałaś mi skończyć. On się po prostu martwi, że jego córeczka dorasta, że sobie z czymś nie poradzisz i tak dalej. Nie chce cię stracić, bardzo przypominasz mu matkę. Myślę, że to dlatego.- posmutniała.
-Ale przecież ma ciebie.- spojrzałam na nią z pomiędzy kosmyków włosów.
-Ale ja mu nie zastąpię miłości jego życia. Wiesz...On nie kocha mnie tak bardzo jak twoją mamę. Pomogłam mu po prostu zapełnić pewną pustkę. Ale nie mówmy o tym. Ty jesteś jedyną pozostałością po jego wielkiej miłości. I jej częścią. Nie chce jej tracić. A teraz, gdy dorastasz, znajdujesz sobie chłopaka, możesz się wyprowadzić, co raz mniej jest ciebie w domu on sobie z tym nie radzi. Pomyśl o tym. Spróbujcie porozmawiać.
-Z nim się nie da rozmawiać!- jęknęłam rozżalona.
-Da się. Musisz tylko spróbować.- przerwał jej odgłos otwierającego się garażu, tata wrócił.
-Spróbuj. A ja pójdę do góry załatwiać biznesy.- roześmiała się jednak zauważyłam w jej oczach cień smutku. Stwierdziłam, że nie ma sensu teraz gadać z ojcem, więc poszłam do siebie do pokoju i zadzwoniłam do Janka, nie odebrał. Wskoczyłam na parapet i zobaczyłam, że światło w jego pokoju się nie pali, więc zapewne siedzi na dole i je kolację. Albo robi cokolwiek innego i nie słyszy dzwonka. Jednak po chwili w jego oknie zapaliło się światło a mój telefon zaczął dzwonić. Uśmiechnęłam się do siebie.
-No hejka.- powiedziałam chwilę po naciśnięciu zielonej słuchawki. Na moją twarz mimowolnie wkradł się uśmiech.
-Wybacz, że nie odebrałem. Po prostu nie zdążyłem dobiec do telefonu.
-Luzik, nie ma problemu. I w ogóle dzwonię do ciebie z konkretną sprawą. Gadałeś z Ari?- zaczęłam rzeczowo. Jeśli chcę jeszcze dziś pogadać z Olimpią muszę to załatwić szybko.
-Skąd wiedziałem, że chcesz to załatwić?- roześmiał się.
-Gadałem z nią. Mówi, że nie ma problemu ale jak twój ojciec się wkurzy to to nie był jej pomysł i, że jak nie będzie trzeba to o mamy o niej nie wspominać. Mówiła, że powinnaś pogadać z tatą a nie kłamać i kombinować. Martysia... Ja też tak sądzę. Porozmawiaj z nim, proszę...- odetchnęłam. Wszystko idzie zgodnie z planem.
-Pogadam. Ale jak wrócimy, ok?- wiedziałam, że zdziwię go tym, że nie musiał mnie namawiać.
-Serio? Łatwo poszło. Ale czemu nie teraz?- westchnęłam ciężko słysząc jego słowa.
-Bo nigdzie nie pojadę. Domyśli się wszystkiego. A tym czasem jak kończę. Zadzwonię za jakieś półgodzinki, może później. Papa.
-No dobra. Rób jak chcesz. Leć, papa.- rzuciłam telefon na łóżko i zeszłam do salonu by porozmawiać z Oli. Na szczęście tata siedział w swoim gabinecie.
-Masz chwilkę?- zaczęłam odchylając monitor jej laptopa.
-A coś się stało? Gadałaś z ojcem?- odłożyła komputer na bok.
-Nie, jeszcze nie. Ale pogadam. Obiecuję! Mam do ciebie inną sprawę. Chciałabym z Alą i Liwią pojechać nad morze. W Boże Ciało, na trzy-cztery dni. Tylko potrzebowałabym twojego wsparcia w tej sprawie.- obserwowałam jak kąciki ust mojej macochy zaczynają drgać.
-Z Alą i Liwią mówisz?- uniosła do góry brew.
-No tak. Mówiłam wam o nich przecież. To mogłabym? Pomożesz mi jak jutro będę gadać z tatą?- zerknęłam na nią z nadzieją.
-Skoro tak mówisz. Ale dobra, pomogę ci. A teraz idź spać bo dochodzi dwunasta, nie wstaniesz do szkoły.- z radością cmoknęłam ją w policzek i pobiegłam na górę. Muszę jeszcze tylko pogadać z ojcem. Ale to "tylko" powinnam zamienić na "aż". Boję się, że mi nie pozwoli i całe to kombinowanie pójdzie się... rozmnażać.
♥♥♥
No to mamy nareszcie skończony rozdział. :) Wybaczcie, że ostatnio tak słabo idzie mi pisanie ale to nie zależy ode mnie :( Zmotywujcie mnie komentarzami XDD
Zapraszam na:
<3 kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńCzeka na next i jest Mega Mega Mega ❤
OdpowiedzUsuńTo pisz <3
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńGdzie jest druga część? :cc poza tym rozdział jest mega! <3 mam nadzieje ze niebawem pojawi się druga połowa rozdzialiku ;)
OdpowiedzUsuńPisz! ;3
OdpowiedzUsuńSuper rozdzialik czekam na next
OdpowiedzUsuńJejku to jest SUPER <3
OdpowiedzUsuńEj... no sorry i teraz muszę czekać do poniedziałku co ? super rozdział. Jestem za bardzo niecierpliwa
OdpowiedzUsuńRozdzial jest swietny jak zawsze zreszta prosze cie jednak by Martyna pogodzila sie wreszcie z ojcem. Jest 1 w nocy a ja zamiast spac czytam twojego bloga. Pozdrawiam weny zycze i zapraszam do siebie na bloga rownierz o jasiu --> http://abys-nie-zapomnial.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńSuper! :>
OdpowiedzUsuń