środa, 29 lipca 2015

Rozdział 30 Sezon II

"-Idziemy na karaoke.- oznajmił Jaś. 
-O nie!- jęknęłam ze śmiechem. 
-O taaak!- Emcia zareagowała entuzjastycznie bo ona lubi śpiewać i wie, że robi to dobrze. Ja wyję jak postrzelone skrzyżowanie niedorozwiniętego wilka i żaby, którą wychował kot i próbuje nieudolnie miauczeć. No cóż, nie mogę być we wszystkim świetna. Weszliśmy do czarnego samochodu Floriana i ruszyliśmy w stronę ulubionego karaoke mojej przyjaciółki. To będzie masakra."


 Po stosunkowo krótkiej podróży samochodem dotarliśmy przed lokal. Dwa kolorowe mikrofony z jarzącym się na różowo napisem "Karaoke"  przyciągał ludzi zwykle w soboty, więc nie było zbyt dużo ludzi. Zajęliśmy stolik mniej więcej po środku sali był akurat dla nas bo z czterema krzesełkami. Zamówiliśmy sobie jakieś picie i wtedy ktoś wstał ze stolika obok nas. 
-Filip?- Jasiek strasznie się zdziwił. 
-Siema mordo, tyle czasu cię nie widziałem!- odpowiedział chłopak, który został przy stoliku. 
-Co ty tu robisz?- popatrzyłam pytająco na Florka, gestem odpowiedział, że nie wiedzie kto to. 
-Roszpunka.- tu chłopak pokazał na swojego kolegę przeciskającego się miedzy stolikami w kierunku sceny. 
-Przegrał zakład z Blanką i musi teraz zaśpiewać piosenkę, którą mu wymyśliła. A ja mam to nagrać i jej przesłać.- tu pokazał na telefon. 
-Nadal są razem? Nie gadaj! Ona się dostała do tej szkoły w Łodzi?- Janek kompletnie nie reagował na nasze pytające spojrzenia. 
-Tak, dostała się. Dlatego nie może być tu z nami.- niejaki Filip wzruszył ramionami. 
-Ym, witam... Mam na imię Staś i piosenkę, którą zaśpiewam chcę zadedykować mojej KOCHANEJ dziewczynie.- chłopak miał na prawdę fajny głos, byłam ciekawa co jej zaśpiewa. Gdy usłyszałam "Mam Yorka" niemal spadłam z krzesła. 
-On ściął włosy?- wykrztusił Janek gdy przestał się choć trochę śmiać. 
-Ta, ściął. Nie wiem co mu odwaliło, serio.
-Janek. Powiedz mi o co chodzi?- popukałam go w plecy aby się obrócił. 
-Yyyy, no tak!- roześmiał się. 
-To jest Filip, mój kolega z klubu pływackiego. Tak samo Staś, czyli roszpunka. On kiedyś miał długie włosy- stąd ksywka. Oni są z Legnicy. Tak w ogóle: Filip co wy tu robicie? Po kij tu przyjechaliście?        (PS. Wiem, że chłopcy są w różnym wieku ale sprowadziłam ich do jednego rocznika bo mogę. XD)
-Na praktyki nas aż tu wysłali. Niby lepszy sprzęt i tak dalej. Ale traktujemy to raczej jako wycieczkę krajoznawczą. A jeśli mogę się zapytać z kim ty tu przyszedłeś? 
-To jest moja dziewczyna, Martyna.- wskazał na mnie z uśmiechem, pomachałam do chłopaka. 
-A to nasi przyjaciele tymczasowo mieszkańcy stolicy, przyjechali nas odwiedzić.- pokazał na dwójkę siedzącą po przeciwległej stronie stołu. 
-Florek.- chłopak uniósł się nad stołem by uścisnąć drugiemu rękę. 
-Emilka- zrobiła to samo. Potem trochę pośmialiśmy się z Roszpunki, który również starał się opanować rechot podczas śpiewu. Gdy chłopak wrócił ze sceny znów się przedstawiliśmy. Gadaliśmy trochę, chłopcy śmiali się z dowcipów, które rozumieli tylko oni bo były nawiązaniami do "czasów gimbazy" jak nazwał to Filip. Wtedy chłopak, który prowadził karaoke zaczął wypytywać publiczność szukając kogoś, kto teraz zaśpiewa. 
-Idź Janek!- zawołał Florek zwracając uwagę prowadzącego energicznymi ruchami pokazując na przyjaciela. 
-Zapraszamy! Proszę się nie wstydzić!- zawołał chłopak. 
-Idź, nie bądź ciotą!- zaśmiałam się. Wtedy Jaś wstał i poszedł na scenę, powitaliśmy go głośnym aplauzem. Przedstawił się i otrzymał mikrofon. Zaczął Śpiewać. 

Mała Czarna przed chwilą weszła do pomieszczenia
Sprawiła, że wszyscy się obrócili, 
nie mogę przestać na Ciebie patrzeć
Jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze wiedzieć
Mała czarna, przyszłaś tu sama?
Jest za późno, jest za późno, jest za późno by iść do domu
Jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze wiedzieć
Chcę widzieć, jak się dla mnie ruszasz kochanie
Mała czarna, dla kogo to robisz?
Mała czarna, nie mogę tego znieść
To niedobrze, to niedobrze, niedobrze wiedzieć
Mała czarna, jaka jest Twoja ulubiona piosenka?
Mała czarna, nie zrobię Ci krzywdy
Jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze wiedzieć
Jest dobrze, jest dobrze, bo zabiorę Cię do domu


Jasiek patrzył na mnie dość wymownie sprawiając, że zrobiłam się lekko czerwona. Wyłapała to Emilka, która poruszyła brwiami ale zbyłam ją ręką. Zrobiła minę "Jeszcze-o-tym-pogadamy -i-tak-wszystko-mi-wyśpiewasz" Westchnęłam i dalej obserwowałam śpiewającego Jaśka. Gdy wrócił Eskacz zapytał
-To jakaś mraśna aluzja?
-Może.- cała nasza grupa się roześmiała a ja starałam się zatuszować leciutkie zażenowanie wywołane mrugnięciem Janka.
-Wy to tylko o jednym, na prawdę!- zirytowała ze śmiechem się Emi. 
-Tak jakbyście wy nie gadały o jednym w swoich babskich kółeczkach!- wszyscy chłopcy oburzyli się na jej słowa
-Ale to są babskie kółeczka! A wy męskiego kółeczka nie macie bo jakbyście nie zauważyli są z wami jeszcze trzy dziewczyny. 
-Trzy?- zdziwił się Flip. 
-Nie zapominaj o Janku- odgryzła się Emka. 
-Uuuu, zabolało!- chłopak potarł policzek jakby został spoliczkowany i następnie się zaśmiał. 
-Ale tak jakbyś nie spostrzegła nas i tak jest więcej! I podsunęłaś mi pomysł na piosenkę. Florek dawaj, nie daj się prosić!
-Nie ma nawet mowy!- wzbraniał się, ale gdy Jasiek powiedział mu tytuł piosenki odpuścił. Chłopcy poczekali aż jakaś dziewczyna skończy śpiewać i wyszli. Tym razem przedstawił się tylko Florek. Linkacz do piosenki :>

Sobota rano spać nie możesz
Wstaniesz, kapcie włożysz
Potem się golisz tylko dla niej
I do łóżka śniadanie
Przynosisz jej z porannym słonkiem 
Po to by małżonkę
Namówić na co nieco małe
"No chyba zwariowałeś!
Kobiety jak te kwiaty, kto żonaty ten wie
Powąchać tak, dotykać nie
Minęła pora godowa,
Teraz tylko boli głowa.
Kobiety jak te kwiaty, nie podniecaj się
Powąchać tak, dotykać nie
Znów idzie wiosna
Przyjmij ten cios na klatę,
Jeszcze gorzej będzie latem
Ona ogląda się za tymi
No wiesz, lepiej ubranymi
Och to prawdopodobnie geje
Tak, taką masz nadzieję.
Wydasz ostatnie zaskórniaki
Bo chcesz nadrobić braki
A ona wzrusza ramionami
I przykro ci czasami.


Uśmialiśmy się przy tym razem z połową "widowni" Gdy skończyli Florek zatrzymał się na chwilę na scenie.
-A teraz niech wystąpią nasze kochane dziewczyny! No dawajcie!
-Dobra!- krzyknęła Emka, o nie, o nie, o nie.
-Choć Ruda, nie bądź słabiak!- roześmiali się.
-Odgryziemy się im za to. Wiesz o jakiej piosence mówię? - przygryzłam wargę i wstałam by zaśpiewać z przyjaciółką. Co z tego, że kompletnie mi to nie idzie? Trudno, pośmieją się. Weszłyśmy na scenę i powierzyłam przyjaciółce mikrofon, nie chcę go trzymać bo byłoby mnie zbyt dobrze słychać. Rozbawiona publiczność zaczęła klaskać a my nieco ośmielone udawałyśmy taniec <linkacz do piosenki>

Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, 
mmm, orły, sokoły, herosy!? 
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów, 
gdzie te chłopy!? - Jeeeee! 
Dookoła jeden z drugim jak nie nerwus, to histeryk, 
drobny cwaniak, skrzętna mrówa, niepoważne to, nieszczere. 
Jak bezwolne manekiny przestawiane i kopane, 
gęby pełne wazeliny, oczka stale rozbiegane. 
Bez godności, bez honoru, zakłamane swoje racje 
wykrzykuje taki w domu śmiesznym szeptem po kolacji, 
śmiesznym szeptem po kolacji, śmiesznym szeptem po kolacji... 
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, 
mmm, orły, sokoły, herosy!? 
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów, 
gdzie te chłopy!? - Jeeeee! 

Emilka efektownie zakończyła piosenkę a wszyscy zaczęli klaskać. Nie lubię reflektorów na mojej twarzy, nie lubię stać na scenie. Ale Emka na prawdę kocha to robić. Zwłaszcza, że naprawdę świetnie śpiewa i bardzo dobrze o tym wie. Zeszłyśmy ze sceny  i ruszyłyśmy w stronę stolika. Po nas jakiś koleś śpiewał "Ruda tańczy jak szalona" Janek przez to trochę zniesmaczony ale potem się ogarnął. Było na prawdę super, ludzie śpiewali i tańczyli na scenie.
-To może czas wznieść toast za nasze świetne dziewczyny?- stwierdził Jasiek.
-Tak, to zdecydowanie dobry plan.
-To za nasze fuksiary. W końcu maja takich super facetów jak my!- roześmialiśmy się a chłopcy stuknęli się szklankami. Przyznam- to było urocze. Potem Emilka zaśpiewała dwie piosenki i stwierdziliśmy, że będziemy się zbierać bo zrobiło się na prawdę późno. Filip i Staś poszli w swoją stronę wcześniej pożegnawszy się z nami a Janek i ja stwierdziliśmy, że wrócimy autobusem. Emka i Florek nas odprowadzają bo i tak mają po drodze. Tak więc szliśmy we czwórkę a Emilka wzięła mnie "na słówko" i dokładnie wymaglowała w wiadomym temacie. Przy okazji zapytałam się jej o pogróżki a ona z żalem stwierdziła, że nie ustały.

Perspektywa Janka

  Dziewczyny szły i gadały o głupotach a my z Florianem dyskutowaliśmy na ważne tematy takie jak wynik ostatniego meczu i przejście do następnej grupy. Na szczęście kibicowaliśmy jednej i nie musieliśmy się o to kłócić. Gdy doszliśmy do przystanku dziewczyny oczywiście musiały się wyściskać bo nie było pewne to czy się jeszcze spotkają, po czym Florek ponaglił Emilkę i ruszyli w stronę jego mieszkania (Emilia nadal nie wie o niespodziance, którą jej szykujemy. Prawie skończyliśmy malować, wtedy wejdzie Martyna i wymaże na ścianach jakieś kwiatuszki czy kij wie co innego, postawimy meble i wtedy jej powiemy) Nie musieliśmy długo czeka na autobus bo kursy są bardzo często. Wracając patrzyliśmy się w okna i rozmawialiśmy o dzisiejszym wieczorze, który naprawdę bardzo się udał. Gdy byliśmy blisko domu zapytałem
-Nie muszę iść jakoś naokoło czy coś? Wiesz, twój ojciec.- nie chciałem by jej się dostało.
-Luz, przecież się z nim pogodziłam. I zaznaczyłam, że ciebie sobie nie odpuszczę, więc się nie martw.- uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę. Drogę oświetlała nam uliczna lampa bo zrobiło się ciemno i nic nie było widać.
-Ale jeśli masz się z nim jeszcze raz pokłócić to ja tak nie chcę. Nie mogę wam psuć relacji.
-Ale ich nie zepsujesz! Mówiłam tacie, że on nie ma prawa się mnie czepiać w tym temacie. Mogę być z kim chcę, no kurcze.- prychnęła lekko zirytowana. Gdy byliśmy pod bramką złapałem jej drugą dłoń.
-Więc mówisz, że twój ojciec nie ma nic do tego, że się spotykamy?
-No w sumie to nie może nic do tego mieć.- wzruszyła ramionami. Wobec tego przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem ją w usta. Zaskoczyłem ją tym ale po chwili zamruczała cicho a ja wplątałem palce w jej włosy wiedząc, że lubi to uczucie. Gdy się od siebie oderwaliśmy mruknąłem
-No to pa mordko.
-Pa...- pomachała mi drobną ręką i oddaliła się w stronę bramki. Stałem jeszcze chwilę pilnując by na pewno weszła do domu. Było już ciemno a to taka moja obsesja. Wszedłem cicho do domu bo wiem, że mój tata lubi już o tej porze spać. Przywitałem się z mamą, która poprosiła mnie bym pomógł jej zmywać naczynia. Wziąłem suchą, lnianą szmatkę by wycierać mokre talerze.
-To dobrze, że tak o nią dbasz.- zagadnęła mama.
-Ale, że co?- z początku nie zrozumiałem o co chodzi.
-No o Martynę. Czekasz aż wejdzie. Twój tata robi dokładnie to samo.- uśmiechnęła się do siebie. Widziała. Nie, żeby mi to przeszkadzało ale to śmieszne uczucie.
-A od kiedy jesteście razem?
-Ym.. Wiesz. Nie ma konkretniej daty bo z początku to było trochę niepoukładanie. I w sumie nigdy nie pytałem się jej czy chce ze mną być bo to było oczywiste jak sobie powiedzieliśmy, że coś do siebie czujemy. To było w majówkę, jak pojechałem na te zawody.- przytaknęła głową na moje słowa i nie pytała o nic więcej. To śmieszne uczucie w środku narastało ciągle.
-Nie krępuj się ze mną rozmawiać. Jesteś dokładnie taki sam jak twój ojciec, jak Boga kocham. Idź już na górę bo jest późno.- roześmiała się a ja pożegnawszy się poszedłem do siebie. Wziąłem szybki prysznic i zadzwoniłem do Martysi. Mówiła, że jest umówiona z Emką jutro na chwilę nim wyjedzie, akurat wtedy miałem trening. Chwilę potem zasnęła. Wysłałem jej mojego tradycyjnego SMS'a i również zasnąłem.
  Dzień w szkole był tak strasznie nudny i dłużący się jak rzadko. Na żadnej lekcji nic nie robiliśmy bo to koniec roku, ciągle padało i ogólnie wszyscy byli jacyś mało żywotni. Alicja w ogóle przestała przychodzić do szkoły, dziś wpadła tylko na pierwszą lekcję i chyba była "zjeździe" jak to zwykła nazywać. Po szkole od razu poszedłem na trening bo ostatnio się spóźniłem i chciałem to jakoś poprawić by trener mnie nie znienawidził. Gdy po skończonym i męczącym treningu miałem sześć nieodebranych połączeń w tym cztery od Florka i dwa od Olimpii zamarłem. Najpierw oddzwoniłem do Olimpii.
-Halo?
-Ym, z tej strony Janek, dzwoniła pani do mnie?
-Tak, dzwoniłam. Wiesz może gdzie jest Martyna?- mówiła szybko.
-No... Poszła się spotkać z Emilką z tego co wiem. A coś się stało?
-Miała być godzinę temu a ma wyłączony telefon. Emilka też. No dobra. Ja muszę kończyć bo mój mąż dostaje kociokwiku. Jak będziesz coś wiedział to zadzwoń, dobrze?- i sie rozłączyła. Serce podeszło mi do gardła. Szybko wykręciłem numer Eskacza.
-Jasiek? Wiesz co się dzieje z dziewczynami? Emki nie ma a zaraz mamy pociąg.
-Nie. Martyna też nie odbiera.
-No to jesteśmy w dupie. Słuchaj to nie jest rozmowa na telefon. Gdzie jesteś?
-Na treningu, na basenie i właśnie wychodzę.
-Siedź tam, będę za dziesięć minut.- nim się rozłączył usłyszałem jeszcze "cholerne karteczki" Oby nie było to czego się spodziewam, proszę.




 ♥♥♥
No to mamy rozdział trzydziesty! :D 
Początek rozdziału milusi, końcówka trochę ciemniej XD 
Gorąco dziękuję askowym, którzy podesłali mi masę fajnych piosenek. Niestety nie wszystkie udało mi się tu zmieścić :<< Ale dziękuję! <3 
Ja kończe gadać. Ale! Wy komentujcie bo wiecie: motywacja i inne takie :D 
A jak skomentujecie to zapraszam na:
Aska Ask :D
Grupę Grupa :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka


poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 29 Sezon II

"I tak złączyliśmy nasze ciała i dusze. Z początku nieco bolało ale zignorowałam to uczucie. Byłam z Jankiem. Byłam kochana. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. " 

  Moja świadomość powoli wracała, budziłam się. Nie otwierałam jeszcze oczu bo wiem, że będę miała światłowstręt. Spróbowałam się poruszyć ale coś mnie krępowało, coś nie pozwalało mi się ruszyć. Gdzie ja jestem?
-Hej Martysia.- skądś znam ten głos. Musze się obudzić. Poczułam znajomy zapach, który uświadomił mi, że jestem u Janka, który mnie przytulał, więc wszystko w porządku. Mruknęłam coś co miało oznaczać "hej" ale wyszło dość niewyraźnie, do moich uszu dotarł cichy śmiech. Zmusiłam się by otworzyć oczy i popatrzyłam się na chłopaka. Uśmiechnął się do mnie a ja stwierdziłam, że nie chce mi się wstawać, więc tylko zamknęłam oczy. Jaś zaczął śpiewać Piosenka w oryginale jest tu
- Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby została stworzona tylko dla mnie
Ale zapamiętaj, że to było nam przeznaczone
I łączę kropki z piegami na twoich policzkach
I to wszystko ma dla mnie sens

 Zarumieniłam się. Doskonale wiedział, że lubię gdy śpiewa.

-Wiem, że nigdy nie lubiłaś tych zmarszczek wokół oczu, gdy się uśmiechasz
Nigdy nie lubiłeś swojego brzucha ani swoich ud
Dołeczków na twoich plecach u dołu twojego kręgosłupa
Ale ja będę kochał je bez końca
Nie pozwolę, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to zrobię, to Ty
Och,to Ty z nimi tworzysz całość.
Jestem zakochany w tobie i wszystkich tych małych rzeczach
 
Zaczęłam się śmiać bo faktycznie nie lubię siebie i faktycznie mam dołeczki w dole pleców. 
-Jesteś głupi.- dałam mu buziaka w policzek. 
-Wiem, że i tak mnie kochasz. Jak się czujesz?- gładził moje włosy. 
-Bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się do niego. Wstaliśmy jakieś piętnaście minut później i zaczęliśmy robić śniadanie. 
-Chcesz herbatę?- zapytałam chłopaka, który szukał czegoś w lodówce. 
-Pewnie, że chcę.- wobec tego wyjęłam dwie torebeczki herbatki z opakowania leżącego na górnej półce i włożyłam je do kolorowych kubków. 
-Ładnie ci w mojej koszulce.- uśmiechnął się znacząco. 
-Ładniej niż tobie.- pokazałam mu język rumieniąc się i wsypując odpowiednią ilość cukru do naszych parujących napoi. 
-Ale bez niej to wiesz...- nie dałam mu powiedzieć
-Nie kończ!- roześmialiśmy się. -Tak w ogóle mam dla ciebie niespodziankę.- powiedział gdy już jedliśmy. 
-O Boże, serio?- rozszerzyłam oczy.
-Serio. Z resztą nie tylko ja. Mamy pół godzinki do wyjścia.- zrobił tajemniczą minę.
-To jeszcze skoczę się przebrać do domu, ok? 
-Ale szybko.- zaznaczył na co tylko wzruszyłam ramionami. Zjedliśmy do końca i pobiegłam do domu, w którym na szczęście nikogo nie było. Przecież dla taty i Olimpii to był normalny, "pracujący" dzień, tylko my mieliśmy wolne. Wróciłam do Jaśka po dosłownie siedemnastu minutach, właśnie pisał kartkę, że wychodzi i, że nie wie o której wróci ale najprawdopodobniej późno. 
-Co ty knujesz?- nie wytrzymywałam z ciekawości. 
-Zobaczysz.- zrobił tą "swoją" minę i zachichotał jak morderca. Pokręciłam tylko głową z wyrazem twarzy "Widzisz i nie grzmisz" już miał mi coś odpyskować ale ktoś do niego napisał. Zbliżył się do mnie z czarnym szalikiem. 
-Zwariowałeś!- pisnęłam gdy spróbował zawiązać mi go na oczach. 
-To część niespodzianki.- pozwoliłam mu wykonać czynność. Wyprowadził mnie najprawdopodobniej do przedpokoju i założył buty. Otworzył drzwi i poprowadził mnie do przodu, kompletnie nic nie widziałam. Poczułam ciepłe powietrze, usłyszałam chrzęst zamykanego zamka i poczułam, że mam iść dalej. Chwilę później siedziałam w samochodzie, w którym grało głośne radio. Słyszałam stłumione muzyką szepty i cichy śmiech. Nie czułam się zbyt komfortowo bo przecież mam cholerny szalik na oczach! Po chwili jazdy auto się zatrzymało, wysiadłam i szłam chwilę z Jasiem krętą drogą. Chłopak ciągle się śmiał, więc zaczęłam się stresować. Znów kazali mi wejść do samochodu, w którym pachniało bardzo słodkimi perfumami. 
-Janek gdzie jesteśmy?- zapytałam kurczowo trzymając się jego ręki. 
-Nie bój się, wszystko jest pod kontrolą.- po jakiś dziesięciu minutach jazdy autem wyszliśmy na trawę i pierwszym co usłyszałam był pisk, aż zadrżałam. Przeszliśmy kilka metrów. Jaś kazał mi stanąć i obrócić się w prawo. Rozwiązał mi szalik i zdjął go z twarzy. Po kilku sekundach zobaczyłam przed sobą Florka i Emilkę całych czerwonych ze śmiechu. 
-Boże!- wykrztusiłam bo nie miałam pojęcia co powiedzieć. Przyjaciółka podbiegła do mnie i uścisnęła mnie mocno. 
-Ale jak to? Przecież...- nie rozumiałam. Cała trójka zaniosła się śmiechem.
-Przyjechaliśmy wczoraj i zadzwoniliśmy do Jaśka z propozycja by zrobić ci niespodziankę. Ochoczo na to przystał a reszta poszła z górki.- Emi nadal się śmiała. 
-Ale? A dwa samochody? I wrzaski przed chwilą?
-Jechałaś ciągle tym samym autem. Po prostu w połowie drogi cię wysadziliśmy i Jasiek chodził z tobą w kółko. Żebyś widziała swoja zagubioną minę!- znów zanieśli się śmiechem.
-A powód wrzasków zobaczysz za sobą.- obróciłam się i moim oczom ukazało się kolorowe, rozświetlone Wesołe Miasteczko. O Boże, tego się nie spodziewałam.
-Ojej.- mruknęłam. Ruszyliśmy w stronę wejścia. Kupiliśmy kilka kolorowych żetonów i oczywiście- wszyscy (okropni zdrajcy) uparli się byśmy weszli na najszybszą i najniebezpieczniejszą kolejkę górską jaka była w całym miasteczku. Posadzili mnie z Jankiem w drugim wagoniku, Florek z Emką siedzieli w pierwszym. 
-A jak spadniemy i łupniemy o ziemię? Nawet nie będzie co zbierać. Przecież to jest tak wysoko!- pisnęłam patrząc na szczyt, na który powolutku wjeżdżaliśmy. 
-Jak uderzysz o ziemię to nawet nie poczujesz bo już odlecisz, bardziej bałbym się samego momentu spadania.- wzruszył ramionami. 
-Dzięki za pocieszenie.- zatrzymaliśmy się na szczycie. 
-Janek ja chcę zeeeeeejść!- mówiłam i w tym samym momencie wagoniki zjechały w dół. Serce podeszło mi do gardła a ja darłam się jak opętana. Zakryłam twarz rękami ale zabrał je Jaś.
-Spokojnie!- roześmiał się. Na moment przestałam krzyczeć i stwierdziłam, że może faktycznie nie jest tak źle? Ale kolejka tylko podjeżdżała pod kolejne wzniesienie i gdy znów runęła w dół ja ponownie wrzasnęłam jak idiotka. Po chwili wszystko całkiem ustało, pomogli mi stanąć na ziemię i usiedliśmy na ławce. 
-Boże, było super.- uśmiechnął się Florek. 
-Nigdy. Nigdy, przenigdy więcej. Nigdy, serio. Czyj to był pomysł?- przejechałam rękami po twarzy. 
-Wspólny.
-Jezus, nienawidzę was. Czy nie możemy zająć się czymś co nie spowoduje zawału, śmierci i epilepsji?- wypuściłam z siebie powietrze. Poszliśmy do domu strachów (ja bym nie poszła, oni znów się uparli) ale w ogóle nie było strasznie. Potem weszliśmy na jakąś karuzelę dla dzieci i jeździliśmy na słonikach aż nas nie wygonili. Mieliśmy niezły ubaw z krzyczenia "zaraz cie złapię" i "cóż za pęd powietrza, zaraz spadnę!" ale osobie pilnującej karuzeli najwyraźniej się to nie podobało. Marudząc zjedliśmy kolorową watę cukrową i umazani słodkimi niteczkami weszliśmy na "autka" Następnie poszliśmy na coś w stylu kolejki ale na łódkach. Kolejka była wolna i większość par siedzących na łódkach po prostu się całowała ale my byliśmy oryginalni i zawzięcie ochlapywaliśmy się wodą. Potem znów zrobiliśmy sobie przerwę bo chłopcy byli głodni i jedliśmy jakieś śmieciowe i przesolone frytki. Po posiłku chłopcy poszli rzucać piłeczkami do kolorowych butelek i zdobyte pluszaki podarowali nam. Emi dostała niebieskiego misia a ja dostałam "foczkę dla foczki" (w tym momencie cytuję Janka) Zaczęło się robić szarawo i naprawdę klimatycznie, toteż stwierdziliśmy, że idziemy na młyn. Z góry był świetny widok na miasto, które budziło się do nocnego życia a także na jeszcze bardziej kolorowe wesołe miasteczko. Gdy zeszliśmy Florek oznajmił. 
-Teraz mamy niespodziankę dla obu naszych pań.- zrobiłyśmy pytające spojrzenia. 
-Powiedzieć im?- zapytał Eskacz. 
-Idziemy na karaoke.- oznajmił Jaś. 
-O nie!- jęknęłam ze śmiechem. 
-O taaak!- Emcia zareagowała entuzjastycznie bo ona lubi śpiewać i wie, że robi to dobrze. Ja wyję jak postrzelone skrzyżowanie niedorozwiniętego wilka i żaby, którą wychował kot i próbuje nieudolnie miauczeć. No cóż, nie mogę być we wszystkim świetna. Weszliśmy do czarnego samochodu Floriana i ruszyliśmy w stronę ulubionego karaoke mojej przyjaciółki. To będzie masakra.




♥♥♥
No to mamy kolejny rozdział. Raczej taki na rozluźnienie i ochłonięcie z wrażeń po poprzednim. W kolejnym możecie spodziewać się super hitów XD (Możecie je proponować w komentarzach) A piosenkę, którą śpiewał Jasiek wymyśliła Alicja i chcę ją jej zadedykować 8) (nie żeby coś XDD)I piszcie czy podobają się takie rozdziały :D
A jak napiszecie komentarz to wpadnijcie na

Cieplutko pozdrawiam
Miśka
 


środa, 22 lipca 2015

Rozdział 28 Sezon II

"-Jak tam życie na wolności?- zaczęła poprawiać swoje brzęczące łańcuszki i bransoletki.
-Super było. Tylko Florek mnie sypnął.- mruknęłam cicho.
-Jak to cię sypnął?- aż na mnie popatrzyła. 
-No normalnie. Ale mniejsza o mnie. Co się stało, że ci okno wybili?- gdy to powiedziałam dziewczyna zbladła i szybko odpadła
-Długa historia, potem ci powiem.- zaniepokoiło mnie to trochę."

  Po lekcji Alicja mocno kręciła i  pilnie musiała iść "tam", więc zorientowałam się, że nie chce mówić o tym nieszczęsnym oknie. Postanowiłam jej do tego nie zmuszać bo wiedziałam, że powie mi to tylko wtedy gdy sama będzie miała na to ochotę. Nie oznacza to, że chcę odpuścić tą sprawę- podpytam się Liwii gdy do nich przyjdę. 
-To co się stało?- Janek podszedł do mnie gdy tylko Ala się oddaliła. 
-Nie wiem, nie powiedziała mi... Masz jakieś podejrzenia? 
-Nie. Wiesz... Ona żyje w takim miejscu, że ktoś mógłby to zrobić po prostu dla zabawy.
-Ale była tak zdenerwowana, że coś musi być na rzeczy.- usiedliśmy pod klasą.
-Wszystko się wyjaśni.- uśmiechnął się pocieszająco. 
-Wiem, wiem. Ale to nie jest takie proste. Dobra, nie chcę sobie psuć humoru. 
-No właśnie. Chcesz?- zapytał chłopak podsuwając w moją stronę jabłko.
-Nie dzięki, nie jestem głodna.- Jaś popatrzył na mnie surowo, więc wzięłam owoc. 
-Jesteś śliczna, wiesz o tym?- pogłaskał mnie po głowie i bacznie mi się przyglądał. 
-Ty tak twierdzisz i to wystarcza.- uśmiechnęłam się i ugryzłam czerwoną skórkę. Siedzieliśmy przez kilka minut w ciszy aż nagle Jasiek całkiem się ożywił. 
-Zgadnij co. 
-Mów. Wiesz, że nienawidzę gdy muszę zgadywać.
-Znalazłem dla nas pracę. Prostą pracę letnią, załatwił nam ją mój brat, który się tym zajmuje. Wiesz jak są ci różni ludzie, którzy graja na gitarach na rynku miasta, rysują coś lub chodzą na jakiś szczudłach, co nie?- kiwnęłam głową. Jeśli mam chodzić na szczudłach wymazana kolorową farbką po twarzy to chyba podziękuję. 
-To te osoby są od góry nadzorowane. I moglibyśmy na naszym rynku zajmować się dmuchaniem baniek. No i sprzedażą ich, co nie? Mielibyśmy takie patyczki połączone sznurkami i z tego wychodziłyby takie gigantyczne bańki. Dzieciaki miałyby zabawę, chciałyby też móc tak robić, więc któreś z nas sprzedawałoby zwykłe, małe pojemniczki z tym. Myślę, że sprawa całkiem fajna, dodatkowo zarabiamy kasę i możemy "legalnie" spędzić ze sobą trochę czasu. Mogłabyś odłożyć sobie trochę kasy na mieszkanie skoro mówiłaś, że od razu po osiemnastce chcesz się wyprowadzić od ojca.- to zdecydowanie dobry pomysł. W dzieciństwie zawsze lubiłam bawić się bańkami, moja mama wiecznie robiła mi do nich płyn. 
-Super pomysł, wchodzę w to obiema nogami. Jednak mam jedno "ale"
-Czyli?
-To nic strasznego. Mam nadzieję, że nie będę musiała musiała się wyprowadzić bo chcę pogadać z tatą i się z nim pogodzić.- widziałam jak jego twarz zmienia się najpierw w zdziwioną a potem stopniowo wkracza na nia uśmiech.
-To cudownie! Mówiłem ci, że nie ma sensu się kłócić? Pogodzicie się na sto procent! W końcu to twój tata, na pewno też tego chce. Tylko wiesz, zrób to delikatnie bo jesteś ostatnio nieco wybuchowa.- przytulił mnie. Cieszę się, że sprawiłam mu tym radość bo wiem, ze bolała go moja słaba sytuacja z tatą i, że bardzo chciał bym się z nim pogodziła. W sumie robiłam to głównie dla niego. No i Olimpii, która ostatnio ciągle jest między młotem a kowadłem. 
-Wiem, wiem.- po chwili zadzwonił dzwonek. Reszta lekcji minęła mi dość szybko bo ciągle zastanawiałam się co ja powiem tacie i dlaczego kto rzucił przez okno Alicji kamieniem. Poza tym umówiłam się z Jankiem na oglądanie całego sezonu "Dr. Hose'a" bo nie było jego rodziców, którzy pojechali  do Łodzi na rozdanie dyplomów jego brata no i pojutrze mieliśmy wolny dzień ze względu na "Dzień patrona" (rocznica nadania imienia naszej szkole. W ankiecie do uczniów postawiono nam pytanie jak uczcić ten dzień i zdecydowanie wygrało zrobienie dnie wolnego) więc mogłam zostać u niego na noc i do późna oglądać film. 
  Gdy po szkole siedziałam w swoim pokoju byłam okropnie zdenerwowana. Czekałam aż mój tata wyjdzie z gabinetu bo nie lubił gdy przeszkadzało mu w pracy. Gdy usłyszałam ciężkie kroki na schodach moje tętno gwałtownie przyspieszyło a ja wstałam z łóżka. Zeszłam na dół i próbując opanować strach skierowałam się do kuchni gdzie o dziwo poza moim ojcem znajdowała się Olimpia. A co jeśli on mnie wyśmieje i powie, że mnie nienawidzi? Po tym wszystkim co nawywijałam wcale bym się nie zdziwiła. 
-Hej Martyna. Zjesz coś?- zapytali mnie oboje. Pokręciłam głową i usiadłam na blacie. 
-Tato? Możemy pogadać?- w duchu modliłam się by powiedział "nie teraz, mam dużo pracy" bo wtedy mogłabym uciec od tej konwersacji. Zamiast tego usłyszałam
-Co się stało?
-Chciałam cię przeprosić.- oboje popatrzyli się na mnie jakbym dostała gorączki i padła na podłogę w konwulsyjnych drgawkach. 
-Ale poprosić o zrozumienie. Nie chcę się kłócić, rozumiesz? To bez sensu. Wiem, że jestem totalnie nieodpowiedzialna i, że jestem najgorszą córką na świecie, z którą użerasz się bardziej niż pozwala norma. Ale obiecuję, że już więcej nie ucieknę, nie wymyślę nic głupiego i będę się słuchać. Chcę tylko jednej rzeczy- abyś pozwolił mi spotykać się z Jasiem. Na prawdę nie rozumiem co ty do niego masz, dlaczego nie pozwalasz mi być z kimś z kim jestem szczęśliwa. On tyle dla mnie zrobił, wiesz o tym dobrze.- zatrzymałam sie na moment by nabrać powietrza ale tata nie pozwolił mi skończyć.
-Po prostu boję się o moją małą córeczkę. Nie chcę żebyś przez niego płakała co czasem ci się zdarzało. Nie chcę tego. I nie chcę cię stracić. Widzę jak spędzasz ze mną co raz mniej czasu bo wychodzisz ze znajomymi. 
-Przecież ty ciągle pracujesz! Tato zrozum, że nie potrzebujemy pływać w pieniądzach by być szczęśliwy! Nie musisz tak dużo zarabiać. Mamy świetny dom dzięki temu, jasne. Ale nie mamy siebie. A chcę mieć kogoś bliskiego.- nie powiedział już nic tylko po prostu mnie przytulił. Po krótkiej chwili dołączyła do nas Olimpia
-Też chcę uczuć, kochajcie mnie!- więc przyciągnęliśmy ją do siebie. Potem zrobiliśmy obiad i razem go zjedliśmy. Znów wszystko było dobrze. 
  Kolejnego dnia gdy szłam do szkoły znów oblało mnie auto. A ja, że nie pomyślałam by wziąć ze sobą zmienne ciuchy znów chodziłam w wielkich dresach Jasia. 
-Może ja ci kupię ubrania jak nie masz? Wiesz. Nie mam z tym problemu a nie chcę byś musiała nosić rzeczy po starszym bracie.- śmiał się ze mnie chłopak.
-Zamknij się głupku!- już miałam go dźgnąć w brzuch co wywołałoby u niego niemal epilepsję ale przerwała mi Ala. 
-Możemy pogadać?- przeprosiłam Janka i udałam się za Alą. 
-Znów wybili mi okno.- mruknęła przestraszona.
-To samo?- niemal krzyknęłam, dziewczyna uciszyła mnie gestem. 
-Nie, tamto zasłoniłam sklejką, więc nie ma czego wybijać. 
-Nie macie nowej szyby?
-Daj mi hajs na szybę i szklarza to będę mieć nowe okno.- prychnęła. 
-W każdym razie. Masz kontakt z Florkiem?
-No mam, jasne, że mam.- byłam nieco zaskoczona tym pytaniem. 
-Bo wpadłam w długi u jednego z jego znajomych. I on mnie teraz zastrasza... Mogłabyś mi dać na niego namiary, na Florka w sensie? Poproszę go by z nimi pogadał to może dadzą mi spokój. 
-Boże Alicja! Dlaczego ty wiecznie masz jakieś problemy?- popatrzyłam na przyjacółkę zasmucona.
-Takie życie. Jak z tym numerem?- wzruszyła ramionami. Podałam jej numer mówiąc, że ma nie dzwonić od dziewiątej do piętnastej z hakiem bo on wtedy najprawdopodobniej pracuje. Podziękowała mi i resztę przerwy spędziłyśmy na obserwowaniu Oli, która stała i uśmiechała się wśród grona wielbicieli.
-Mam odruch wymiotny jak to widzę.- przewróciła oczami. 
-A wy się potem dziwicie, ze mam problemy z jedzeniem.- roześmiałyśmy się. Uwielbiam w niej to, ze jako jedna z niewielu osób nie nakrzyczy na mnie za tą ironię odnośnie mojego byłego problemu. 
  Po skończonych lekcjach udałam się z Jankiem do niego. W drodze zadzwoniłam do Olimpii by powiedzieć jej, że śpię u Liwii i Alicji. Wybrałam tą porę strategicznie bo była w pracy a wtedy tak bardzo nie może rozmawiać, ze zgadza się na wszystko bylebym tylko się rozłączyła. Zjedliśmy wspólnie obiad przygotowany przez mamę Jasia, która na prawdę dobrze gotuje i bez zbędnych ceregieli zabraliśmy się do oglądania serialu. To było świetne. Uwielbiam z Jankiem oglądać filmy bo on je tak genialnie komentuje, że niemal ciągle płaczę ze śmiechu. W pewnym momencie stwierdziłam, że jest mi zimno, więc oboje udaliśmy się do pokoju Janka po koc. Panował tam już lekki półmrok przez w miarę późną porę i zasłonięte żaluzje. Z początku nie mogliśmy znaleźć koca ale po chwili nam się to udało. Leżał złożony i wyprany w szufladzie pod łóżkiem. Był różowy w białe kwiatuszki. 
-Męski.- zachichotałam podchodząc do chłopka by zabrać okrycie. 
-Cicho bądź. Jesteś okrutna, więc teraz go nie dostaniesz! Jak możesz tak po prostu obrażać mój kocyk!?- schował go za siebie, więc od razu podskoczyłam w jego stronę sięgając rękami za niego by odebrać to co chciałam.
-Spokojnie, nie tak ostro!- roześmiał się. Popatrzyłam się do góry, prosto w jego oczy. To był impuls. Zbliżyłam swoje usta do jego a on natychmiast oddał pocałunek. Przyciągnął mnie bliżej siebie i niemal całkowicie owinął rękami. 
-No i teraz jesteś moja.- mruknął do mojego ucha po chwili składając pocałunek na moim policzku. 
-Jestem?- zapytałam z uśmiechem nie wyczuwając w tym żadnego podtekstu. 
-A chcesz być?- z uwagą spojrzał w moje oczy. Moje serce gwałtownie załopotało rozumiejąc co mi zaproponował. Nie. Tak. Nie wiem! Czy chcę by był moim pierwszym? Chcę, zdecydowanie. Chcę też by był moim ostatnim, jestem tego absolutnie pewna.  
-Nie wiem, chy-chyba tak.- lekko się zająknęłam. 
-Nie musisz tego robić, poczekam ile będziesz chciała. Z troską pogładził mnie po policzku głęboko patrząc mi w oczy próbując wykryć w nich choćby cień niepewności.  
-Chcę.- szepnęłam całując go. Jego ręce delikatnie przejechały po całym moim ciele zatrzymując się na udach, które uniósł do góry dzięki czemu zaniósł mnie na swoje nieposłane łóżko. Pachniało jego perfumami i jakby czekoladą. Miałam wrażenie, ze moje serce zaraz ze mnie wyskoczy. 
-Nie bój się. Jeśli coś będzie nie tak od razu mi powiedz, dobrze?- pocałował mnie w czoło gdy kiwnęłam głową. Całowaliśmy się a on powoli rozpinał moją koszulę, nieco się przestraszyłam. A co jeśli mu się nie spodobam? Już sama nie wiem czy jestem za gruba czy wychudzona. Zakryłam się rękami.
-Zostaw. Nie wstydź się mnie bo bardzo dobrze wiesz, że mi się podobasz. Poza tym widziałem cię już nago.- uśmiechnął się zadziornie.
-Mój Boże, kiedy?- kompletnie nie przypominałam sobie takiej sytuacji. 
-Gdy wyciągnąłem cię z dziury, pamiętasz? Przebierałaś się wtedy. Nic nie mów, nie irytuj się.- zamknął moje usta pocałunkiem. Przez moje ciało przeszedł dreszcz gdy poczułam jak schodzi ustami co raz niżej aż w końcu zrobił malinkę pod moim obojczykiem. Nawet nie wiem kiedy zdjął swoją koszulkę i moje (swoje) dresy. Zamruczał cicho gdy zobaczył mnie w samej bieliźnie, mocno się speszyłam. To uczucie szybko minęło gdy delikatnie musnął palcami mój brzuch i po raz kolejny popatrzył na mnie ciemnymi oczami, w których widziałam chyba tylko miłość i ciepło. 
-Na pewno chcesz?- bał się by nie zrobić mi krzywdy. Kiwnęłam głową i oddałam mu serię pocałunków na jego ustach, szyi i klatce piersiowej. W tym czasie ściągnął mój stanik, ukazując moje malutkie piersi, które od razu zakryłam. 
-Przestań Martysia, jesteś śliczna.- mruknął niskim głosem. Zdjął swoje spodnie a ja zrobiłam się całkowicie czerwona na co cicho się zaśmiał. Po chwili wrócił do mnie a moje plecy wygięły się w łuk gdy zdjął ze mnie majtki. I tak złączyliśmy nasze ciała i dusze. Z początku nieco bolało ale zignorowałam to uczucie. Byłam z Jankiem. Byłam kochana. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. 




♥♥♥
O mój Boże. XD Klękajcie narody to był najtrudniejszy rozdział na świecie. Jest dokładnie piąta, więc widać od razu ile czasu mi to zajęło. Ale napisałam. Wiecie, ze nie jestem dobra w takich końcówkach, więc błagam o litość. Ale nie skupiajmy się tylko na zakończenu (choć wiem, że tylko jedno Wam w głowie małe zboczeńce XD) bo po drodze stało się kilka dość istotnych kwestii. Co myślicie o tej sprawie z Alicją? I o tym, że Martyna zdecydowała się pogodzić z ojcem? Piszcie, jestem ciekawa opinii zwłaszcza na pytanie pierwsze :)
Teraz zapraszam na:

Aż mi wstyd opublikować ten rozdział XD 

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 27 Sezon II

"Chciałam otworzyć okno by nieco odświeżyć powietrze ale mogłam je jedynie uchylić, coś w nim zablokowali. 
-No jasne! Nawet okien nie mogę otwierać!- krzyknęłam tak głośno, że na pewno usłyszeli mnie na dole mimo zamkniętych drzwi. Ze złości zaczęłam płakać, więc rzuciłam się na łóżko, krzyknęłam w poduszkę i zaczęłam liczyć do nieskończoności by choć trochę ochłonąć.  
-Jeszcze tylko niecałe dwa miesiące i się stąd wyniosę.- mówiłam sama do siebie rozdzierając kartkę na maluteńkie kawałeczki."


Usłyszałam ciche pytanie do drzwi, w których po chwili pojawiła się Olimpia. 
-Nie teraz, błagam.- jęknęłam opadając w podarte strzępki papieru, które zawirowały lekko dookoła mojej głowy i miękkie poduszki. 
-Musimy pogadać.- zignorowała mnie i zamknęła za sobą drzwi. 
-Dlaczego uciekłaś?- jej wzrok przebił mnie na wylot gdy wysuwała sobie krzesło spod biurka.
-Tata cię tu przysłał?- zapytałam wymijająco.
-Nie, tata wyszedł zapalić.- zezłościła się mówiąc to a ja szerzej otworzyłam oczy. 
-Ale jak zapalić? Przecież tata nie pali!
-A jednak. To powiesz mi dlaczego?
-Bo ojciec powiedział, że on nie chce takiej córki.- gdy to powiedziałam jej twarz stężała a usta zbiegły się w cienką kreskę. 
-Co ty wymyślasz? Jeśli będziesz chciała pogadać na serio to przyjdź a nie wymyślasz.- odstawiła krzesło, na którym przed chwilą usiadła i wyszła z pokoju. Bardzo dobrze wiedziała o czym mówię, czuję to. I dlatego tak zareagowała. Zrzuciłam na podłogę kawałki karteczki, które następnie stopą "zamiotłam" pod łóżko. Nie widać. Miałam dość dzisiejszego dnia a była dopiero czternasta, no super. Znów usłyszałam stukanie do drzwi ale nikt nie wchodził, więc to Olga. Zeszłam z łóżka aby jej otworzyć i przy okazji poślizgnęłam się na jednym z kawałków tych głupich, porwanych karteczek. 
-Tak?- uchyliłam lekko drzwi i rzeczywiście ujrzałam Olgę. Standardowo miała w rękach tacę z jedzeniem, w tym przypadku był to obiad. 
-Witam panienkę, przyniosłam obiad. Jak się panienka czuje?- uśmiechnęła się pyzatymi policzkami. 
-Bardzo dziękuję. I bywało lepiej.- mimo mojego samopoczucia odpowiedziałam jej uśmiechem i przyjęłam posiłek. 
-Nie chcę być niegrzeczna ale bardzo się cieszę, że panienka wróciła do domu.- powiedziała zamykając drzwi. Chociaż ona jedna mnie lubi. Zaczęła przyczepiać wszystkie rysunki z powrotem do ścian by zrobić na złość ojcu a w międzyczasie jadłam to co przyniosła mi Olga. 
  Koło siedemnastej stwierdziłam, że nie mam nic ciekawego do roboty, więc stwierdziłam, że idę się wykąpać a potem położę się spać. Wyjęłam z szuflady moją ulubioną białą piżamę w wiewiórki, którą dostałam kiedyś od Emki i ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam długi, gorący prysznic, który zmył ze mnie zmartwienia z dzisiejszego dni i na prawdę pomógł mi się odprężyć.  Wysuszywszy włosy wróciłam do pokoju gdzie zastałam dzwoniący telefon. Niestety nie zdążyłam odebrać, więc musiałam oddzwonić. 
-No hej Florek, nie zdążyłam podnieść słuchawki.
-No cześć Martyna.
-Jak tam u ciebie?- zapytałam wesoło. 
-Nadal jestem pokłócony z Emką. 
-Nadal?- oni w ogóle byli pokłóceni?
-Nie sprzeczaliśmy się przy tobie, więc pewnie nawet nie zwróciłaś uwagi. Chodzi o to, że ona piła alkohol mimo tego, że jest w ciąży. Ona uważa, że wino jest dobre na serce, więc niema się czego obawiać.- aż zasłoniłam ręką usta. Faktycznie, że ona nie mogła! A ja nie pomyślałam bo nie przezwyczaiłam się do myśli, że oni będą mieli dziecko!
-A co u ciebie?- chłopak przerwał moje rozmyślania.
-Jak u mnie? Żebyś ty wiedział jaką ja miałam awanturę, serio. Mój ojciec mnie nienawidzi, Olimpia też jest chyba na mnie trochę zła.
-To moja wina.- mruknął tak, że ledwo to słyszałam. Czułam jak krew odpływa mi z twarzy. 
-Jak to twoja?- nie dowierzałam.
-Mówiłem, że chce dla ciebie dobrze, prawda? I ani ty ani Emilka nie jesteście przy mnie bezpieczne, zwłaszcza teraz, po tych pogróżkach. Nic bym nie powiedział gdyby nie te cholerne liściki!- warknął w telefon. Wszystko złożyło mi się teraz w całość. Przecież gdy zapytałam Olimpii kto mnie sypnął i wymieniłam Emkę razem z Eskaczem ona powiedziała tylko, że to nie Emilia a o Florianie nic nie wspomniała. 
-I sądzisz, że cię to usprawiedliwia?
-Tak. Martyna ja się po prostu o ciebie bałem, zrozum to! A dostało by ci się i tak! Miałem ci tego nie mówić ale gryzło mnie sumienie. Ja kończę, ty sobie chłoń i zadzwoń jak już sobie to przemyślisz, ok?- nawet nie dał mi odpowiedzieć bo rozłączył połączenie. Rzuciłam ze złością telefon pod łóżko, na które sama się po chwili rzuciłam i zmęczona złością po chwili zasnęłam. 
  Kolejny dzień nie zaczął się zbyt pozytywnie
-Martyna wstawaj bo spóźnisz się do szkoły!- krzyk ojca i uczucie zrzucanej ze mnie kołdry brutalnie przywróciło mnie do świadomości. Mój ojciec specjalnie obudził mnie wcześniej by z satysfakcją wyrwać mnie z najgłębszej fazy REM. Po krótkiej kłótni z ojcem, uspokojeniu już na starcie nadszarpniętych nerwów i wybraniu ciuchów poszłam do łazienki, która była zajęta przez mojego tatę. Po co on mnie budził skoro i tak nie mogę wejść i zacząć się przygotowywać? Albo ten człowiek zrobił się złośliwy albo nigdy go nie znałam. Westchnęłam i wróciłam do pokoju. Sprawdziłam telefon i zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia od Jasia. 
-Dlaczego ty do cholery siedzisz na telefonie zamiast przygotowywać się do szkoły?- krzyknął ojciec gdy zajrzał do mojego pokoju. 
-Może dlatego, że to ty zajmowałeś łazienkę?- wyłączyłam telefon i machnęłam z i irytacją rękami. 
-Nie pyskuj.- wyszedł a ja tylko gniewnie prychnęłam. On zawsze używa tego zdania gdy nie ma argumentów. W końcu udało mi się wejść do łazienki, brawo ja. 
  Gdy już się ogarnęłam, ubrałam i spakowałam zeszłam na dół by zjeść jakieś śniadanie. Czekała na mnie owsianka z poziomkami, która choć odrobinę poprawiła mi humor. Powoli jadłam śniadanie (po co miałam się śpieszyć skoro do wyjścia z domu miałam jakieś dwadzieścia minut) i obserwowałam jak na okno zaczęły spadać pierwsze, wielkie krople deszczu. No po prostu cudownie. I jak na złość mój tata właśnie wychodzi z domu, więc nie zawiezie mnie do szkoły. Czy dzień może się zacząć lepiej? Pozmywałam po śniadaniu i zniesmaczona pogodą poczłapałam do góry by wyjąć z szafy kurtkę przeciwdeszczową. Przy okazji zadzwoniłam do Janka by zapytać się czy idzie ze mną do szkoły ale okazało się, że on już w niej jest i czeka na swoją kolej by dodatkowo pisać coś tam z biologii. Wobec tego musiałam iść do szkoły sama, w deszczu i w dodatku bez usprawiedliwienia za ostatnie dni za co zostanę zabita przez panią pedagog. Westchnęłam, ubrałam kurtkę, buty i wyszłam z domu. Nienawidzę jak idę do szkoły i pada bo wtedy moje włosy, które są jakoś tam ułożone nasiąkają wodą i całkowicie się ulizują. A gdy wyschną wyglądam jak wściekły, nieuczesany pudel. Kropelki wody uderzały o wszystko tworząc piękną, delikatną melodię. W drzwiach szkoły zobaczyłam Janka przeglądającego coś na telefonie. 
-Janek!- krzyknęłam radośnie, tak strasznie się za nim stęskniłam. Rozejrzał się dookoła siebie ale chyba mnie nie zobaczył bo szkołę otacza murek obrośnięty bluszczem a ja nie dość, ze jestem niska to stoję po drugiej stronie ulicy. Stanęłam przed jezdnią by przejść na drugą stronę ale wtedy nadjechał samochód i ochlapał mnie calutką, od stóp do głów. Krzyknęłam przez zimną i brudną wodę a samochód nawet nie zwolnił. Stałam tak ociekając wodą aż nie podszedł do mnie Jaś. 
-Wiesz jak mnie wystraszyłaś? Myślałem, że on cię potrącił albo coś.- przytulił mnie mocno. 
-Będziesz cały mokry!- zaprotestowałam. 
-Trudno. Zbyt długo cię nie widziałem.- wzruszył ramionami i wzmocnił uścisk. Stanęłam na palce i dałam mu buziaka. 
-Chodź bo się przeziębisz.- powiedział po chwili. 
-I tak będę chora, mam całe mokre spodnie! I bluzę z resztą też.- mimo to poszłam za nim do budynku. 
-To załóż spodnie od wuefu.- powiedział otwierając przede mną drzwi. 
-Janek? Kiedy ty mnie ostatnio widziałeś ze strojem?- zapytałam retorycznie.
-No tak. To weźmiesz moje dresy.
-Przecież ja się zmieszczę cała w ich jedną nogawkę i jeszcze się nimi opatulę siedem razy!- zaśmiałam się. 
-Będzie ci ciepło!- również się roześmiał.
-Proszę.- podał mi swój szary dres. Zabrałam z szafki Alicji buty na wf, niestety nie posiadała spodni. Poszłam do damskiej toalety by się przebrać. Gdy założyłam spodnie musiałam je kilka razy podwinąć, a zaciągnięte sznurki zwisały mi niemal do kolan. Ale przynajmniej było mi ciepło. Gdy wyszłam z kabiny kilka dziewczyn parsknęło śmiechem, na szczęście nie było to złośliwe. 
-No co, ochlapał mnie samochód. Dostałam dresy od chłopaka bym się nie rozchorowała.
-To ty jesteś Martyna i chodzisz z Jaśkiem?- zainteresowała się jedna z nich. 
-No tak, a co?
-A nic, tak pytam.- nie wyglądam, prawda?- zapytałam w myślach. Gdy wyszłam z toalety Janek parsknął śmiechem. 
-Zamknij się, mówiłam, że tak będzie!- usiedliśmy pod klasą i czekaliśmy na lekcje. 
-Jak ci poszła biologia?- zagadnęłam wiedząc, że to dla niego ważne. 
-Chyba dobrze!- uśmiechnął się. 
-A tak w ogóle to czemu wczoraj nie odebrałaś?
-Spałam bo miałam dość wczorajszego dnia. Zgadnij kto mnie sypnął. 
-Emi?- zmarszczył brwi. 
-Nie! Eskacz!- niemal krzyknęłam. 
-Serio on? Nigdy bym nie pomyślał, że on...
-Ja też. Nawet nie wiesz jak mi przykro.- ujął moją dłoń. 
-Nie martw się.
-Myślałam, że mogę mu ufać.- jęknęłam. 
-On na pewno nie zrobił tego bez powodu, znasz go przecież. Nie odpowiedziałam bo zadzwonił dzwonek i musieliśmy wstać i ustawić się pod salą. 
-Stylowe.- usłyszałam za sobą zgryźliwy głos Oli. Odwróciłam się i zobaczyłam, że wskazuje na moje (Janka) dresy. 
-Masz spodnie po ojcu?- zaśmiała się jakby opowiedziała dobry żart.
-Nie, od Jasia bo moje są mokre.- gdy to powiedziałam Jasiek stanął obok mnie a mina Olki zrzedła, wiec nie kontynuowała tematu. Nauczycielka wpuściła nas do klasy a nasze twarze niemal pojaśniały gdy zobaczyliśmy, że jest rozstawiony projektor co oznaczało film. Usiedliśmy do ławek, Janek siedział za mną a Alicji, która zajmowała miejsce obok mnie nie było. 
-Obejrzymy film o klimacie tundry ponieważ skończył nam się program.- ogłosiła pani po sprawdzeniu obecności i włączyła rzutnik. 
-Tylko uważajcie bo nadal mogę wam z tego zrobić kartkówkę!- pokiwaliśmy głowami mimo tego, że wiedzieliśmy, ze jej nie zrobi. Niespecjalnie byłam zainteresowana filmem o skarłowaciałych kwiatkach i krzaczkach, więc wypełniałam ten czas rysowaniem i rozmową z Jasiem. Dokładnie w połowie lekcji zjawiła się Alicja, która bez słowa usiadła w ławce. 
-A "dzień dobry" to gdzie?- zaskrzeczała nauczycielka. 
-Proszę pani: wybili mi okno w kuchni gdy robiłam śniadanie, uciekł mi autobus i szłam do szkoły w deszczu przez co musiałam się teraz przebierać bo byłam cała mokra. Czy uważa pani ten dzień za dobry?
-Nie. 
-Właśnie.- film znów ruszył a klasa oderwała od niej wzrok. 
-Hej rebelu!- szepnęła do mnie. 
-No cześć.- prawie się zaśmiałam. 
-Jak tam życie na wolności?- zaczęła poprawiać swoje brzęczące łańcuszki i bransoletki.
-Super było. Tylko Florek mnie sypnął.- mruknęłam cicho.
-Jak to cię sypnął?- aż na mnie popatrzyła. 
-No normalnie. Ale mniejsza o mnie. Co się stało, że ci okno wybili?- gdy to powiedziałam dziewczyna zbladła i szybko odpadła
-Długa historia, potem ci powiem.- zaniepokoiło mnie to trochę. 





♥♥♥
Po przerwie wracamy z dłuższym rozdziałem! I nie mówcie, ze dłuższy nie jest- bo jest. :D Jak Wam się podobał? Czy Florka usprawiedliwia troska o Martynę czy powinien być wobec niej lojalny? Czy Emilka poniesie konsekwencje swojej nieodpowiedzialności? Czy Martyna słusznie się irytuje? I wreszcie: dlaczego ktoś wybił Alicji okno? Piszcie! :D
Tymczasem chciałam bardzo Wam podziękować za 200 (ponad!) osób na grupie! Jak ją zakładałam to myślałam, ze jak będzie 40 osób to będzie super. A tu jest już Was tyle! I tworzycie całkiem fajną interakcję, do czego szczerze zachęcam! :D 
Tak więc:
A, i chciałam oficjalnie pogratulować Jankowi zostania Missem TTYA. Całe głosowanie odbyło się na grupie, więc :P (drugie miejsce zajęła Martyna a trzecie Florek!)

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 26 Sezon II

"Obudził nas natarczywy dzwonek do drzwi. Jako, że i Eskacz i Emi pozwolili mi je otwierać podbiegłam do nich i stanęłam jak wryta. Przede mną stał mój ojciec wraz z Olimpią. Staliśmy tak patrząc na siebie aż nie przyszła zaspana Emilka. 
-O rzesz kur... To znaczy.. Dzien dobry panie Krzysztofie. Może pan wejdzie?"


-Nie, chyba nie będę wchodził. Za to myślę, że Martynka wyjdzie i w końcu wróci do domku.- uśmiechnął się do niej po czym spojrzał na mnie i jego wyraz twarzy natychmiast się ochłodził. 
-Pakuj się.- zwrócił się do mnie oschłym tonem. 
-Kto się dobija tak raaa...?- zaśmiał się Florian gdy do nas przyszedł lecz uśmiech zamarł na jego ustach gdy zobaczył naszego "gościa". Mój ojciec zmierzył go od stóp do głów i raczej nie wypadł korzystnie bo wyszedł prosto z łóżka, w samych bokserkach. 
-Cześć tatusiu.- mruknęłam w końcu. 
-To ja ten. Pójdę się spakować.- pokazałam kciukiem za siebie, odwróciłam się i szybko wciągnęłam na siebie dżinsy, włożyłam wszystko co wyjęłam z powrotem do torby, na prędce umyłam zęby i szybko co miałam w łazience włożyłam do osobnej saszetki, która również wylądowała w torbie. W drzwiach zatrzymała mnie Emka. 
-Ja nie wiem skąd on wie, ze ty tu jesteś, ani skąd wie, że ja tu mieszkam. Przysięgam.
-Ale spokojnie mordeczko. Zadzwonię.- uściskałam ją mocno i podeszłam do drzwi. 
-Chodź.- warknął ojciec. 
-Pa Florek.- jego również uścisnęłam, był bardzo zdenerwowany. 
-Ruszysz się czy mam ci zaproszenie wysłać?
-No przecież idę, idę.- przewróciłam oczami. 
-Nie strój min.- w milczeniu ruszyłam za nim do samochodu. Gdy wsiedliśmy ojciec zaczął swój wywód. Z początku trochę krzyczał ale potem się uspokoił. 
-Jak możesz się tak zachowywać?! To było tak nieodpowiedzialne i głupie. Martyna nie spodziewałem się tego po tobie. Jak mogłaś po prostu wyjść z domu w środku nocy i w dodatku przez okno? Czy uważasz, że wjeście do pociągu w środku nocy mogło się...- spojrzałam za okno. Na szybie siedział wielki robak, był na prawdę ohydny. 
-...potem pojechałaś do Warszawy i nikomu nic nie powiedziałaś! Jak można...- do mojej świadomości przebił się strzępek monologu ojca. O, robak zniknął. Ciekawe czy zdmuchnął go pęd powietrza czy poszedł sam?
-Czy ty mnie słuchasz?!- wykrzyknął nagle ojciec, aż podskoczyłam. 
-Tak, słucham cię.- zapewniłam kiwając potulnie głową. 
-To co właśnie powiedziałem?
-Yyy... No o tym, że jestem nieodpowiedzialna i, że...- nie dane mi było skończyć. 
-Pytałem się ciebie czy masz mi coś do powiedzenia.- oczekiwał przeprosin. 
-Hm... Myślę, że nie.- wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę okna. 
-Nie powinniście się kłócić.- powiedziała cicho Olimpia. 
-Jasne, że Martyna zrobiła źle i tu nie ma o czym mówić. Ale to normalny, nastoletni bunt, który ona musiała przejść prędzej czy później. A ty Krzysiu też nie zachowujesz się w stosunku do niej fair. Przecież ona coś czuje do Janka a ty nie pozwalasz jej się z nim spotykać i...- mój ojciec też nie dał jej dokończyć
-Ale ja wiem co jest dla niej lepiej! I nie gadaj bzdur o nastoletnim buncie bo ona nigdy nie miała ze sobą aż takich problemów. No może poza nie jedzeniem. Które było spowodowane przez właśnie tego chłopaka!- krzyknął. 
-To nie przez niego tylko przez Olkę! I jakbyś zapomniał on był tak na prawdę jedyną osobą, dla której zaczęłam jeść!- krzyknęłam. 
-NIE dla ciebie. NIE. Dla NIEGO. Nie rozumiesz tego? Ja nie umiem bez niego, pojmij to wreszcie!- wrzasnęłam i zalałam się łzami. 
-Przestań wrzeszczeć!
-To ty przestań wrzeszczeć! Nic nie umiesz wskórać, więc tylko do mnie krzyczysz i masz pretensje!- tak bardzo chciałam wyjść z tego samochodu ale nie mogłam tego zrobić. Zamiast tego włożyłam słuchawki w uszy i wyłączyłam się. Czekało mnie jeszcze kilka godzin jazdy samochodem z moim kochanym tatusiem. Zaczęłam w pewnym momencie przysypiać ale obudziło mnie zatrzymanie się samochodu i gwar na zewnątrz. 
-Gdzie jesteśmy?- zapytałam Olimpii. 
-Na stacji benzynowej, Krzysiu poszedł kupić coś do picia.- uśmiechnęła się blado.
-Dzięki, że się za mną wstawiłaś.
-Jesteś po prostu taka do zamordowania. Odchodziliśmy od zmysłów. Wiesz jak Olga krzyknęła jak zobaczyła, że ciebie nie ma w pokoju a okno jest otwarte na oścież? Dzwoniliśmy do ciebie tyle razy, że masakra. Jak tata dowiedział się gdzie jesteś to myślałam, że pojedzie do Warszawy tak jak stoi, czyli w piżamie.- pomachała z dezaprobatą głową. 
-A kto wam powiedział gdzie jestem?
-Nie ważne. Ale dobrze, że to zrobił, po prostu ta osoba się o ciebie martwiła.
-To Janek?- otworzyłam szerzej oczy. 
-Nie! On mówił, że mówiłaś mu, że u ciebie ok ale nie wie gdzie jesteś.
-Emka albo Florek?- zmarszczyłam brwi. 
-Emka? No coś ty, to twoja najlepsza przyjaciółka. Ona by cię ratowała z każdej, nawet największej głupoty.
-No to ja nie wiem.- gdy to powiedziałam do samochodu wszedł ojciec, więc rozmowa się urwała.
-Masz.- podał mi herbatę, którą z wdzięcznością przyjęłam. Wypiłam napój i znów zasnęłam. 
  Gdy już dojeżdżaliśmy do domu zatrzymała nas drogówka co tylko jeszcze bardziej rozjuszyło mojego tatę. Na szczęście nie dostaliśmy mandatu i już bez większych przeszkód dotarliśmy do domu. Gdy już wjeżdżaliśmy przez naszą bramę zobaczyłam Janka, który wracał do domu (najprawdopodobniej z treningu bo szedł ze swoją "basenową" torbą) Pomachałam do niego z uśmiechem. On również mi odmachał i bardzo się ucieszył jednak widziałam, że był zły. Gdy weszliśmy do domu znów mi się dostało. Potem spokojnie udałam się na górę gdzie moim oczom ukazało się coś strasznego. dosłownie wszystkie moje rysunki zostały zdjęte ze ścian. Każdy jeden. A było ich tyle, że w całości zakrywały ściany praktycznie od sufitu do podłogi. Wszystkie kartki zostały poukładanie w stertę na biurku i opatrzone karteczką "Ściany nie służą do obklejania. :)" Coś we mnie zawrzało. Zbiegłam na dół i krzyknęłam
-Nienawidzę cię, po prostu nienawidzę! Jak możesz tak po prostu niszczyć wszystko!? Jak?! Ja nie wierzę, że ktoś taki jak ty mnie wychowuje, no nie wierzę! Ale wiesz co? To ma jeden plus. Przynajmniej wiem kim na pewno nie chcę się stać.- syknęłam patrząc ojcu w oczy i wróciłam na górę. Chciałam otworzyć okno by nieco odświeżyć powietrze ale mogłam je jedynie uchylić, coś w nim zablokowali. 
-No jasne! Nawet okien nie mogę otwierać!- krzyknęłam tak głośno, że na pewno usłyszeli mnie na dole mimo zamkniętych drzwi. Ze złości zaczęłam płakać, więc rzuciłam się na łóżko, krzyknęłam w poduszkę i zaczęłam liczyć do nieskończoności by choć trochę ochłonąć. 
-Jeszcze tylko niecałe dwa miesiące i się stąd wyniosę.- mówiłam sama do siebie rozdzierając kartkę na maluteńkie kawałeczki. 





♥♥♥
jest rozdział w końcu, jea ;-; Bijcie brawo XD
Wybaczcie, że taki spóźniony ale moje lenistwo mnie przeraża :O
Mam nadzieję (hehe) że mimo to się Wam podobał :>> 
Przypominam o tym by pisać komentarze bo niektórzy z Was o tym zapominają :P 
A tymczasem zapraszam na:

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 25 Sezon II

"-To trzeba zanieść na policję. 
-Skąd ty to masz?- zapytał twardo Florek. 
-Jedno było w mojej szkolnej skrytce, drugie w naszej skrzynce na listy a drugie przed drzwiami, ktoś to wsunął pod nimi.- Emilka przytuliła się do niego.
-Dostałaś coś takiego wcześniej?
-Nie, to pierwszy raz. 
-Zauważyłaś, że ktoś cię obserwuje czy coś? Był ktoś nowy w szkole?
-Nie...- pokręciła głową. 
-To mój ojciec.- warknął zdenerwowany. Odwrócił się, otworzył drzwi i już miał wyjść gdy obie złapałyśmy go za ramiona. 
-Stój! Nie możesz teraz do niego iść!- jęknęłyśmy rozpaczliwie. 
-Sądzisz, że tak to zostawię?- mówił głośno, miał zaciśnięte pięści. Wyszarpał się z naszego uścisku i zaczął zbiegać na dół
-Florek nie!- krzyknęłam i ruszyłam za nim, po chwili Emilka zrobiła to samo. Przecież on go może pobić albo jeszcze gorzej nie mając pewności, że to on"


-Florian do jasnej cholery!- krzyknęła Emilka stając w miejscu. 
-Jeśli mnie kochasz masz w tym momencie wrócić do domu, zamknąć za sobą drzwi i usiąść na kanapie.- powiedziała mocnym, pewnym siebie tonem. Florek zrobił jeszcze trzy kroki do przodu, zacisnął pięści i przeklinając pod nosem wrócił do domu zatrzaskując z impetem drzwi  i jak obrażony pięciolatek usiadł na kanapie. Stałam nieco spłoszona aż do moich uszu dopłynął szept Emki
-Tak właśnie wygląda dobrze wytresowany facet.- zachichotałyśmy i podeszłyśmy do maksymalnie złego chłopaka.
-Uspokój się i pomyśl. Dlaczego to miałby być twój ojciec?
-Bo jest skończonym zerem i myśli, że mi pomoże całkowicie wyniszczając wszystko na czym mi zależy. Komu mówiłaś, że jesteś w ciąży?
-Kilku osobom. Mamie, Martynie, Jankowi i kilku dziewczynom, nie będziesz ich kojarzył.- wzruszyła ramionami. 
-No i to wystarczy by rozpuścić plotkę, o której dowiedział się mój kochany tatuś. Boże jak ja go nienawidzę.- warknął. 
-No to żółwik, ja też nie cierpię mojego ojca.- mruknęłam i zderzyłam się pięściami z Eskaczem.
  Potem zjedliśmy późny obiad i Florek wyszedł z kolegami oglądać mecz. Zostałyśmy same z Emką, która nakazała przebrać mi się w piżamę, której nie miałam, więc pożyczyła mi swoją i stwierdziła, że zrobimy sobie babski wieczór. Usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy gadać. O wszystkim. 
-Ja się tak strasznie boję tego wszystkiego.- po godzinie Emilia zaczęła płakać. 
-Że-e jak dziecko się urodzi to Florek jednak mnie zostawi, ja oboje: i-i dziecko i Florka tak ba-ardzo kocham. I tak sobie myślę, że-e jeśli to będzie dziewczynka to będzie Magda albo Lena. I Florian mówił kiedyś, daaaawno temu, że mu się te imiona podobają.- mówiła nieskładnie lekko łkając. Nasze babskie wieczorki mają trzy etapy: pierwszy to rozpoczęcie- kiedy jest trochę dziwnie i ciężko zacząć, drugi- czyli ten, w którym płaczemy i narzekamy, że nam źle i ostatni, trzeci, w którym zwykle robimy coś głupiego i idziemy spać. 
-A jak be-ędzie chłopiec?- przyznam się, też beczałam. 
-A to nie wiem, może Wiktor. Ale on mi się kojarzy z jakimś rudym, wrednym...
-Dzięki!- wykrzyknęłam uśmiechając się przez łzy. 
-A wiesz co? Ja to bym chciała być pełnoletnia i się wyprowadzić. Bo, bo wiesz. Nie-e cierpię mojego ojcaaa. Brakuje mi Jasia tak ba-ardzo, zrobił dla mnie tyle dobrego a mój tata go nie akce-eptuuje! To Jest takie niesprawiedliwe!- padłyśmy sobie w ramiona i płakałyśmy dalej. 
-Mi mo-oja mama powiedziała, że-e ona nie chce być babcią! I ja nie-e wiem co mam z tym zro-obić!- wytarła oczy chusteczką, którą rzuciła w stronę śmietnika ale nie trafiła i zaczęłyśmy się z tego strasznie śmiać. Chwilę potem Emka przyszła z butelką wina. 
-Nie mogę!- pokręciłam głową.
-Oj no weź! Przecież nic ci nie będzie. A widujemy się raz na ruski rok, trzeba to uczcić! I nie bądź taką abstynentką, do pełnoletności brakuje ci miesiąca!- machnęła rękami.
-No nie mogę, no.
-A chcesz być rebelem czy nie?- popatrzyła się na mnie ze znacznym uśmiechem wiedząc, że wygrała. Ona ma dar przekonywania ludzi, serio. 
-Nic ci nie będzie po jednym kieliszku.- zapewniła. Koło pierwszej trzydzieści nie byłyśmy po jednym kieliszku a po prawie dwóch butelkach. Emi czuła się dobrze bo była wprawiona, natomiast ja... ze mną było gorzej. I wcale nie było tak, że chciałam więcej- to ona mnie namawiała, to przez Emilię przesadziłam. Siedziałyśmy na kanapie i śmiałyśmy się z głupich podtekstów dla żartu szydzących z naszych chłopaków gdy do domu wszedł jeden z nich- Florek. Stanął naprzeciwko nas i powiedział
-To niesamowite, że dziewczyny aż tak lubią sok z kiszonych winogron.- miał rację- wino to sok z kiszonych winogron. No i innych owoców ale w tym przypadku były to głównie winogrona. 
-Floruś, Floruś, Floruś.- mruknęłam z każdym krokiem podchodząc bliżej niego. 
-Co ty wiesz o kobietach!?- obie roześmiałyśmy się z jego zadziwionej miny. 
-Boże! Kochanie coś ty jej zrobiła... A ty Martyna weź stań sobie na balkonie, orzeźwi cię.- otworzył mi drzwi, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Wyszłam i od razu poczułam na skórze chłodne powietrze. Chłopak staną obok mnie kręcąc głową. Rozłożyłam ręce i zapytałam
-Myślisz, że można zatrzymać wiatr?
-Nie, raczej nie. 
-A ja chcę. I zatrzymam!- krzyknęłam z wiarą w swoje możliwości. 
-No to powodzenia.-potarł dłonią czoło. 
-Zawsze to w tobie lubiłam, wiesz? To wsparcie i bezpośredniość.- po tych słowach chłopak wepchnął mnie z powrotem do domu i kazał nam obydwu iść spać.
-Ale ja cie kochaam!- przytuliła mnie na odchodne przyjaciółka po czym zniknęła w swojej sypialni. Eskacz posprzątał z grubsza syf z kuchni i salonu po czym położył mnie na kanapie i przykrył kocem. 
  Nazajutrz obudziłam się z bólem głowy i kacem moralnym. Wyprostowałam się na czerwonej kanapie i mruknęłam
-O nie.- potarłam oczy i popatrzyłam w stronę kuchni. Stał tam rozbawiony Florek i Emcia, która łapczywie piła kawę. 
-Boże, Boże, Boże jak ja się stoczyłam!- uderzyłam dłońmi w twarz tym samym ją zakrywając i z powrotem opadłam na poduszkę. Usłyszałam z kuchni śmiech i po chwili kroki w moją stronę. 
-Masz, będziesz żyć.- otrzymałam kubek kawy od przyjaciółki. 
-Nie chodzi o to! To pierwszy raz i od razu wrzuciłaś mnie na głęboką wodę, że tak powiem. Siedemnaście lat abstynencji i proszę co ze mną zrobiłaś!- oburzyłam się ale przyjęłam parujący napój. 
-Czyli, że teraz będziesz już grzeczna i przykładna i wrócisz do taty, do domku i do lekcji?- droczył się Florek.
-Nie.- już miał na to coś odpowiedzieć ale go uprzedziłam
-Zamknij się, idę pod prysznic.- zła odstawiłam kubek na stolik i poszłam się umyć. Woda zmyła część złego samopoczucia i wstydu. Nigdy więcej, serio. Wróciłam do przyjaciół, wypiliśmy do końca kawę i nawet zjedliśmy śniadanie. Tym razem to Emilka wychodziła pierwsza, więc dała nam obojgu po buziaku w policzek i wybiegła do szkoły. Eskacz stał w oknie i patrzył jak biegnie na przystanek i wsiada do autobusu. Posłałam mu pytające spojrzenie.
-Po prostu się o nią martwię. - westchnął ciężko. 
-Te pogróżki i tak dalej... Jestem na sto procent pewny, że to mój ojciec. Kto inny mógłby to robić? Może jej tata choć wątpię. Wtedy wykorzystywał mojego ojca do brudnej roboty, więc teraz jeśli macza w tym palce też to robi.- pociągnął łyk zimnej kawy (to już drugi kubek) i mówił ni to do siebie, ni do mnie.
-A co jeśli to jednak nie on? Jeśli to ktoś jeszcze inny?- usiadłam obok niego na blacie. 
-To nie wiem. Ale wątpię, że to ktoś inny. Emcia nie ma wrogów, nie mówiła o tym. W sumie nawet nie musiałaby mówić bo znam ją na tyle dobrze, że na pewno bym coś zauważył.- popatrzył się na mnie przenikliwym wzrokiem. 
-Ty też na siebie uważaj, 
-Co? Czemu?- zmarszczyłam brwi. 
-Bo jeśli to mój ojciec, który chce mnie "chronić" przed "złymi ludźmi" takimi jak Emcia...- poruszał palcami by pokazać cudzysłów. 
-... to może zobaczyć, że się przyjaźnicie, że jesteś mi bliska i tak dalej. No i może to chcieć wykorzystać. Jak coś to mów.- włożył pusty kubek do zlewu i znów na mnie popatrzył. 
-Coś cię gryzie.- zaskoczył mnie tą uwagą. 
-Nie, wydaje ci się. 
-Przecież widzę. Mów ale szczerze. 
-Chodzi o Emilię. Mówiła, że boi się tego wszystkiego co nastąpi. Nie zostawisz jej, prawda?- popatrzył się na mnie jak na idiotkę. 
-Zwariowałaś? Ją miałbym zostawić? I to jeszcze teraz?- popukał się w czoło. 
-Choć też się boję. Boję się tego, że ich nie utrzymam. Że nie będę w stanie sobie z tym poradzić. Ja nigdy nie trzymałem dzieciaka w rękach! A jak nasze dzieciątko się urodzi to ja nie wiem co to będzie, nic nie będę umiał. A jeśli urodzi się chore albo coś? Nie wystarczy nam funduszy na to wszystko, Emcia nie pracuje, ja nie wiem co to będzie.I jeszcze te pogróżki, cholera. Ja nie wiem co ja mam z tym zrobić, tak się o nią boję. Ona i dzieciątko są dla mnie teraz najważniejsi. Jeśli coś im się stanie...- nie skończył. Po jego policzku spłynęła łza, którą natychmiast starł. Pierwszy raz widzę go płaczącego. Nie, drugi raz. Pierwszy był gdy Emilia przeprowadzała się do Warszawy. 
-Wszystko się ułoży po myśli, zobaczysz/- przytuliłam mojego przyjaciela bez słowa. Oddał mi uścisk i uśmiechnął się. 
-Nie mów tego Emci, dobrze? Nie chcę żeby wyszło z mojego gadania coś niedobrego.- niedługo potem musiał iść do pracy, jakoś dwie godzinki później wróciła moja przyjaciółka. Znów siedziałyśmy do późna jednak nie zakończyło się to tak dramatycznie jak wczoraj. Nim przyszedł Eskacz zasnęłyśmy na kanapie. Przebudziłam się na chwilę gdy zabierał Emilię do pokoju i wrócił by ułożyć mnie w normalniejszej pozycji i przykryć kocem.
  Obudził nas natarczywy dzwonek do drzwi. Jako, że i Eskacz i Emi pozwolili mi je otwierać podbiegłam do nich i stanęłam jak wryta. Przede mną stał mój ojciec wraz z Olimpią. Staliśmy tak patrząc na siebie aż nie przyszła zaspana Emilka. 
-O rzesz kur... To znaczy.. Dzien dobry panie Krzysztofie. Może pan wejdzie?




♥♥♥
No to mamy kolejny rozdział :D 
Od razu się wytłumaczę: rozdział pisałam w nocy, nie pytajcie XD I miał być sowi ale nie wyszło bo całkiem padł mi internet :(( Toteż z sowiego wyszedł rozdział popołudniowy :P
Mam nadzieję, że się Wam podobał, piszcie co myślicie :D 
Jak już napiszecie prawilny i kreatywny komentarz to zapraszam tu:

Cieplutko pozdrawiam
Miśka