Poniżej będzie normalnie rozdział, ale najpierw chcę pogadać bo nie wszyscy czytają notki pod wpisami :<
Tak bardzo nie mogę ogarnąć tego, że TTYA ma już rok, przecież to jest jakaś masakra. Pamiętam bardzo dokładnie jak publikowałam pierwszego posta... Byłam po prostu przerażona ;-; (i zdołowana po walentynkach, oto jedna z moich motywacji by zacząć pisać jakąś mniej lub bardziej sensowną opowiastkę, ale ciśśś) Poza przerażeniem ogarniało mnie też przeświadczenie, że rzucę prowadzenie ff po pierwszych dwóch wpisach i po kilku miesiącach bloga usunę, bo będę się wstydzić. Powiem Wam szczerze, że bardzo chętnie poprawiłabym pierwsze rozdziały, przecież to jest jakaś masakra XD Ale niech już tak zostanie, to też jakaś pamiątka, prawda? Mam nadzieję, że za kolejny rok rozwinę się na tyle, by móc śmiać się z tego co robię teraz.
Mniejsza o to.
Najważniejsze jest to że po raz ENTY chcę Wam podziękować, że tu jesteście. Teraz poleci trochę cukru, także ten.Bez Was to wszystko nie miało y sensu. Ale serio, bo po kija miałabym pisać jakieś beznadziejne opowiadanka, jeśli nikt by ich nie czytał? Bez Waszych porad, uwag i pochwał nie byłabym w miejscu, w którym jestem teraz i nie robiłabym tego, co robię. Nie istniałabym w jeszcze bardziej żałosny sposób niż nie istnieję teraz .-. Także serio bardzo, bardzo Wam dziękuję! <3
I zapraszam na przeczytanie ostatniej już, specjalnej części na Thanks, that You are.
♥
(To jakby kontynuacja "złego" zakończenia)
Perspektywa Martyny.
Nadal go obserwuję. Minęły już trzy lata, nadal nie mogę się od niego oddalić i dać mu normalnie żyć. Wiem, że powinnam. Wiem, że to samolubne. Wiem, że gdyby mnie przy nim nie było, już dawno by zapomniał.
Ale chcę, by pamiętał.
-Janek.- wyszeptałam, choć nie mógł tego usłyszeć, ani mnie zobaczyć. Mógł jednak mnie czuć, byłam stale podążającym za nim chłodem. Chłopak leżał wpatrzony w sufit i próbował zasnąć.
Chciałabym móc zobaczyć, o czym myśli.
Mam nadzieję, że nie o Olce.
Przysunęłam cię bliżej niego i musnęłam jego włosy mglistą (nie wiem czy mogę tak to nazwać) dłonią. Zdefiniował to jako podmuch wiatru z otwartego okna, które szybko zamknął i wróciwszy do łóżka, okrył się szczelnie kocem. Speszyłam się i przeszłam za okno, aby nie budzić jego niepokoju.
Chciałabym, jak kiedyś móc dać mu ciepło.
Chciałabym nie być tylko mglistym, zimnym, niewidocznym dla żyjących światłem bez kształtu i stanu skupienia, które nie przeszło na "drugą stronę" po śmierci, aby przy nim być i patrzeć jak o mnie zapomina. Mogę spowolnić ten proces swoją obecnością, ale nie mogę go zatrzymać. Nienawidzę tego. Nienawidzę patrzeć, jak on przestaje mnie kochać. To naturalne i tak powinno być, jestem samolubna utrudniając mu to.
Teoretycznie mogę odejść w każdą rocznicę mojej śmierci, ale w sumie nie chcę tego robić. Wolę tu siedzieć, raniąc i siebie i jego. Tak, to wyborny pomysł, Martyna. Jednakże jak już wspominałam, zrobiłam się bardzo zapatrzona w siebie. Śmierć zmienia człowieka, także jego własna. Janek zasnął, a ja długo patrzyłam się przed siebie, na okna swojego pokoju, w którym już nie pali się światło. Nie pali się nie tylko dlatego, że po prostu już go nie zajmuję. Mój ojciec po tym co się stało kilka lat temu rozwiódł się z Olimpią i przeniósł do Brazylii, w końcu spełniając swoje marzenia. I muszę przyznać, że jestem z niego bardzo, bardzo dumna. Szkoda, że nie zdążyłam spełnić wszystkich swoich marzeń, które szczerze mówiąc wiązałam z Jasiem. Chciałam z nim zwiedzić świat, chciałam żebyśmy zawsze byli razem i żebyśmy nadal tworzyli zgraną paczkę z Emilką i Florkiem. Emi nie żyje, a Florian siedzi w więzieniu, więc trochę nam nie wyszło... Żeby było gorzej nasza śmierć pociągnęła za sobą jeszcze więcej konsekwencji. Pomijam już ogólne poruszenie w mediach, ogólnie sztuczną, szkolną żałobę. Ale z powodu jednej rzeczy dręczy mnie poczucie winy. Alicja popełniła samobójstwo, wyjaśniając w liście, że beze mnie sobie nie radzi i za bardzo jej mnie brakuje. Wiem, że moja własna śmierć nie była moją winą, ale jednak... Gdyby nie ja, Ala nadal by żyła.
Chłopak obudził się przez natarczywy dźwięk budzika, włączył drzemkę i przewrócił się na drugi bok. Bardzo mądrze Jasiek, tylko przyklasnąć. Dotykałam go w policzek raz za razem, aż się nie obudził. ("przez zimny wiatr") Otrząsnął się z sennego otępienia i zmarnowanym krokiem ruszył w stronę łazienki. Jedną z niewielu dobrych stron tego, w jakim stanie istnieję jest to, że mogę towarzyszyć Jankowi w dosłownie KAŻDEJ sytuacji. Chłopak włączył prysznic i schował się za plastikową zasłonką. Czymże jest dla mnie plastikowa zasłonka, skoro mogę przechodzić przez ściany? Mimo wszystko beznadziejne jest to, że nie mogę być obok niego także fizycznie. Nie tylko teraz, tylko tak ogólnie.
***
Są takie osoby, które będą uprzykrzać ci egzystencję, nawet jak już umrzesz. Jedną z takich osób jest Olka, którą mam ochotę rzucić doniczką, albo nagle otworzyć szafkę, tak przypadkiem przed jej twarzą. Nie robię tego tylko przez wzgląd na Janka, który musi w końcu o mnie zapomnieć.
Śmiesznie jest patrzeć na szkołę z mojej perspektywy. Mogę swobodnie przemieszczać się po salach i słuchać lekcji innych klas, obserwować ludzi. Jestem wdzięczna Jaśkowi, że nie pozwolił nikomu zająć miejsca, które zajmowałam obok niego niemal na każdych zajęciach, tego bym nie przyjęła. Zwłaszcza, jeśli byłaby to Ola.
Kolejnym śmiesznym uczuciem jest wracanie z Jankiem ze szkoły. Zawsze zatrzymuje się przed moim domem, jakby mając nadzieję, że wybiegnę zza bramki i wtulę się w jego ramiona. Oddałabym życie, żeby móc tak zrobić choć jeszcze jeden raz, ale nie mam już nawet życia. Myślę, że jeszcze kiedyś, za kilkadziesiąt lat będę mogła go przytulić. Jeśli o mnie nie zapomni, bo gdy zapomni... Wszystko, łącznie ze mną pryśnie jak bańka mydlana. Mimo wszystko myślę, że nie ma "złych zakończeń". Są tylko takie, których byśmy nie chcieli.
Koniec.
Foeva z wami!
Jak Martyna z Jankiem
Jak Martyna z Jankiem
Miśka.
Dzięki, że jesteście.