środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 10 Sezon II

"Janek nie napisał nic w nocy. Może nie miał nic na koncie? Nie, ma abonament. Przetarłam nerwowo twarz i sprawdziłam datę najnowszej wiadomości. Nie, to wczorajsza. Szybko wstałam, ubrałam się w cokolwiek i równie prędko poszłam do łazienki. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i wróciłam do pokoju aby się spakować. Zbiegłam po schodach na dół, schowałam śniadanie naszykowane przez Olgę do torby i wskoczyłam w czarne trampki. Niepewna ruszyłam do szkoły." 


  Gdy naciskałam zdobioną klamkę w ogromnych, ciężkich drzwiach budynku moje gardło ścisnęło się ze zdenerwowania.
-Jest już Jaś?- podbiegłam do Alicji.
-No jeszcze go nie ma. A stało się coś?- odwróciła się powoli. 
-Nie... nic...- mruknęłam cicho.
-Chodź pod klasę.- uśmiechnęła się pocieszycielsko. Ruszyłyśmy po schodach by czekać na nadejście lekcji i mam nadzieję, że Janka. Dziewczyna co chwilę lekko się śmiała, mam nadzieję, że niczego nie brała. Po chwili dostałam SMS. Od: Mój kochany Jaś <3 (chyba tak już zostanie) "Tu mama Jasia. Gdy z Tobą rozmawiał potknął się i przewrócił uderzając o kant łóżka. Leży w szpitalu ze wstrząsem mózgu. Bardzo Cię przepraszam, że piszę do Ciebie dopiero teraz ale wcześniej nie miałam do tego głowy" Moje serce zamarło.
-Słodki Jezu...- szepnęłam chowając telefon do kieszeni i zrywając się z ławki. Za dziesięć minut mam autobus do miasta, powinnam zdążyć. Gdy niemal wybiegałam przez drzwi wyjściowe poczułam jak ktoś mnie łapie. 
-Hej, poczekaj. Gdzie tak lecisz?- stanął przede mną uśmiechnięty Janek. Zdębiałam. Stałam tak patrząc na niego i łącząc fakty. Po chwili podeszła Alicja, oboje zaczęli się śmiać. 
-To był jej pomysł!- chłopak zaczął się bronić. 
-Nie napisałem do ciebie wczoraj bo rozładował mi się telefon i nie mogłem znaleźć ładowarki. Jak przyszedłem do szkoły to Alicja stwierdziła, że będziesz się martwić i można cię wrobić. No i się dałaś.- znów zaczęli się śmiać.
-Czyli, że nic ci nie jest?- wychrypiałam. 
-A wyglądam na takiego?- uśmiechnął się rozkładając ręce na znak tego, że czuje się świetnie.
-Jesteś idiotą! Ty też!- rzuciłam się na nich z pięściami. 
-Wiecie! Jesteście głupi, głupi, głupi! Nie żartuje się z takich rzeczy!- krzyknęłam gdy choć trochę się uspokoiłam. Zadzwonił dzwonek a ja manifestując swojego focha fuknęłam i szybkim krokiem ruszyłam na lekcje. Ala i Jasiek próbowali mnie przepraszać jednocześnie płacząc ze śmiechu ale zapomnieli o jednej rzeczy: gdy byłam mała dostałam taki telefon. I to wcale nie był żart, umierała moja mama. Pamiętam to jak dziś. Już wtedy miałam swoją różową komórkę bo tata dużo pracował, mama chorowała w szpitalu i zajmowała się mną tylko Olga, więc rodzice chcieli mieć ze mną jakikolwiek kontakt. Miałam siedem lat, bawiłam się na podwórku i zbierałam stokrotki na wianuszek. Na stole zawibrował telefon, więc wesoło podbiegłam po komórkę z nadzieją, że usłyszę moją mamę. Zamiast tego usłyszałam zimny głos pielęgniarki, która chyba myślała, że jestem starsza:
-Panna Martyna, córka pani Sandry?- nie wiedziałam co odpowiedzieć ale głos mówił dalej:
-Pańska matka umiera, ma właśnie atak, ojciec już po panią jedzie i prosił mnie o poinformowanie.- jako, że dalej nie odbierałam kobieta rozłączyła połączenie. Z mojej malutkiej rączki wypadł różowy telefon, który roztrzaskał się w drobny mak, szybciutko pobiegłam do bramki gdzie płacząc czekałam na tatę. Jak na dziecko zbyt dobrze rozumiałam zjawisko śmierci. Mamusia kiedyś wytłumaczyła mi, że kiedyś jej zabraknie. Potem przyjechał mój tata, zabrał mnie do sali mamy. Pamiętam, że bardzo krzyczała. Gdy weszliśmy do sali, tata niósł mnie na rękach zaczęła płakać. Najpierw rozmawiała z tatą, potem wzięła na ręce mnie. 
-Martynko. Córeczko moja najcudowniejsza. Kocham cię najmocniej na świecie, zawsze będę, pamiętaj o tym.- a potem upadła na poduszkę. Nadbiegli lekarze, wyproszono nas z sali, patrzyliśmy przez szybę jak próbują ją reanimować jednak kreska na wyświetlaczu wskazująca puls ani drgnęła. Po chwili zrezygnowali. Spędziliśmy z tatą w szpitalu kilka godzin, pielęgniarka z telefonu, którą rozpoznałam po głosie przyniosła mi herbatę. 
-Taka biedna mała, bez mamy...- mruknęła odchodząc. 
-Ale ja mam mamę.- oburzyłam się zapłakana.
-Moja mama jest w moim serduszku, pani jest głupia. Pracuje pani jak ludzie umierają i tego nie wie?- pisnęłam, kobieta tylko otworzyła ze zdziwieniem usta i odeszła. 
Na wspomnienie tego oczy zaszły mi łzami, byłam już w klasie. To najgorsze a zarazem najdokładniejsze wspomnienie jakie mam z dzieciństwa. Poczułam dłoń Janka, który siedział obok mnie na swojej ręce
-Wszystko ok?- szepnął cicho w moją stronę.
-Tak, tak. Wszystko w porządku.- uśmiechnęłam się i otarłam ewentualne łzy. 
-To przeze mnie? Martynko... Przepraszam, nie chciałem, nie sądziłem, że...
-To nie chodzi o to. Źle mi się kojarzą telefony ze szpitala.- powiedziałam cichutko, na szczęście zrozumiał o co chodzi i nie musiałam mu tłumaczyć. 
-Przepraszam... Nie myślałem, że... Wybacz, jestem głupi.- ponownie zaczął mnie przepraszać. 
-Dobra, daj spokój. Lekcja jest, ciśś.- znów uśmiechnęłam się do chłopaka dając mu znak by się nie przejmował. Mimo to co chwilę czułam na sobie jego spojrzenie. Gdy wyszliśmy z nudnej lekcji wyjęłam z plecaka książkę z biblioteki, którą miałam oddać już wczoraj ale zapomniałam. Dzierżąc w ręce "Wesele" wyszyłam na piętro wyżej by zwrócić książkę. Niestety zaczepiła mnie Ola.
-Co tam masz papużko? Ooo, super książka.- powiedziała nawet nie patrząc na tytuł.
-Ta, świetna. Czego chcesz? Wszystkie szczurze batoniki już zjadłaś i chcesz kolejne by schudnąć?- dogryzłam jej wywołując ogólne rozbawienie.
-Oh, ja nie muszę w przeciwieństwie do ciebie. Pokaż mi tą książkę.- wyrwała mi "Wesele" z dłoni. 
-Ona jest prawie tak płaska jak ty!- wykrzyknęła przykładając twardą, prostą okładkę na mój malutki biust. Już czułam, że w moich oczach zbierają się łzy. Mimo to syknęłam
-No popatrz. Jej płaskość można porównać do twojej ubogo pofałdowanej kory mózgowej.- (im kora mózgowa bardziej pofałdowana tym mądrzejsza jest dana osoba)  uśmiechnęłam się sztucznie, zabierając książkę i odchodząc od małej grupki zainteresowanych. Spokojnie oddałam książkę i wychodząc z biblioteki minęłam się z Alicją.
-Ładnie sobie z nią poradziłaś. Głupi plastik.- zaśmiała się.
-Nie obrażaj głupich plastików, co?- obruszyłam się dla żartów.
-I nie bądź zła za to rano. Nie pomyśleliśmy i... głupio wyszło.- zrobiła niepewną minę. 
-Luzik. Nie ma sprawy.- uderzyłam ją przyjacielsko w ramię i odeszłam by mogła spokojnie załatwić sprawę z książkami. Udałam się w nieco spokojniejsze miejsce na korytarzu i znalazłam tam Jaśka.
-Coś się stało? Siedzisz taki sam.- usiadłam obok chłopaka. 
-Nie, wszystko ok.- uśmiechnął się i zrobił mi miejsce.
-Strasznie mi głupio, że przeze mnie płakałaś.- powiedział obejmując mnie.
-Przecież nic się nie stało. A ty co robisz dla swojej mamy na dzień mamy. To już nie długo!- chciałam zmienić temat. 
-Jeszcze nie wiem. Coś wymyślę. A ty dla Olimpii coś szykujesz?- uśmiechnął się niepewnie wiedząc, że wkraczamy na niebezpieczne tematy. 
-Ja zawsze robię tak, że dwudziestego szóstego chodzę z kwiatkiem na cmentarz. A dopiero dwudziestego siódmego składam życzenia Olimpii. Co by nie mówić- to nie jest moja mama. Jest mi bliska i tak dalej ale wiesz...
-Wiem.- przytulił mnie do siebie mocnej czując, że tracę rezon. Niektórzy marudzą, że nie mają z kim spędzać walentynek. A ja nie mam z kim spędzać dnia mamy. Chyba moja sytuacja jest gorsza... Westchnęłam bo znów zabrzmiał dzwonek oznajmiający trzecią lekcję. Dopiero trzecia lekcja, no nie... Opierając się o zimną ścianę wstałam i wraz z Jankiem ruszyliśmy na chemię. 




♥♥♥
No to jest okrągła dycha! :D Jak Wam się podoba rozdział? :D Dziś trochę wspomnień, trochę smutno. Wiem, że rozdział trochę spóźniony ale trudno... I w sensie treści i godziny dodania :v Ale jak Wam się podobał? Co myślicie? Piszcie! :D
Zapraszam na:

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

13 komentarzy:

  1. Tak jak mówiłam daję koma<33 Supi rozdział Misiu 💜💜💜

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na nexta ^=^

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie jestem lama heueueueu

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku jaki rozdział 8) No to tak na początku się śmiałam, potem już mi było smutno, a potem znowu się śmiałam więc rozdział supi ... i wyjaśnij mi dlaczego Ola mówi na Martynę papużko.

    http://shrek-fanfiction-jdabrowsky.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdzial *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział genialny <3 Pozdrawiam mordko ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny taki sentymentalny i troszkę smutniejszy rozdział.
    Ale Janek jest głupi. Za taki żart obraziłabym się ponieważ stan zdrowia to nie jest rzecz z której powinno się żartować.
    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału =)

    Pozdrawiam mordko <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Co ty sobie wyobrażasz ?! Myślisz że możesz sobie tak z dnia na dzień inaczej pisać? Dawniej twoje rozdziały były genialne a teraz?! Są zajebiste :****

    OdpowiedzUsuń
  9. Gluli gałgan z Jaska ;_; xd ciagle mnie ciekawi slowo ,,papuzko''....dlaczego tak? A nie np kanarku? Xd

    OdpowiedzUsuń
  10. Głupi Jaś. Tyle w temacie.
    Dlaczego tak dobrze piszesz? Ja też tak chcę!
    Weny!
    Pozdrawiam! Wpadnij też do mnie http://thankyou-rezi.blogspot.com ! ♥

    OdpowiedzUsuń